piątek, 25 października 2013

this my rules


Anthony Tonk
Niewerbalnie uzdolniony
Czarodziej | Zadufany w sobie | Kochający wolność | Lubiący kobiety | Z poczuciem humoru | Zdystansowany | Uwielbia nadużywać swoich mocy | Cwany | Opryskliwy | Bezczel | Z miękkim sercem | Twardy | Sprawiający pozory | Pełen sprzeczności  | Bez zaufanie do samego siebie | Niewierny ideałom | Pragnący czegoś wyjątkowego | Poszukiwacz | Ze słabością do dzieci* | Czarujący | Ujmujący | Arogant | Czytaj pomiędzy wierszami | Nie bierz na serio | Trzymaj się z daleka | Poczuj jego bliskość

Anthony... to dziecko szczęścia. Ta blizna na lewym policzku, to właśnie to szczęście. Pamiętam, że gdy jeszcze był małym chłopcem i dość niepokornym - tu staruszka uśmiecha się z rozbawieniem - uciekał z domu. Marzeniem dla niego było zobaczyć wilkołaka. I zobaczył go... Co w skutkach było porażające. Kiedy wspominam, uświadamiam sobie, że to zachwiało jego poczuciem wartości. Już nigdy nie był tym samym, uśmiechniętym i beztroskim dzieckiem... - zamknęła wymownie oczy, kończąc krótki monolog.

I tak każdego poranka, południa, wieczora, Tonk szuka sensu w swoim życiu. Wydaje się ono nieuchwytne, bo jest człowiekiem niezwykle zmiennym. Ucieka w świat wyimaginowany, tworząc własną rzeczywistość. Rzeczywistość, która ideałem jest dla niego samego. Czasami wydaje mu się, że odgrywa główną rolę w kiepskim hollywoodzkim filmie, zaś to tylko rzeczywistość. Sen na jawie. Oto słowa, które oddają jego permanentną osobowość.
Poszukiwacz? Czego więc poszukuje... Miłości? Rozrywki? Bliskości? Seksualności? Sam nie wie. To tylko elementy, które nigdy nie stworzą całości. Jeśli będzie bliskość, nigdy nie będzie fizyczności. A jeśli będzie fizyczność, nigdy nie będzie miłości. To tak pokrętna i wyobcowana osobowość, której on sam nie rozumie. To złota klatka,w której musi gnić. Musi czy chce? Zasadnicza różnica, choć Tonk unika retorycznych pytań w swojej głowie, które dotyczyłyby tej kwestii. Niełatwo poradzić sobie z innością i ciężkim charakterem. Niełatwo wcisnąć go w ramkę, ponieważ nie jest standardowy. Człowiek zagadka. 

__________________________________________________
Karta krótka, ale nadrobię.
*lubi dzieci, bo są małe i słodkie (nie mylić z pedofilią).
Tobias S.

21 komentarzy:

  1. [Ana zaprasza dosiebie, choć będzie później:) Przyjemna karta, może masz pomysł na powiązanie?:)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ SIEMANO :D Gabryś zaprasza do siebie z ewentualnym pomysłem.;3 ]

    Gabe

    OdpowiedzUsuń
  3. [No takie małe uzależnienie *.* ale nie o tym tu mówić miałam, powitać pana bardzo ładnie Eunika chciała i zaprosić do wątku, jest ochota?:)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej, wszystko mi pasuje i wgl, tylko odpis twój do mnie ci ucieło i nie wiem co tam miało być :p]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Znają się czy zapoznają ? :-P]

    Sarah.

    OdpowiedzUsuń
  6. [On jest bardzo poukładany. Właśnie to miała pokazać forma karty - rozkład dnia, który się rzadko kiedy zmienia. Poza tym Jack ma klucze do Biblioteki Czarownic pod zwykłą biblioteką (projekt zaakceptowany przez administrację, muszę tylko go jeszcze napisać). Ja myślę, że układ pojawiam się i znikam pasuje. To gdzie wątek? Bibliteka, spacer z psami, oglądanie telewizji przy piwie?
    I z racji bycia czarownikiem, czy Anthony wie, że Jack jest Czytaczem czy nie? ]

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  7. Wielu przychodziło do budynku biblioteki, aby znaleźć coś związanego z czarownicami. Widywał wielu, którzy wypytywali go o tomiszcza należące do spalonych na stosie kobiet. Zawsze kręcił głową, rozkładając bezradnie ręce. W bibliotece mieli specjalny dział poświęcony tego typu tematom, nie tyle dla turystów, co historyków i badaczy. Dla tych, którzy przyszli wyśpiewywać śmieszne piosenki i strzelać fotki domom czarownic, znajdowały się inne książki, pełne pseudomagicznych tez.
    Sercem tego miejsca jednak był ciąg pomieszczeń tajemnej biblioteki, którą stworzyły pierwsze wielkie czarownice Salem, czyli Sześć Umęczonych. Teraz ich dzieła, a także wiele, wiele innych znajdowało się kilka pięter pod nimi, szeleściło magią i szeptało zaklęcia. On był pewnego rodzaju strażnikiem tego miejsca, jak jego ojciec, dziad i pradziad. Rodzinna tradycja.
    Pokazywał drogę do tego miejsca każdemu, kto powiedział wprost, że chce się tam dostać. Wystarczyło powiedzieć, że chce iść do Biblioteki dla Czarownic imienia Sześciu Umęczonych. Wybiła już dziewiętnasta, ale Jake nie zauważył, by pewna kobieta, która miała dostęp do podziemi, wyszła stamtąd. Zamknął wiec wejście do budynku i zszedł na dół kamiennymi schodami ukrytymi za jednym z regałów.
    W bibliotece było jasno i przestronnie, ale Jackowi zawsze jeżył się włos na głowie, gdy tam wchodził. Magia przenikała tutaj każdą cegiełkę. Artefakty stały w gablotach, księgi na półkach.
    Dopiero po chwili krzątania się w tym miejscu, odkładania książek na odpowiednie półki i sprzątania po nieodpowiedzialnych, nastoletnich dziewczynkach, myślących, że zawładnęły światem, bo mają dar, jak to je nazywał w myślach, zauważył swojego przyjaciela. Tak, chyba tak można było określi Anthona. Jako przyjaciela. Postanowił jednak najpierw dokończyć pracę. Co się odwlecze to nie uciecze.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  8. Sarah miała dziś wyjątkowo wolne. Dziwne, narzekała na czas spędzany w barze, ale jeśli patrzeć na to z drugiej strony ; pracowała tam już dwa lata i przyzwyczaiła się do pracy tam oraz ludzi. Mieszkańców Salem jak i nowo przybyłych. Dochodziła osiemnasta. Nie ciemno, nie jasno. Słońce w jesienne dni nabierało pięknego pomarańczowego koloru. Szła ulicami Salem, i tylko jedna rzecz zakłócała porządek, a były nimi wyczuwalne napięcie w głosach dwóch osób. Weszła na tyły inne baru w Salem i zauważyła dwóch mężczyzn. Nie trzeba było być świetnym obserwatorem, żeby zauważyć, że zaraz dojdzie do bójki. Martin, znany w Salem rozrabiaka zaczepiał Anthony'ego, który co raz częściej bywał w barze w którym pracowała Sarah. Nie mogła przejść obok tego obojętnie. Podeszła bliżej. Martin wymachiwał właśnie rękoma, śmierdział alkoholem.
    - Nie dość ci kłopotów ? Tak mówię do ciebie Martin, żadne aaale... Zmiataj do domu. Inaczej powiem twojej żonie, że zamiast na wtorkowej wywiadówce u syna byłeś w barze. Mam dobrą pamięć. A Elle mi uwierzy.
    Mężczyzna bił się z myślami krótką chwilę, ale ustąpił. strach przed gniewem żony był najwyraźniej silniejszy. Sarah odprowadziła go wzrokiem. Odwróciła się do Anthony'ego i powiedziała z uśmiechem na ustach
    - Lubisz przyciągać kłopoty, prawda ?

    Sarah.

    OdpowiedzUsuń
  9. Sarah zilustrowała sylwetkę mężczyzny.
    - Jakie to proste i wygodne rozwiązanie ; dać komuś w mordę - rzadko kiedy używała takich słów ponieważ nie miała powodu, ale w obecnej sytuacji właśnie ich dobór pasował najlepiej - Tylko pogratulować. Pytanie tylko, czego konkretnie ?
    Niektórzy uważali, że Sarah nie zna prawdziwego świata, a on przecież wymusza nadużycie przemocy. Tak, biedna, bezbronna i słodka dziewczyna, jak ją postrzegali mieszkańcy Salem - nie wiedziała nic o życiu... ale wiedziała. Kto bowiem powiedział, że życie w sierocińcu gdzie przeplatają się losy różnych ludzkich historii jest proste ? Toczyła walkę z początku jak każdy aż doszła do wniosku, że jej działania nie dają rezultatu. Nie zyskuję szacunku, wywołuję jedynie odrazę w oczach ludzi.
    Zrobiła parę kroków w tył. Nie lubiła zapachu tytoniu. Owszem, tolerowała go w barze, ale nigdy do niego nie przywykła i na pewno nie polubi.

    Sarah.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach, ile razy widziała ten typ facetów. Twardych, agresywnych, kiedy chcieli, samowolni. Po prostu osobliwi. Tacy mężczyźni podobały się kobietom. Nie wiedząc czemu, podobali. A i Anthony był przystojny. Sarah nie należała do powierzchownych osób. Wygląd szedł w parze z charakterem.
    - Uważaj, któregoś dnia możesz trafić na kogoś silniejszego od ciebie. - wiedziała, że duma mężczyzny nie da mu tego przyznać lecz postrzeganie siebie jako samca alfa było śmieszne i denerwujące zarazem. - I wtedy ktoś zrobi tobie krzywdę - tym razem użyła łagodniejszych słów. Nikomu nie życzyła źle. - i uzna, że jesteś słabszy, głupszy i ułomny - powtórzyła jego słowa z typową dla siebie delikatnością. Żadne tłumaczenie nie wyjaśniło by sensu podobnych działań.
    - Nie. Po prostu przechodziłam i usłyszałam wszystko - nie zamierzała przepraszać za swe zachowanie. Co to to nie. - Zresztą nie mam powodu aby obijać komuś buźki.

    Sarah.

    OdpowiedzUsuń
  11. [W sumie pomyśleliśmy prawie o tym samym. xD W mieście nikt dziewczyny z zamysłu mojego miał nie znać, ale może Anthony próbowałby jakoś poderwać Veri? A ona potraktowałaby to jako dobrą zabawę i dała się gdzieś wyciągnąć? Skoro jest zadufany w sobie to mógłby próbować zaimponować swoimi umiejętnościami, wiesz, wziąć do lasu i zacząć czarować xD Bo pomyślałby, że skoro nie mieszkała w Salem i przyjechała sama, to nie ogarnia magii i ewentualnie umie tylko jakieś drobiazgi (nie połączyłby jej z pożarem lasu). Bo od Veri bije magiczna energia i po tym mógłby ją uznać za jedną z "nich". A ona udawałaby na początku taką lekko nieobeznaną, żeby później jakiś popis dać z lepszym efektem :D]

    OdpowiedzUsuń
  12. Zauważyła cień przebiegający po jego twarzy. Trwał krótko ale Sarah umiała dostrzec pewne niezauważalne zmiany.
    - Tak wiem. - pokiwała głową. - ale nie u wszystkich siła idzie w parze z inteligencją. Rozsądek również jest ważny.
    Trochę zadziwiała ją nagła zmiana Anthony ego, ale świadczyło to że umie przybrać inną postawę. Czy szczerą ? Nie znała go na tyle dobrze aby stwierdzić to teraz.
    Rozśmieszyła się trochę uwagą mówiąca, że nikt ją nie skrzywdzi.
    - Spokojnie. Umiem sobie radzić. Z różnymi ludzi miałam do czynienia w barze i poza nim. Ale miło, że tak mówisz - poszła wraz z nim.
    - Ach, lubisz działać na kobiety - bardziej stwierdziła niż zapytała.

    Sarah.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Haha, próbowałam wyobrazić sobie Veri, która się na niego rzuca, bo PO PROSTU JEST xDDD]

    Veri lubiła wilkołaki w ich nieokiełznanej formie. W domu rzadko kiedy się na takie natykała, bo zazwyczaj każdy bardzo szybko wiązał się paktem z jej klanem, a odprawiany rytuał nakazywał mu posłuszeństwo, więc łatwo było ich ujarzmić podczas pełni. Wystarczyło słowo związanego z danym wilkiem czarownika i już z niebezpiecznej bestii zmieniał się w domowe zwierzątko, którego gabaryty przewyższały typowego pieska, ale jednak trzymałeś go na krótkiej smyczy. Tylko nieliczne wilkołaki wolały wolność, za którą ceną była utrata człowieczeństwa i świadomości podczas pełni.
    Spacer wokół lasu niektórzy mogliby uznać za pomysł ostatniej idiotki, ale Veri umiała się bronić. Nie była zwyczajnym człowiekiem, który zupełnie sobie by nie poradził spotykając na drodze rozszalałego potwora. Wiedziała, jak jednej chwili ze stanu spokojnego obserwatora przejść do trybu walki. W razie czego w każdym momencie była zdolna przywołać swoje wampiry do pomocy. Nie była bezbronna jak mały, nieporadny człowieczek. Za swojego największego sojusznika miała moc, która miała być wykorzystywana przede wszystkim do obrony życia władającej nią czarownicy. Co prawda klan Veri dbał o wszystkie istoty nadprzyrodzone (oczywiście nie bez czerpania z tego jakiś zysków), ale kiedy ich działania zagrażały życiu jednego z nich, stawali się bezwzględni. Nie wahali się i chociaż do tej pory Verest nikogo nie zabiła, wiedziała, czyje życie jest dla niej najważniejsze. Jej i nikogo więcej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przewróciła oczami. Kolejna osoba - jak wszystkie inne w Salem - która uważała ją za niewinną dziewczynę licząca na czyjąś pomoc. Czasami wolała aby poprzestali na pomocy w sklepie, kiedy nie może ściągnąć płatków śniadaniowych z najwyżej półki. Czemu oni właściwie stawiają je tak wysoko.
    - Znam parę sztuczek, a raczej chwytów - wypięła dumnie pierś do przodu. - Nie posuwam się do szarpania za włosy - zaśmiała się - żeby była jasność. Po prostu poprzestaje na samoobronie. Kto wie, może kiedyś ci pokaże co umiem - powiedziała tajemniczo.
    - A lubią lubią nie przeczę - przyznała z dziecinną niewinnością - ale ja na każdego znajduję sposób - dźgnęła go palcem wskazującym w ramię. Był silny, stwierdziła.
    Kiedy powiedział "A działam" utwierdziła się w przekonaniu, że lubi kobiety i chętnie przebywa w ich towarzystwie a co potem... tak, łatwo się domyślić. Po krótkim milczeniu odpowiedziała
    - Hmm, nie jestem do końca pewna. - zmrużyła oczy przyglądając się Anthony'emu. Podroczy się z nim, a co. Zresztą dobrze czasami poflirtować. Miała chłopaka, ale jak każda kobieta lubiła mieć świadomość, że podoba się facetom.

    Sarah.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Zawszę najpierw musze trochę poznać drugiego człowieka aby mieć pewność jeśli chodzi o - urwała - wszystko co dotyczy danej osoby . Anthony wydawał się teraz zupełnie inny. Po zachowaniu w barze w którym przebywał parokrotnie wyciągnęła parę pochopnych wniosków, ale postanowiła się z nimi nie zdradzać. Przynajmniej nie teraz.
    - Ależ lubimy słodkich, zimnych drani - zbliżyła się nieco do niego. - Ale w określonych sytuacjach. W innych lepiej, gdy jesteście stanowczy albo przyznajecie się do błędu i słabości. A jeszcze indziej kiedy jesteś dzicy w... - urwała w pół zdania, zdając sobie sprawę co chciała powiedzieć. Zaśmiała się z samej siebie.
    Podczas ich rozmowy właściwie nie zważała większej uwagi gdzie idą. Dopiero gdy znaleźli się w dość osobliwym miejscu, zadała sobie pytanie czy parę spotkań w barze i to jedno, wystarczą aby wejść do mieszkania bądź co bądź obcego mężczyzny. Instynkt czy jak to inaczej to nazwać zadecydował. Przekroczyła próg mając nadzieję, że tego nie pożałuję. Na to było już za późno.
    - Mam nadzieję, że nie ukrywasz trupa w zamrażalce - rzuciła aby rozładować własne zdenerwowanie. - Albo byłej dziewczyny. Tym bardziej blondynki. Trochę bym się zaniepokoiła.

    Sarah.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Witam. Najlepiej wszystko! Mogli się znać zanim stała się wilkołakiem. Coś świta? Zacznę.]

    Alessia

    OdpowiedzUsuń
  17. - Zapamiętam sobie te informację - powiedziała już nieco spokojniej. Na wszelki wypadek zapiała w pamięci miejsce, gdzie znajdują się klucze. Zlokalizowała również lampkę, która mogła posłużyć za ewentualną formę samoobrony. Wolała jej jednak nie używać. Wyglądała na zaniedbaną ale pod kurzem, zapewne skrywała swoje piękno. Typowe stare, ponadczasowe piękno.
    - Jeśli to twoja jedyna wada, przeżyję to. Mam chłopaka i "rozumiem porządek widziany oczami mężczyzn". - podniosła pustą butelkę po winie kątek oka dostrzegając dwa kieliszki na blacie kuchennym. Na jednym z nich zauważyła ślad po szmince.
    - Widzę, że nie próżnowałeś - podniosła kieliszek i wsadziła go do zlewu. Wytężyła słuch, kiedy do jej uszu doszedł dziwny dźwięk dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to jej własny żołądek. Zaśmiała się mówiąc
    - Wybacz. Pracując w barze ograniczam się do orzeszków solonych. - Prawda. Kiedy ruch był duży robiła drak za drinkiem.
    - Zobaczmy co tu masz. - otarła lodówce - może uda nam się coś przygotować. Ty również mizernie wyglądasz. No, nie patrz tak na mnie. Pomóż mi - uśmiechnęła się zachęcając go gestem ręki. Od razu się rozluźniła.

    Sarah.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jej dom w tym okresie, był niczym jeden wielki cyrk. Ana należała do rodziny, w której z pokolenia na pokolenia przekazywana była wiedza, a jej przodkini. Nic nie miała przeciwko, gdyby nie fakt iż każdy za nią podążał i kazał robić to, a nie tamto. Jednak każdy kto znał tę brunetkę, wiedział że nienawidziła ona robić za czyiś podnóżek, zwłaszcza że świat widziała na swój własny, wyjątkowy sposób. Dlatego gdy tylko miała okazję wychodziła, z domu i szła przed siebie. Czy to na kawę, czy na piwo. Wszystko, by jedynie znaleźć się najdalej od domu. Ubrana w fioletową sukienkę, oraz wysokie kozaki i ciemną skórę, czym prędzej korzystając z nadarzającej się okazji wyszła z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Westchnęła głęboko, nabierając powietrza w płuca.
    I właśnie wtedy gdy chciała już opuścić posesję przed sobą ujrzała doskonale znanego sobie Czarodzieja. TEgo samego z którym niegdyś łączyły, ją bardzo ciekawe związki i tego samego który zniknął, ni stąd ni zowąd. Zatrzymała się, wpatrując w niego nie ukrywając zaskoczenia.
    - Co ty tu robisz, Tonk?- zapytała, a kącik jej ust pomknął ku górze, w zaskoczeniu, które było zarówno przyjemne i denerwujące.

    OdpowiedzUsuń
  19. Niedawno wróciła do miasta, a on był jedyną osobą, którą wiedziała, że pamięta... Więcej! Którą znała. Ale to dlatego, że miała jego numer telefonu i on czasem wyjeżdżał z tego miasta by ją odwiedzić. Znaczy... nie wiedziała, czy to był główny cel jego przyjazdu, czy po prostu przy okazyjna korzyść, ale ważne było, że ten kontakt z nim miała.
    Tyle tylko, że po przyjeździe wiedziała, że nie mogła liczyć na jego pomoc. Od trzech lat się do niej nie odzywał. Dokładnie od dnia, kiedy przyjechał do niej i od progu poznał w niej wilkołaka. Ona oczywiście wtedy nie wiedziała o tym, iż mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę z istnienia nadprzyrodzonych, więc gdy on się na nią wściekł (bo przecież ona sama poprosiła o przemianę) za jej wilkołactwo, ona mu wygarnęła co sądzi o jego czarodziejskich kłamstwach. I tym sposobem nie rozmawiali od trzech lat. Jasne, po przyjeździe do miasta nawet go szukała i chciała pogadać, ale on jej unikał jak ognia.
    Tego popołudnia szła sobie po chodniku, kiedy nagle stanęła z nim twarzą w twarz, kiedy wyszedł z drzwi po prawej stronie. Chwilę trwało nim go wyminęła, po czym będąc na równi z nim mruknęła.
    - Tchórz. - A propos jego zachowania i zamierzała pójść dalej.

    Alessia

    OdpowiedzUsuń
  20. Veri była osobą, która wszystkimi kończynami broniła się przed okazywaniem strachu i dzięki opanowaniu magii na naprawdę wysokim poziomie oraz dwójce osobistych strażników tak naprawdę nie musiała się bać. Nie miała czego, a przynajmniej tak sobie powtarzała. Gdyby zaczęła wątpić, utraciłaby dużą część swojej pewności siebie, a to była chyba główna cecha, która nadawała jej osobie obecną formę. Bez niej natychmiast by się pogubiła, przestała być sobą. Potrzebowała swoich złośliwych uśmiechów i poczucia wyższości, żeby funkcjonować, tak jak ryba potrzebuje wody.
    Nie znaczy to, że nie potrafiła być inna. Umiała, ale po co? Dobrze czuła się we własnej skórze. Nie była jedną z tych zamyślonych dziewczynek, księżniczek czekających w wysokiej wieży, aż ich książę z bajki ich wybawi. Nie, ona była królową, która zamyka ludzi w takich wieżyczkach, a wszystko, co im pozostaje, to nadzieja na ratunek w przyszłości.
    — A co mogę robić podczas pełni w okolicy, gdzie grasują wilkołaki? Czekam na jakiegoś — powiedziała i wywróciła oczami. Czy ludzie w Salem naprawdę musieli zadawać tak idiotyczne pytania? Marnowali tylko tlen na artykułowanie dźwięków. Tak samo jak dusili swoją magię, bo zbyt bali się z niej korzystać. Gdyby umieli się bronić, nie musieliby drżeć przed wydaniem się sekretu.

    OdpowiedzUsuń