poniedziałek, 4 listopada 2013

Here comes the feeling you thought you'd forgotten.

Ciprian Victor Bălcescu, Siedmiogród w 1431r. Trzeci i ostatni syn, piąte dziecko, potomek księcia Wołoszczyzny. Czarna owca rodziny, co to nigdy nie rozumiała jak należy żyć. Od zawsze i na zawsze skurwysyn; wojak i zabijaka w wolnym czasie. Okrutnik bez skrupułów, syn marnotrawny. Ulubieniec dam dworu, znienawidzony przez ich mężów. Sam sobie winny, łatwy kąsek dla wampira. Ekatharina Sincai – morderczyni, opiekunka, kochanka.

Obieżyświat, co to bez swej mistrzyni ani rusz. Osiadł na stałe w ZSRR w latach trzydziestych dwudziestego wieku. Aleksandr Jurjewicz Woronin. Shura. Brak wartości moralnych i jakichkolwiek poglądów – idealny NKWDzista, a i pory pracy nie najgorsze. W '41 mianowany majorem, przesiedlony do Leningradu. Początek końca.



Jak to się stało, że istota nieprzejawiająca żadnych oznak pierwotnej przynależności do rasy ludzkiej mogła się zakochać w Anastazji Morozovej – tego Wright wytłumaczyć nie umie. Jeszcze większą zagadką pozostaje fakt, że miłość tę odwzajemniono. Fakty są jednak takie, a nie inne, Alexander wpadł był po uszy i wciąż się nie wydostał, chociaż trwa w tym stanie od lat siedemdziesięciu dwóch.

To jest tak, że normalnie wykonujesz wszystkie czynności. Wstajesz, pożywiasz się, idziesz do pracy, później do domu, czasem wymienisz z kimś tych kilka prostych składniowo zdań, udajesz żywego, gapisz się na te wszystkie kobiety pragnące twojej uwagi, pieścisz je i wielbisz, a w środku po prostu rozpierdala Cię psychicznie i wiesz, że nie wytrzymasz tego dłużej.

W ten właśnie sposób czuł się nieprzerwanie odkąd jego Stwórczyni po niego powróciła i przerwała to, co zakochanym udało się zbudować we Francji i Londynie. Latał za nią po świecie jak za starych dobrych czasów i czuł się coraz gorzej. Chociaż jako wampir nie może pochwalić się bijącym sercem – czy w ogóle kiedyś mógł? - bez Nastii nie mógł oddychać, nie chciał funkcjonować, nie umiał..
Jeśli zaś było coś, czego kilkusetletni żywot go nauczył i co chętnie w życiu wykorzystywał, to była to z pewnością umiejętność całkowitego skupienia się na własnych potrzebach i pragnieniach.
Stąd Alexander Bruce Wright. Stąd Ameryka. Stąd Salem. Stąd powrót do bycia Shurą.



Alexander Bruce Wright
582 letnia dusza
27 letnie ciało
wampir

Patent na szczęście? Zakochać się, widzieć Śmierć zaglądającą w oczy Ukochanej, po czym spontanicznie zatopić kły w tętnicy miłości swojego życia. Przemienić ją, kochać, zostawić. A potem liczyć na przebaczenie. Brzmi sensownie, prawda?


Odwróć wzrok. No już. Szybciej! Nie chcesz, by Cię dostrzegł. A już z pewnością nie chcesz poczuć na sobie lodowatego spojrzenia i równie mroźnego dotyku. Nie łudź się, kochanie. Nie poradzisz sobie z nim. Bo Alex to czarny charakter jakich mało. Metr dziewięćdziesiąt pięć chamstwa pieczołowicie pielęgnowanego przez prawie sześć wieków. Pełne nienawiści oczy w kolorze bursztynu. Sarkazm w słowach, arogancja w postawie, egocentryzm w stylu życia.
Ni mniej ni więcej. Shura.



Dajcie mi paczkę papierosów i blondynkę z zielonymi oczami – koniecznie przed dwudziestką! - a będę względnie zadowolony. Dajcie mi Anastazję, a świat Wam podaruję.



Witamy się milutko.
Wątki lubimy. Powiązania lubimy.
Ogólnie rozmawiać lubimy. 
Danila Kozlovsky.

76 komentarzy:

  1. [CIESZĘ OCZĘTA. Borzethorze, jak cieszę. Jestem moim geniuszem zła tak bardzo. Miałam nie serduszkować, ale będę. <3]


    Anastasia

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Czeeeść! Wątek/Powiązanie mi tam obojętnie... Są może jakieś pomysły? ]
    Zuze

    OdpowiedzUsuń
  3. [Mmm cud miód i malina :)) a karta napisana bardzo dobrze, aż miło się czytało. Witam tak przy okazji.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jest może ochota na wątek ze Śmiercią?]

    OdpowiedzUsuń
  5. Anastasia nie lubiła swojego amerykańskiego imienia, szczególnie jego zdrobnienia – było puste. Ana nie brzmiało naturalnie, często nawet nie reagowała, gdy ktoś tak na nią wołał. Jednak było wyjątkowo przydatne, bowiem nigdy nie musiała tłumaczyć zawiłości swojego pochodzenia. Była Aną Madsen i wszystkim to odpowiadało.
    Czasem tylko, gdy leżała ciemnościach za dnia i nie mogła spać – właściwie, czy wampiry cierpią na bezsenność, widocznie ona tak – płakała niemo w poduszkę przypominając sobie, jak szeptał jej imię, gdy mu się oddawała, gdy była jeszcze człowiekiem. O dziwo te wspomnienia z lat, gdy nie była obdarzona Mrocznym Darem były wyrazistsze niż te późniejsze. Niestety nie utkwiło jej się w pamięci nic już po roku siedemdziesiątym piątym, gdy postawiła stopę na Wyspie Ellis w Stanach Zjednoczonych.
    Dlatego doskonale pamiętała jego zapach, ale ten, który czuła jeszcze, jako zwykła rosyjska dziewczyna.
    Nocami, czyli w porze jej egzystencji – bo tego, co miała nie można było nazwać życiem – było nieco lepiej. Nie myślała, że wspominała, musiała się pożywić, robiąc wszystko, aby nikt nie zwrócił na nią uwagi. Wybierała się często za Salem, w którym się osiedliła kilka tygodni temu i karmiła się dwoma, trzema kobietami nie robiąc im większej krzywdy. Odsyłała je bez wspomnieć o całym zajściu.
    Dlatego teraz spokojnie kroczyła w zwiewnej sukience modnej w poprzednim wieku, przez pełną neonów dzielnicę miasteczka z zaróżowionymi od krwi policzkami. Na chwilę zatrzymała się przy witrynie ze słodyczami. Mimo, że sklep był zamknięty małe lampki podświetlały jego wnętrze. Jako Anastazja uwielbiała słodycze.
    Przykleiła nos do szyby i oparła o nie drobne dłonie.

    Anastasia

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam. Pomysł na wątek? Mogę zacząć.]

    Alessia

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyczuwała od kilku godzin, odkąd wypełzła z piwnicy swojej wybawicielki, jak zwykła mówić na Marę, dziwną obecność w Salem. Wszelkie istoty nadprzyrodzone i ludzie pojawiali się w miasteczku i równie szybko znikali, na nikogo więc nie zwracała uwagi. A jednak – czyjaś aura była intensywna tak bardzo i jakby doskonale jej znana, że nie byłą w stanie pozbyć się wrażenia dziwnego ucisku w sercu. Które przecież zastygło w jej piersi ponad siedemdziesiąt lat temu.
    Nie myliła się. Najpierw usłyszała jego głęboki głos, który doprowadzał ją zawsze do przyjemnego szaleństwa. Dopiero później zobaczyła jego odbicie w witrynie sklepowej – pewnie, gdyby mogła zemdlałaby z wrażenia. Nic się nie zmienił, wysoki, równie przystojny, tyle, że nie w ciemnym mundurze. Nienaturalnie piękny jej Shura. Nie, Aleksandr. Major Woronin. A może Cyprian.
    Sześćdziesiąt lat. Boże, minęło sześćdziesiąt lat odkąd ją zostawił dla swojej stwórczyni i teraz miał czelność pojawić się w jej życiu ponownie. Nie odezwał się, nie napisał, pewnie nawet jej nie szukał. Nie miał prawa po raz kolejny zburzyć wszystkiego, co tak skrzętnie budowała. Anastasia wiedziała, że nie mogła mu to pozwolić, ale tak bardzo tego chciała. A może on wcale się nie pojawił?
    Zmarszczyła piegowaty nosek i oparła się na szybie, jakby naprawdę traciła równowagę. Przecież to nie było możliwe, że wrócił po tylu dekadach. Nawet on nie był tak okrutny, żeby to robić. Na pewno jej nadszarpnięta psychika została opanowana bez wybujałą wyobraźnie, a postać jej ukochanego było tylko marą.
    Nie odwróciła się do niego, po prostu zaczęła odchodzić.
    - Nie istniejesz – szeptała do siebie, niczym mantrę, zakrywając dłońmi uszy.

    Anastasia

    OdpowiedzUsuń
  8. Pisnęła mimowolnie, gdy jej dotknął. Był prawdziwy, to chyba najbardziej bolało Anastasię – przez jej ukochanego przemawiało tak wielkie okrucieństwo, że po sześciu dekadach, gdzie codziennie czuła, jakby ktoś ją spalał na stosie, przyszedł do niej i myślał, że rzuci mu się w ramiona.
    Spięła wszystkie mięśnie i podniosła ręce do góry, tak samo jak ta zagubiona siedemnastolatka, którą zaatakowano w Ogrodzie Letnim, gdy wracała z pracy. Tym razem jednak, wybawcę z tamtej sytuacji postrzegała, jako oprawcę. Chciała uciec, nie rozumiała, dlaczego nie może się ruszyć. Stała, jak wmurowana w ziemię pozwalając mu się dotykać i czując jak pieką ją oczy. Po jej policzku stoczyło się kilka krwawych łez zostawiając na jasnej skórze czerwone smugi.
    Odskoczyła od niego i objęła się ramionami. Nie wiedziała, skąd wzięła na to siłę, jednak była z siebie dumna. Nie miała zamiaru pozwolić mu omamić swoich zmysłów. Tego, co zrobił nie mogła wybaczyć. Jego zapewniania, ze ją kocha, że przemienił ją, bo chciał spędzić z nią wieczność były kłamstwem. A ona tylko dla niego zgodziła się zastygnąć w ciele osiemnastolatki do końca świata. On odszedł i to dla innej kobiety, pozostawiając ją tylko z bólem tak wielkim, że pewnie gdyby była człowiekiem, niechybnie umarłaby.
    Wycofała się parę kroków i oparła o ścianę. Mocno obejmowała się ramionami, nie mogąc podnieść na niego załzawionych, zielonych oczu. Wiedziała, że jego bursztynowe tęczówki podziałają na nią natychmiast i nie będzie mogła się bronić. A musiała, nie mogła mu ulec – to nie był jej kochany Shura.
    - Odejdź – szepnęła słabo. – Proszę cię, odejdź. Zostaw mnie. – Niemal nie poruszała ustami, ale wiedziała, że doskonale ja słyszy. – Wracaj do swojej stwórczymi i zostaw mnie, błagam. – Ruszyła w przeciwnym kierunku, do którego pierwotnie zmierzała, nie mając zamiaru narażać Mary.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie bez ulgi opuściła ramiona, kiedy się od niej odsunął.
    - Nie, nie zrozumiałam – przytaknęła cichutko i próbowała odejść, zostawić go za sobą, tak jak on to zrobił z nią. Dlaczego tak bardzo to utrudniał, dlaczego nie dawał jej odejść? Anastasia miała mętlik w głowie.
    Był za blisko, zdecydowanie, był za blisko. Jego zapach mącił jej w zmysłach tak bardzo, że już na niczym innym nie mogła się skupić. Rozkoszowała się tą chwilą bliskości, patrząc na guziki od jego koszuli, aby po chwili cofnąć się kawałeczek. Długo się wzbraniała przed podniesieniem na niego spojrzenia. Jednak, gdy powtórzył swoją prośbę stanowczo, niczym rozkaz – musiała mu ulec, jako swemu Stwórcy. Pod wieloma względami miał nad nią całkowitą kontrolę, nie tylko, dlatego że kochała go do szaleństwa, ale właśnie, dlatego że obdarzył ją swoją nieśmiertelną krwią.
    Jej zielone tęczówki, przepełnione smutkiem, żalem i nieopisanym cierpieniem, skrzyżowały się z jego bursztynowymi. Ale była tam też miłość, nieopisana, monumentalnych rozmiarów, która mimo wszystko nie mogła mu wybaczyć pozostawienia jej na pastwę losu.
    - Patrzę na ciebie – wydusiła – ojcze. – Dodała nie bez nutki kpiny w głosie.
    Nigdy tak się do niego nie zwracała, chociaż wielu Stwórców było tak właśnie określanych przez wampiry, które stworzyli. Jednak rzadko można było spotkać sytuacje, gdzie zakochiwali się w sobie, tak jak to było przypadku Anastazji i Aleksandra.
    Nie wiedziała nawet, jak ma się do nie zwracać. Nie wiedziała, czy chce.
    - Nie mów tak do mnie – warknęła. – Nie masz prawa mnie tak nazywać! – Wypowiedzenie przez niego zdrobnienia jej imienia zabolało ją, jakby teraz było najokropniejszym przekleństwem, jakie padło z jego ust.

    OdpowiedzUsuń
  10. [przyszłą msie przywitac i o watek/powiazanie spytac ;)]

    Serafina

    OdpowiedzUsuń
  11. [To ja powitam i się o wątek zapytam, o!]

    Innes

    OdpowiedzUsuń
  12. [Oczywiście. Ja też w nocnych godzinach raczej nie wymyśliłabym nic sensownego.]

    OdpowiedzUsuń
  13. Cofnęła się widząc i słysząc jego reakcję. Wiedziała, jaki jest, w co się pakowała, ale nigdy przenigdy jej nie skrzywdził. W stosunku do niej zawsze starał się zachować spokój, opanować się przed instynktami, nawet wtedy, kiedy byłą jeszcze człowiekiem. Anastasia skarciła się w głowie za te myśli – w końcu ją skrzywdził, w najgorszy, najokrutniejszy sposób. Opuścił ją zabierając wszystko, co miała – jego samego.
    Próbowała wytrzymać jego spojrzenie.
    - Mogę teraz odejść, a i tak sumienie nie będzie mnie zżerało. Majorze. – Zasalutowała mu z kpiną.
    Miała wrażenie, że jego lodowaty ton zamyka ją w swoje szpony i nie chce puścić. Przy nim zawsze czuła się malutką, zagubioną rosyjską nastolatką. Sprawiał, że nawet jako niemal dziewięćdziesięcioletnia wampirzyca. kuliła się przed nim i prawie całkowicie mu się poddawała. Czuła się beznadziejnie słaba.
    - Nie mam z tym problemu... – zaczęła niepewnie – w końcu raz mnie uratowałeś. – Zamilkła na chwilę; miała na myśli tę noc, w której przyszedł jej na ratunek i fakt, że w ogóle pojawił się w jej życiu, bo wtedy tak naprawdę zaczęła oddychać. – I dwa razy zabiłeś. – Zwiesiła głowę. Za swoją śmierć uznawała przemienienie w wampira i jego odejście, mimo że była to śmierć metaforyczna, Anastasia od tego czasu czuła się prawdziwie martwa. – Sądzę, że to wystarczający powód, aby nie mieć wyrzutów sumienia z pozostawienia ciebie tutaj. – Założyła kilka niesfornych złotych kosmyków za ucho. – Idź to innej naiwnej dziewczyny, której naobiecywałeś to, co mnie i daj mi święty spokój. – Powiedziała ze złością. – Na pewno nagromadziłeś ich wiele przez te wszystkie stulecia. – Ponownie go wyminęła, ale po kilku krokach się zatrzymała. Zaciskając dłonie w pięści i stojąc do niego tyłem, zapytała: – Dlaczego ja? Dlaczego nie wybrałeś innej... wtedy, kiedy przyszedłeś do mnie – wzdrygnęła się na wspomnienie tego lodowatego wieczora, kiedy umierała na gruźlicę, z głodu i wycieńczenia w lodowatym mieszkaniu komunalnym, widząc jak siedząca przy niej siostra też już nie wytrzymuje – dlaczego nie przemieniłeś Daszy, tylko mnie? – Znowu poczuła jak pieką ją oczy.
    Daria była od niej sześć lat starsza, piękniejsza i smukła. Przypominała gwiazdę filmową, jako posiadaczka czarnych włosów i niebieskich oczu. Pasowałaby idealnie do jego chłodnej urody, a poza wszystkim – każdy ślepiec widział, jak kocha majora Woronina. Niejednokrotnie zabraniała Nastii wychodzić z domu, domyślać się, że siostrzyczka idzie na spotkanie z nim.
    A jednak. To drobna Anastazja została obdarzona przez niego Mrocznym Darem. Nie Dasza, która umarła nim jej siostra obudziła się po przemianie, jako wampirzyca.

    OdpowiedzUsuń
  14. Odwróciła się do niego. Zaciskała usta w wąską linię i patrzyła na niego ze smutkiem. Nie potrafiła go zrozumieć – skoro ją stworzył, skoro była i jego dzieckiem, jakkolwiek idiotycznie to nie brzmiało, i jego kochanką, a co gorsza – jego żoną, to dlaczego ją zostawił dla i n n e j ? Skoro więź Stwórcy ze swoim pisklęciem jest tak silna, że Ekatahrina odnalazła ich we Francji, to dlaczego akurat on musiał zostawić Anastasię w tak okrutnie żenujący sposób. Bez słowa pożegnania.
    Westchnęła ciężko, chociaż nie musiała, ale przez tyle dekad udawania, że jest się człowiekiem i tęsknoty za byciem śmiertelnym sprawiły, że Anastasia mimowolnie zachowywała się jak zwykła dziewczyna.
    - Musiałeś użyć na mnie swoich wampirzych sztuczek. – Wzruszyła ramionami, niby obojętnie. – I uroku osobistego. – Na chwilę zamilkła. – Urok osobisty to twoja jedyna zaleta. – Dodała z lekką kpiną i lekko ściągnęła brwi. – Nigdy nie zapytałeś mnie o zdanie. – Wyszeptała z żalem. Doszukała się w torebce chusteczki i otarła policzki z łez. – Zawsze byłeś tylko ty... i na początku naprawdę sądziłam, że sobie poradzę z tym wszystkim. – Teraz to ona się do niego zbliżyła. – Jako wieczna osiemnastolatka, która nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. – Głos jej się łamał. – Bo miałam ciebie. Bo miałam – położyła dłonie na jego torsie – swojego Shurę. – Po raz pierwszy powiedziała ukochane przez nią zdrobnienie jego imienia. – A później – znowu się cofnęła – mnie zostawiłeś. Uzależniłeś mnie od siebie, niczego nie nauczyłeś o naszym świecie, pozostawiłeś samej sobie, bo dotychczas zawsze byłeś t y , t y , który mnie broniłeś i który mi pomagałeś... I naprawdę wolałam, żebyś dał mi umrzeć, wtedy, w moim mieszkaniu, niż zostawiał. Nadal uważam, że tak byłoby lepiej... I teraz po sześciu dekadach – zaśmiała się gorzko, coraz bardziej się cofając – masz czelność wracać. – Wskazała na niego dłońmi. – Jak gdyby nigdy nic! – Spróbowała się uspokoić. – Nie, nie – pomachała przecząco głową – nie mam problemu, żeby od ciebie odejść.
    Odwróciła się na pięcie i faktycznie zaczęła się kierować ku tylko sobie znanemu celowi. I chociaż znowu miała wrażenie, że na chwilę jej serce zatrzepotało w serce, a teraz ktoś wyrwał jej je z piersi, a ona słyszy jak toczy się po brudnej ziemi i przestaje bić w ciemnym zaułku – nie miała zamiaru się odwrócić. Wbiła palce w ramiona do bólu i dzielnie szła przed siebie, ciągle czując za plecami jego obecność.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Świetny pomysł. Ja lepszego bym nie wymyśliła. Mam rozumieć, że zaczynam tak?]

    OdpowiedzUsuń
  16. Zatrzymała się, chociaż wcale tego nie chciała. Próbowała walczyć z jego rozkazem, ale jej wola była niczym, w porównaniu z prawie sześćsetletnim Stwórcą. Ogarnął jak tak wielki smutek, że znowu zaczęła płakać – jej kochany Shura upadł tak nisko, że musiał jej wydawać polecenia. Odwróciła się znowu do niego i czuła obezwładniający ból, gdy walczyła ze słowami swojego Stwórcy. Musiała się poddać.
    Nie odeszła, ale też nie ruszyła się ku niemu.
    Jego słowa tak bardzo ją raniły. Miał rację, miał całkowitą rację, jak zawsze. Tak bardzo chciała rzucić mu się w ramiona, ale poprzysięgła sobie, ze już nigdy mu nie ulegnie, nie po tym wszystkim. Nie mogła słuchać, jak cierpi, to było jeszcze bardziej nie do zniesienia niż jej gorycz, gdy została sama. Zawsze tak było, nawet, gdy była człowiekiem – podczas nocnych spacerów z Aleksandrem oddychała dzięki niemu, żyła dzięki niemu, a gdy się rozstawali w jej płucach, w jej życiu, pozostawała fizyczna, paląca pustka.
    - Mogłeś napisać. – Powiedziała w końcu, nadal nie ruszając się z miejsca. – Zrobić cokolwiek, żeby dać mi znać, że mnie kochasz... j e ś l i mnie naprawdę kochasz. Nawet nie wiedziałeś, czy żyję... a gdyby zabił mnie jakiś łowca, nawet byś nie zauważył... – Zrobiła jeden krok do przodu, ale ponownie zamarła słysząc jego słowa. – Nie! – Krzyknęła i zaraz znalazła się przy nim, trzymając mocno za koszule na torsie. – Nie, nie, nie. – Szeptała cichutko. – Nie rób tego. Błagam cię, Shura, nie rób tego...
    Wystarczyło parę słów, zdanie, którego pewnie nie przemyślał – przynajmniej miała taką nadzieję, bo inaczej naprawdę byłby najpodlejsza istotą świata. Krótka wzmianka o tym, że chce się pozbawić życia, a ona zaraz była gotowa paść na kolana i przepraszać go za to, że ją zostawił, że to ona go nie szukała. Nie mogła nawet znieść myśli, że jej kochany Aleksandr zniknąłby z tego świata. Gdy był ze swoją Stwórczynią, przynajmniej wiedziała, że nic mu nie jest – egzystowała, bo gdzieś i on był, gdyby było inaczej, Katherina na pewno wpadłaby w szał i cały wampirzy półświatek dowiedziałby się o tym.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zadarła głowę, żeby patrzeć mu w oczy. Znowu czuła się pokonana, znowu jej szaleńcza miłość do niego wygrała z ta racjonalną stroną jej natury. Właściwie – ona nigdy nie istniała, gdy tylko Aleksandr pojawiał się w pobliżu. Jego obecność kompletnie mąciła jej w zmysłach, do tego stopnia, że mógł z nią zrobić wszystko, co chciał.
    - Ufałam ci, ale ty mimo przysięgi mnie zostawiłeś, co miałam myśleć? – Zapytała cichutko. – Sypiałeś z nią prawda? Mimo że byliśmy małżeństwem... nie uwierzę, że do tego tez cię zmuszała. – Odsunęła się od niego, wyrywając dłonie, jego dotyk ją palił.
    Nie mogła wyrzucić z pamięci obrazu, który podsunęła jej wyobraźnia. Katherina mdlejąca z rozkoszy pod silnymi ramionami jej Shury. Nie mogła uwierzyć, albo nie chciała pojąc, że Stwórca może mieć aż taką władzę nad swoim pisklęciem.
    0 Czy mogę już odejść? – Jej głos był prawie niedosłyszalny. – Dobrze, że się mi nie dziwisz, więc przestań mnie upokarzać i pozwól mi odejść. – Wbiła spojrzenie w swoje buty. – Na ile tym razem wróciłeś? – Zapytała nagle. – Na dziesięć lat, czy może na dziesięć miesięcy?
    Nie potrafiła mu zaufać, bała się panicznie, że jednak coś sobie zrobi, ale mimo to, nie umiała na niego spojrzeć, nie czując wypalającego ją bólu. Kochała go tak bardzo, że sama była gotowa umrzeć, gdy została sama, jednak na początku łudziła się, że Aleksandr do niej wróci, a była zbyt wielkim tchórzem, gdy straciła nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Okeej ;) Takie akcje są naprawdę w Zuzki stylu, więc mi pasuję... I tutaj mam do ciebie wielką prośbę. Zaczniesz? Ja do czwartku się raczej nie wyrobię, a poza tym nie mam pojęcia jak wątek rozpocząć z perspektywy mojej dziewczynki.;/ ]
    Zuze

    OdpowiedzUsuń
  19. Wpatrywała się w niego i po raz pierwszy czuła do niego obrzydzenie. Był jej pierwszym, jedynym, ostatnim – nigdy przed nim nie miała mężczyzny, ani po nim, nawet gdy odszedł do żadnego się nie zbliżyła. Z żadnym nawet nie rozmawiała, pamiętając, co mu przysięgała przed Bogiem. Widocznie Aleksandr przytaczał słowa ślubowania tylko wtedy, kiedy mu to pasowało, a żeby było mu wygodniej – po prostu o nich zapominał.
    Cofnęła się parę kroków, znowu obejmując się ramionami.
    - Nie. – Powiedziała głośno i dobitnie. – Nie pozwolę ci wrócić do mnie. – Dodała po chwili. – Ani teraz, ani jutro, nigdy, przez całą wieczność. – Spojrzała na palec, na którym nosiła cienką złotą obrączkę i miała ochotę go sobie odgryźć. – Chyba, że mi rozkażesz tobie towarzyszyć. Wtedy będę musiała ci pozwolić... wolałabym jednak, żebyś, jako mój Stwórca mnie uwolnił. Żył swoim życiem, a ja swoim. – Nie mogąc się powstrzymać podeszła do niego i wspięła się na palce. Była i tak za niska, więc lekko szarpnęła go za koszulę, aby się pochylił. – Daje ci pożegnanie, którego ty mi pożałowałeś, Shura. – Pocałowała go delikatnie i pierwszy raz od sześćdziesięciu lat miała wrażenie, że brakuje jej tchu, a jednocześnie nie czuła się bardziej żywsza. – Obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego. – Jęknęła na wspomnienie jego słów o potencjalnej bójce z wilkołakiem. Miała nadzieję, ze nie wykorzysta tego przeciwko niej.
    Wycofała się, patrząc na niego wyczekująco. Musiał odwołać swój rozkaz, inaczej będą tkwić tak do końca świata. Anastasia miała ochotę wyć z rozpaczy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Słyszała jego jęk, wiedziała, że cierpi równie mocno jak ona. Ale nie potrafiła mu zaufać, albo nie chciała w obawie, że znowu ją zawiedzie. Całe życie mężczyźni, an których polegała w końcu ją opuszczali. Tak samo było z Aleksandrem, jednak on jako jedyny wrócił i Anastasia nie wiedziała, co miała z tym począć.
    Chciała się cofnąć, uciec, gdy się do niej zbliżył. Nagle przytłoczyły ją wspomnienia, jak zawsze te, w których ona była człowiekiem i nocą wymykała się na spacery z nim. Pamiętała każdy jego dotyk, pocałunek. Przed oczami miała ten jeden wieczór, gdy mu się oddała, przysięgając sobie, że major Woronin będzie jedynym, który się do niej zbliży. I tak pozostało, przez siedemdziesiąt dwa lata.
    Nie wyrwała jednak ręki z jego dłoni, nie cofnęła się. Słuchała go i w środku krzyczała z rozpaczy. Nie chciała być okrutna, ale miała znowu jemu pozwolić na wkroczenie w swoje życie? – oczywiście, że chciałaby, jak niczego innego na świecie. Ale tak panicznie się bała, że znowu ją zostawi.
    - Miałeś mnie uwolnić – tym razem to ona jęknęła. – Miałeś mi dać wolność. – Szeptała i patrzyła jak odchodzi.
    Wystawiła do niego rękę, mimowolnie, tak jak zawsze robiła, gdy leżała w ciemności i wydawało jej się, że jej kochany Aleksandr jest tuż obok, że musi go tylko do siebie przyciągnąć. Jego słowa, chociaż na pozór zwalniały ją z posłuszeństwa jemu, tak naprawdę sprawiały, że Anastasia czuła, że lgnie do niego coraz mocniej. Czy nie była z nim szczęśliwa? Czy nie spędziła dziesięciu lat z tym, z kim najbardziej chciała, kogo kochała ponad wszystko? Czy to nie było jej wymarzone życie? Oczywiście, że tak, po stokroć tak! Miała wrażenie, że to, co powiedział było kolejnym jego rozkazem – chciałaby w to wierzyć. Tak naprawdę ona od dawna nie miała nic do powiedzenia, to jej serce wybierało za nią.
    - Ya tebya tozhe. – Wydusiła z bólem. Zamachnęła się drobnymi palcami, jakby chciała go chwycić za koszulę i tak też zrobiła, gdy wychyliła się do przodu. – Nie mogę ci ufać. – Szepnęła z żalem, przysuwając sie do niego.

    OdpowiedzUsuń
  21. Objęła go w pasie szczupłymi ramionami i przytuliła głowę do jego torsu. Trzymała go mocno, jakby w obawie, że znowu ucieknie. Jego bliskość i zapach sprawiały, że Anastasia kompletnie traciła zmysły – wokół był kompletny chaos, a po środku był on. Jej ukochany Shura, który przed chwilą wyznał jej miłość. Mężczyzna jej życia, istota, bez której najmniejszy krok był wyczynem, bez której właściwie nie było nic.
    Zadarła głowę do góry, aby patrzeć w jego cudowne, bursztynowe oczy, które sprawiały, ze uginały się pod nią kolana.
    - Wierzę – wydusiła. – A mimo to... nadal mam wrażenie – zamilkła na dłuższą chwilę – należę do ciebie. – Poczuła, jak pieką ją oczy.
    Mocniej się do niego przysunęła, gdy zaczął gładzić jej plecy. Tęsknota spotęgowała u niej wszelkie uczucia – teraz najmniejszy dotyk Aleksandra sprawiał, że zaczynała drżeć. Mimo że były to tylko wspomnienia reakcji, jakie przejęła po byciu człowiekiem – nie mogła nad nimi zapanować w jego obecności.
    - A co jeśli ona wróci? – Zapytała niemal niedosłyszalnie i wycofała się z jego objęć z niemałą trudnością.
    Chciałaby się skryć na wieczność w jedynym miejscu świata, gdzie zawsze znajdowała pocieszenie, gdzie kiedyś budziła się i zasypiała, w którym czuła się spokojna, bezpieczna i kochana. Tym miejscem były ramiona Shury, na które teraz patrzyła tęsknie. Marzyła, aby móc zapomnieć, o tym wszystkim, co jej zrobił i zacząć raz jeszcze. Nie była pewna, czy potrafi.
    - Muszę wiedzieć... – jęknęła. – Bo jeśli mnie znowu zostawisz, to możesz odejść już teraz i dać mi umrzeć. – Powiedziała twardo, patrząc mu w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zwiesiła głowę słysząc jego słowa i powstrzymując się od płaczu. Wiedział, że jego Stwórczyni wróci, a mimo to zdecydował się przyjechać do Anastazji. Jego kolejne odejście niechybnie wiązałoby się z jej bolesną śmiercią. Nie tylko tą metaforyczną, bo była pewna, że tym razem na pewno przerwie swoją nędzną egzystencję. Nie przypuszczała, że Aleksandr jest tak okrutny, żeby jej to robić.
    - I wtedy mnie zostawisz, prawda? – Wygładziła koszulę na jego torsie, którą przed chwilą mocno ściskała. – Nasze życie Shura? – Zapytała ze smutkiem, z odrobiną kpiny w głosie. – Nie ma żadnego naszego życia. – Nie patrzyła mu w oczy. – Nie mogę, przepraszam – jęknęła. – Jesteś albo mój albo jej... – dodała po chwili. – Zabiłeś tyle osób w swoim życiu, dlaczego nie możesz i jej? – Sama nie wiedziała, dlaczego te słowa padły z jej usta, widocznie tęsknota i miłość do Aleksandra kompletnie przysłoniły jej zdroworozsądkowe myślenie. – Chcę mieć ciebie tylko dla siebie. – Powiedziała z nutką złości i dla efektu tupnęła nogą. – Albo nie chcę cię wcale. – Rzuciła znowu się lekko cofając. – Nie, to nie prawda. – Jęknęła. – Boże tak bardzo cię chcę, ale boję się, że znowu zostanę sama... nie dziw mi się, że wtedy ze sobą skończę. Nie mogę bez ciebie żyć! Oczywiście, dawałam sobie rade, jakoś... ale teraz, kiedy wróciłeś, kiedy tu stoisz, mężu mój – westchnęła z bólem – zabiję się, jeśli z nią odejdziesz.
    Anastazja była kompletnie rozdarta między bycie rozsądną kobietą, która jakoś sobie radziła przez ostatnie sześć dekad, a zakochaną nastolatką, która robiła wszystko, co powiedział jej Aleksandr. Nie musiał nawet mówić – gdy była pewna, że czegoś chciał, zaraz mu to dawała, przy okazji robiąc wszystko, żeby go nie zdenerwować, żeby był szczęśliwy. Nie wiedziała, czy wieczna egzystencja, jako samotnik jest lepsza, czy może kilka ulotnych dni, może tygodni w jego towarzystwie zakończonych cierpieniem. Dla niej dopowiedź była jednoznaczna, chociaż chciała się przed nią bronić.
    Shura, wróć...

    OdpowiedzUsuń
  23. [Tak króciutko, na początek... ;) ]

    Popołudnia spędzane w barze były dla ludzi w Salem rutyną, co oznaczało, że również wampiry często się tu pojawiały. A tam gdzie pojawiały się wampiry, dla ludzi pojawiały się problemy. Bo to zawsze głodne i młodych, ładnych ofiar szuka. I tutaj pojawia się dzielna, waleczna panienka Zuza Blacc i biednym niewiastom, które nawet nie wiedza w co się pakują , pomaga.
    Ale nie dzisiaj. Dzisiaj miało być inaczej. Dzisiaj Zuzka chciała się zabawić. I oto w tak pięknie zapowiadający się dzień w barze ujrzała wampira. Jak to z tą rasą już bywa za długo się swoim własnym towarzystwem nie zadowolił i pech chciał, że znajomą czarownicy zaczepił. I niezależnie od tego jak bardzo, by panienka Blacc chciała, obojętnie przejść nie potrafiła.
    Gdy używała magii, nie musiała się na niej skupiać. Jej magia była inna, jej magia była stadem uśpionych węży tylko czekających na możliwość ataku. Wystarczało, że im pozwoliła. Lekko przechylając głowę w prawo patrzała jak wampir reaguje na ból. Ach, jak ona to kochała!

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie opierała się, gdy po raz kolejny przyciągnął ją do siebie. Wręcz wtuliła się w niego, tak jak zwykła to robić, kompletnie ginąc w jego silnych, szerokich ramionach. Bliskość Aleksandra była najpiękniejszą rzeczą na świecie dla Anastazji. Jego zapach sprawiał, że uginały się pod nią kolana i nie mogła trzeźwo myśleć. Teraz zupełnie się tym nie przejmowała – potrzebowała go jak nigdy wcześniej, chociaż wiedziała, że nie powinna, ale tak szaleńczo go kochała, że nie mogła walczyć z tym obezwładniającym uczuciem. Chciała, żeby został na zawsze, trzymając ją w swoim cudownym uścisku.
    Anastazja była niemal w stu procentach pewna, że skoro jeszcze nie odszedł po wszystkim, co mu powiedziała, a nawet normalnie z nią rozmawiał i, co gorsza dla niej, bo zawsze podatna była na takie zagrywki, ciągle ją przytulał – nie mógł mieć w spotkaniu z nią tylko jakiegoś niecnego interesu. Shura nie poświęciłby się tak, chyba nawet dla najlepszego kąska, jaki sobie upatrzył. Musiał mieć większy powód, aby ją odnaleźć – usilnie starała się w to wierzyć, bo tylko dzięki temu mogła patrzeć na niego bez żalu.
    - Ale nie będziesz przy mnie. – Wydusiła w jego koszulę po dłuższej chwili ciszy. – Nie chcę żebyś mnie więcej odnajdywał, chcę żebyś został. – Zadarła głowę i wspięła się na place zarzucając ramiona na jego szyję. – Na zawsze Shura – szepnęła twardo. – Możemy znowu uciekać, chociażby przez całą wieczność, ale nie oddam jej ciebie. Obiecuję, że cię nie wypuszczę. – Jej zielone oczy zabłysły, a na ustach błąkał się delikatny uśmieszek. – Ale musisz być pewien, że tego chcesz... że twoje uczucia się nie zmieniły... – Patrzyła Aleksandrowi głęboko w cudowne, bursztynowe tęczówki.
    Nadal nie mogła pojąć, jak tak perfekcyjna istota wybrała akurat ją. Małą piegowatą Rosjankę, która nie miała do zaoferowania nic, oprócz samej, nieciekawej, siebie. Ale rozpierała ją nieopisana duma na samą myśl, że ktoś taki, jak Aleksandr jest jej mężem. Dlatego po jego odejściu kompletnie straciła wiarę w swoją osobę. Przez długo okres czasu obwiniała nawet siebie – uznała, że nie spełniła jego oczekiwań.

    OdpowiedzUsuń
  25. [O matko... przepraszam bardzo, ale dosłownie żadne miejsce w którym mogliby się zamknąć nie przychodzi mi do głowy o.o A wątek naprawdę mi się podoba... Pomożesz mi w tym jednym? Jak nie, to najwyżej napiszę dopiero jak przemyślę to miejsce.]

    Alessia

    OdpowiedzUsuń
  26. Patrzyła na niego zaskoczona, kiedy zwrócił się do niej takim tonem, jakim prawie nigdy nie mówił. Nie mogła powstrzymać się od szerokiego uśmiechu na myśl, że jednak jej kochany Aleksandr mówi prawdę, że wydaje się pewien swoich decyzji i chce z nią zostać. Nie mogła wykrztusić słowa ze wzruszenia, więc jedynie kiwnęła głową. Oczywistym dla Anastazji było, że zrobi wszystko, byleby z nią został. Nie chciała wieczności w samotności, nie chciała przeżywać cały ten czas, do końca świata, tej agonii, która ją niszczyła, odkąd Shura odszedł ze swoją Stwórczynią.
    Położyła dłonie na jego policzkach i przesunęła placami wzdłuż linii jego szczęki i po idealnie wykrojonych ustach. Pewnie gdyby mogła, straciłaby dech w piersiach, tak jak zawsze, gdy intensywnie przyglądała się idealnemu Aleksandrowi, kiedy jeszcze była człowiekiem. Zresztą – nawet po przemianie sama jego obecność sprawiała, że uginały się pod nią kolana. A podobno była wampirem – niezniszczalną istotą.
    Pewność, brak drżenia w jego głosie, kiedy zapewniał ją o swoich intencjach, sprawił, że zielone tęczówki Anastazji zalśniły w ciemności. Powrócił do nich blask, który utraciła w dniu, kiedy odszedł – znowu patrzyła na niego tym samym wzrokiem, pełnym czułości, zaufania i oddania, co kiedyś. W duchu zachwycała się jego cudownym uśmiechem, który niestety tak rzadko pojawiał się na jego ustach.
    Zadrżała, kiedy zaczął ją błagać.
    - Jakże mogłabym ci odmówić? – Zapytała cichutko i mocniej do niego przylgnęła. – Zobacz, co ze mną robisz... nigdy nie umiałam być przy tobie asertywna. – Powiedziała poważnie, ale zaśmiała się krótko. Odsunęła się nagle. – Shura – jęknęła – proszę, nie zostawiaj mnie nigdy – wydusiła. Ręce zwisały jej bezwładnie wzdłuż ciała, znowu patrzyła na niego błagalnym, pełnym smutku wzorkiem.

    OdpowiedzUsuń
  27. Milczenie Aleksandra zraniło ją, bo równało się z niepewnością, może wręcz odmową. Domyśliła się, że nie chce jej nic obiecywać przez to, jakie stosunki łączyły go Katheriną, jednak chyba Anastazja potrzebowała jego potwierdzających słów, nawet fałszywych, jak nigdy wcześniej. Doceniała oczywiście to, że najwidoczniej nigdy jej nie oszukał, jednak denerwowało ją, że był tak boleśnie szczery – czasem, tak jak teraz, najmniej tego potrzebowała.
    Pozwoliła się pociągnąć, jednak w głowie milczenie Aleksandra obijało jej tak bardzo, że się kuliła. Po chwili puściła jego dłoń i zacisnęła na paseczku torebki. Ciągle zagryzała dolną wargę, i patrzyła wszędzie, byle nie na swojego ukochanego męża. Wiedziała, ze to idiotyczne zachowanie, ale nadal cierpiała na myśl, że kiedy tylko pojawi się jego Stwórczyni, on odejdzie. Zastanawiała się, co tak okropnego zrobiła w życiu, ze nad jej miłością krąży ciągle fatum.
    Wzdrygnęła się na jego słowa i ponownie złapała, tym razem pod ramię, opierając głowę o jego silne ramię. Musiała się opanować, nie mogła zachowywać się jak rozkapryszona dziewczynka.
    - Od kilku tygodni – wzruszyła ramionami. – Długo podróżowała po Stanach. – Westchnęła ciężko. – A ty? Długo tu jesteś? – Powstrzymywała się, żeby nie zapytać, czy długo jej szukał w obawie, co usłyszy. - I... co z n i ą ? Czy ona cię tu znajdzie? – Zapytała łamiącym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  28. Zacisnęła usta słysząc, że Katherina nie odpuści – Anastazja przez te wszystkie lata nie była w stanie zrozumieć, co siedzi w tej wampirzycy, że nie jest w stanie pozwolić Aleksandrowi normalnie żyć. Dopiero po czasie zorientowała się, że Stwórczyni Shury jest w nim zakochana, polem w tym, że jest to najgorszy rodzaj miłości – nieodwzajemniona. Nastia przynajmniej miała taką nadzieję.
    Mocniej ścisnęła jego ramię, rozkoszując się jego zapachem.
    - Proszę, nie zostawiaj – jęknęła błagalnie. – Doskonale wiesz, że nie przeżyję tego drugi raz. – Dodała szeptem; była pewna, że nigdy nie pogodzi się z tym, ze Katherina jest częścią ich życia.
    Wytrzymała jego spojrzenie, ale nie ufała mu, jeszcze było na to za wcześnie, bo przecież przed pozostawieniem jej też obiecywał, ze z nią zostanie.
    Była pewna swoich słów. Anastazja wiedziała, że mimo, że jej serce nie bije od siedemdziesięciu lat, po prostu pękłoby gdyby Aleksandr odszedł. Sama dopilnowałaby, żeby przerwać swoją nędzną egzystencje z bolesną pustką, jaką by po sobie pozostawił. Bez Shury nie było nic, jej uzależnienie od niego było tak wielkie, że dopiero w jego obecności miała wrażenie, że żyje, chociaż nie było to prawdą.
    Zaśmiała się na jego ostatnie zdanie.
    - Znalazłeś – przyznała cicho. – Major Woronin zawsze dostaje to, co zechce. – Zatrzymała się, wspięła się na place i musnęła go delikatnie w usta. – Powinnam już iść, Mara pewnie się niepokoi... – wlepiła spojrzenie w swoje buty. – Nie byłaby zadowolona, gdyby kręcił się wokół niej jeszcze jeden wampir – wyszeptała z żalem.

    OdpowiedzUsuń
  29. Anastazja uśmiechnęła się leciutko, słysząc jego jęk zawodu, kiedy mu oznajmiła, że musi już iść. Przysnęła się bliżej ukochanego, aby dać i jemu i sobie możliwość jak najintensywniejszej bliskości jeszcze przez parę minut. Nie chciała się z nim rozstawać, jednak teraz to było najlepsze wyjście, nie miała zamiaru zostawiać Mary, a na powrót do Shury, z czym również wiązało się mieszkanie z nim – nie była gotowa.
    Uniosła lekko brwi, słysząc jego słowa, które zdecydowanie jej się nie podobały. Spojrzała na niego, niemal karcąco tak, jak zwykła, kiedy nie chciała robić awantury, a coś jej się w zachowaniu Aleksandra nie podobało.
    Odsunęła się kawałek.
    - Nie nazywaj tak Hanka – powiedziała ostro. – Jest miłym, porządnym facetem, który broni Marę i przy okazji mnie. – Lekko zmrużyła zielone oczy. – A ona jest naprawdę wspaniałą dziewczyną, która jako jedyna w tym cholernym mieście okazała mi trochę sympatii. – Odetchnęła ciężko, słysząc, ze jej ton głosu robi się coraz bardziej chłodny; nie chciała się kłócić z Aleksandrem, bo prawdę powiedziawszy, trochę obawiała się jego wybuchów. – Mieszkam w Coven, bo jestem tam bezpieczna, bo mam z kim porozmawiać, bo w końcu mogę na coś się przydać. – Dodała spokojnie, patrząc głęboko w bursztynowe tęczówki ukochanego. – Nadal nie rozumiem skąd u ciebie niechęć do ludzi i wilkołaków, biorąc pod uwagę, że ze mną byłeś jeszcze przed przemianą. – Kąciki ust lekko jej zadrgały. – Chyba nie było ci ze mną aż tak źle... – jej spojrzenie stało się zadziorne, a uśmieszek chytry; piła do ich wspólnych nocy.

    OdpowiedzUsuń
  30. Zadrżała, kiedy usta Aleksandra wędrowały po jej szyi. Zachichotała uroczo, gdy przesunął dłoń wzdłuż jej ciała. Niewiarygodne, jak potrafił na nią działać – czasem wystarczył jego jeden dotyk, aby całkowicie mu się poddała. Widocznie nic się nie zmieniło przez te wszystkie dekady – momentalnie zarzuciła ręce na szyję ukochanego i przysunęła się do niego tak, że dotykała piersiami jego torsu. Była od niego dużo niższa, dlatego mocno zadzierała głowę, aby patrzeć głęboko w jego tęczówki.
    Oczywiście, było to mało podobne do Anastazji, kiedy była człowiekiem. Tamta dziewczyna była zaszczuta niczym zwierzę bite przez właściciela. Właściwie nie było to nieodpowiednie określenie dla niej – Daria, jej siostra zawsze miała nad nią władzę, a kiedy Nastia chciała jej się postawić, to była szarpana przez nią, albo po prostu bita przez ojca, jednak najbardziej bolało ją zachowanie, obojętnej na wszystko, matki z klapkami na oczach. I wtedy pojawił się major Woronin, który napawał ją strachem i pociągał tak, że sama się tego wstydziła. Nie poddał się jednak widząc, jak bardzo Anastazja jest wycofana i nieśmiała – po wielu trudach w końcu przełamał ją, uczynił z niej prawdziwą kobietę. Gdyby mogła, pewnie spłonęłaby rumieńcem na wspomnienie nocy, kiedy mu się oddała – nigdy tego nie żałowała. Żadne inne wspomnienie z czasów, kiedy była śmiertelna, nie było dla niej tak wyraziste. Aleksandr był jej w s z y s t k i m .
    Chociaż nie podobały jej się, po raz kolejny, słowa Shury, już teraz nie mogła się od niego odsunąć.
    - Mówiłeś, że ja byłam idealna – szepnęła z chytrym uśmieszkiem, stając na placach i paznokciami rysując zawiłe wzory na jego karku. – Znowu kłamałeś? – Prawie go pocałowała, jednak w ostatniej chwili szarpnęła głową i rozplotła dłonie, zsuwając je z jego szyi. Cofnęła się parę korków. – I nie udawaj, że nie podobało ci się to zdobywanie, jesteś prawdziwym drapieżnikiem Shura. – Puściła do niego perskie oczko, ale nadal zachowywała dystans. – Musze ci przyznać – zaśmiała się – że gdybyś wtedy nie uratował mnie w Ogrodzie Letnim – zadrżała za samo wspomnienie nocy, kiedy musiała dłużej zostać w pracy i dwóch mężczyzn zaczęło się do niej dobierać – nigdy bym się z tobą nie umówiła. – Położyła dłoń na jego torsie, w okolicach serca. – Za bardzo przerażało mnie to, jak bardzo ciebie pożądam. Cały napawałeś mnie strachem... – nieco posmutniała; jednak nic się nie zmieniło, mimo tylu lat, Anastazja nadal bała się wybuchów Aleksandra.

    OdpowiedzUsuń
  31. Zaśmiała się wesoło na słowa Aleksandra. Oczywiście, nie byłaby to zła perspektywa, Anastazja wiedziała o tym. Była również przekonana, że dla niej takie wyjście byłoby najlepsze – niedotarcie do Mary, spędzenie tego czasu w ramionach swojego ukochanego. Jednocześnie tliła się w niej myśl, że nie powinna tym razem tak łatwo mu ulegać – nie po tym, jak ją zostawił. Powinna go przetrzymać trochę dłużej, nie mogła jednak nic poradzić na to, że tak bardzo go pragnęła.
    - Nie miałabym nic przeciwko – zagryzła dolną wargę – teraz jestem nieco wytrzymalsza, niż wtedy – znowu zaśmiała się na przypomnienie siniaków, jakie zostawały na jej jasnej skórze pokaż dej nocy spędzonej z Aleksandrem, który nie do końca zdawał sobie sprawę z ogromu swojej siły.
    Faktycznie, był niebezpieczny, szczególnie nie wywarł na niej najlepszego wrażenia przy pierwszym spotkania, mimo że uratował jej życie, a przynajmniej godność. Jednak sposób, w jaki rzucił się na tych dwóch pijanych mężczyzn nie był dla niej zbyt przyjemnym widokiem i jednym z powodów, dla których nie dawała mu się długo dotknąć. Później nie dostawał od niej przyzwolenia na to tylko, dlatego że wiedziała, że najsubtelniejsze połączenie jej skóry z aksamitną skórą Aleksandra, wywoływało w jej ciele przyjemny ogień, nad którym nie umiała panować. A nie wypadało tak się zachowywać. Nie bała się j e g o, strachem napawały ją jego reakcje.
    Szybko złapała go za dłoń, zaciśniętą w pięść. Nie powinna przywoływać tych nieprzyjemnych wspomnień o Ogrodzie Letnim – zawsze wtedy tak bardzo się denerwował, a tego Anastazja bardzo chciała uniknąć. Wiedziała, jak przeżywa to, co mogło się wtedy stać, gdyby nie przyszedł jej z pomocą.
    - Nie musiałeś... i tak zrobiłeś wiele, dziękuję. – Wyszeptała szybko, próbując go uspokoić. – Nie jesteś grzecznym chłopcem – przytaknęła mu – jesteś bardzo niegrzecznym mężczyzną i właśnie dlatego tak za tobą szaleję.... – Powiedziała wesoło. Chciała się do niego przytulic, pocałować, jednak on pociągnął ją za rękę w kierunku domu Mary. – Shura – zaśmiała się cichutko na kpinę w jego głosie. Mocno objęła jego ramię, wtulając się w nie. – Nie denerwuj się tak., Shura, kochany. – Zatrzymała go i położyła dłonie na jego policzkach. – O ile ty się nigdzie nie wybierasz, ja również nie, możemy się spotykać. – Uśmiechnęła się szeroko. – Ale znowu będziesz musiał mnie zdobyć i nie wiem, czy będzie tak łatwo, jak w Leningradzie. – Zaśmiała się, nieco z ironią, biorąc pod uwagę, ze Aleksandr naprawdę musiał dużo się wygimnastykować, aby mu się oddała.

    OdpowiedzUsuń
  32. Zaśmiała się wesoło widząc, że Aleksandrowi przypadła do gustu perspektywa uwodzenia jej po raz kolejny. Jej też się to podobało – być zdobywaną po raz kolejny, tym razem jednak postanowiła sobie, ze tak łatwo się mu nie da. Jednak wiedziała również, że długo się nie powstrzyma, teraz wiedziała, co dostanie w zamian, jeśli mu się podda i jej tęsknota pewnie była większa od silnej woli.
    Wracała w iście szuańskim nastroju, uwieszona na ramieniu swojego ukochanego, w które co chwilę się wtulała. Nie mogła przestać się uśmiechać, kiedy przypominała sobie ich długie nocne spacery po ulicach Leningradu, nad Newą, czy po Polach Marsowych, które po czasie zmieniły się w koszary. Chciałaby, że tamte beztroskie dni wróciły, żeby nie były tylko mglistym wspomnieniem, albo snem nawiedzającym ją i nie dającym funkcjonować normalnie. Tak, Anastazja tęskniła tak bardzo, ze odbierało jej to możliwość rozsądnego myślenia.
    Zwiesiła głowę, kiedy zatrzymali się przy Coven.
    - Ja na pewno nie – szepnęła i położyła dłoń na jego dłoni, spoczywającej na jej policzku, poczym przesunęła ją na jego tors, w okolice serca. Anastazja całe swoje pseudodorosłe życie kładła tam rękę, jakby wyczekując, aż serce jej ukochanego Aleksandra zabije. Ono jednak milczało, czasem jednak miała wrażenie, że je czuje, wiedziała jednak, ze to tylko jej wyobraźnia. – Shura – zaczęła niepewnie – wciąż cię kocham. – Dodała cichutko i widząc, ze Alcide patrzy niepewnie zza swoich spławików w witrynie, pewnie wypatrując Mary, pomachała mu mimowolnie.

    OdpowiedzUsuń
  33. Anastazja długo myślała o pocałunku Aleksandra. Ciągle czuła jego usta na swoich wargach, miała wrażenie, że ciągle jest na nich jego smak, a na całym jej ciele – zapach. Nie mogła przestać się uśmiechać, co było tak zauważalne, że Mara zaczęła dziwnie na nią patrzeć. Nikomu jednak nie powiedziała o tym, że jej mąż jest w Salem – nikt nie wiedział, że Anastasia Madsen jest czyjąś żoną, co nie mijało się z prawdą, bo w związku małżeńskim była Anastazja Morozova, a właściwie... Woroninova – tak pięknie to brzmiało w jej myślach, że ciągle to sobie powtarzała.
    Aleksandr tak jak obiecał, codziennie ją zdobywał, a ona, tak jak podejrzewała, dość szybko mu się poddała. Nie mogła się mu oprzeć, tęsknota pokonała jej postanowienia i niedługo później znowu żyli tak, jak przystało na zakochanych – razem, dzieląc mieszkanko w Salem. Nie był to oczywiście dom, jaki miał Shura w Leningradzie, czy te, które nabyli w Londynie i Francji, jednak Anastazji zupełnie wystarczał. Był ich – jej i Aleksandra, a i tak żadna powierzchnia nie była na tyle wielka, aby pomieścić ich uczucie.
    Robiła wszystko, żeby uczynić ze swojego ukochanego męża szczęśliwego i spełnionego mężczyznę. Chociaż, kiedy po tak długiej rozłące oddawała się mu, miała wrażenie, jakby robili to po raz pierwszy. Była tak głośna, że następnego dnia sąsiadki rumieniły się na jej widok. Anastazja była dumna – jaki inny mężczyzna doprowadzał do takiego stanu swoją żonę, była pewna, że żaden – oprócz jej idealnego, kochanego Aleksandra. Nie mogła się przy nim nie uśmiechać.
    Mijały dni, które przerodziły się w tygodnie i Nastia dziękowała Bogu, że naprawdę mają przed sobą całą wieczność, bo w innym razie oszalałaby z rozpaczy, widząc, jak czas spędzony z Shurą ucieka jej przez palce. Codziennie przyjemniej wracało jej się do domu z myślą, że o n tam na nią czeka, że pewnie nie da jej odpocząć, chcąc nadrobić stracone sześćdziesiąt lat rozłąki. Wierzyła, że jego zapewnienia są prawdziwe i naprawdę już nigdy się nie rozstaną.
    - Nie chciałbyś gdzieś wyjechać? – Zapytała go pewnej nocy, kiedy leżeli nadzy w łóżku, ona z głową na jego torsie po kilku godzinach intensywnych zbliżeń. – Może wrócilibyśmy do Londynu? Shura? Albo... chciałabym zobaczyć Le... Santk Petersburg, odwiedzić groby rodziny – wyszeptała niepewnie; żadna normalna istotna nie chciałaby pomodlić się nad ciałami osób, które zniszczyły jej osiemnaście lat życia, Anastazja jednak do normalnych nigdy nie należała, w końcu, zakochała się wampirze. Wyjazd był też pretekstem do nie zatrzymywania na dłużej w jednym miejscu. Widmo Katherine nadal nad nimi ciążyło.
    Mimo że Nastia starała się nie myśleć o Stwórczyni Aleksandra, to czasem aż trzęsła się na myśl, kiedy spóźniał się do domu. Przed oczami miała najgorsze obrazu tak, jakby przewidywała, że panna Simmons kręci się w okolicy. I to od kilku tygodni skrupulatnie obserwowała swojego kochanego wampira, jednego z wielu, jakie stworzyła, ale jedynego, które pragnęła dla siebie, na wieczność.
    Ekatharina Sincai nie należała nigdy do osób, które kiwają palcem bez potrzeby, w swoim jestestwie była tak zepsuta, że nic nie było w stanie jej odwieźć od tego, aby zaspokoić swoje rządze. Tym bardziej poczuła się zraniona, kiedy j e j Ciprian wyjechał do Związku Radzieckiego i porzucił ją dla niskiej, piegowatej dziwki. Katherina, jak wolała, aby się do niej zwracano, odpuściła mu za pierwszym razem, jednak teraz – miała zamiar sprawić, żeby i ona i on żałowali, że się jej postawili. Szczególnie o n .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytropienie Cipriania, czy też Alexandra nie było takie trudne, jak wcześniej. Tak bardzo starał się odnaleźć swoją ukochaną Jak-jej-tam, że wszędzie pozostawiał tropy w postaci wspomnień o nim zaczepionych w umysłach pobratymców. Wystarczyło przycisnąć kilku, aby odnaleźć miasteczko Salem, później kierowała się jedynie jego zapachem, który zawsze działał na nią odurzająco.
      Poruszała się bezszelestnie, ubrana w elegancką spódnice i wpuszczoną w nią grafitową bluzkę. Nie mogli usłyszeć jej obcasów stukających na klatce schodowej. Ale na pewno dotarło do nich łomotanie w drzwi.

      Usuń
  34. Zachichotała uroczo słysząc wzmiankę o Alcide’u. Oczywiście, że był dla niej miły i kręcił się wokół niej, bo chciał być bliżej Mary. Anastazja pozwalała mu na to, bo wierzyła, że i on podoba się jej koleżance. Wiedziała również, że Aleksandr w ten sposób wyznaje swoje uczucia. Lubiła to, kiedy mówił jej, że należy do niego, że nie chce, aby ktokolwiek się przy niej kręcił. W końcu była tylko j e g o , ale nie miała zamiaru rezygnować z osób, które jej pomogły.
    Zadrżała, kiedy zaczął obsypywać ją pocałunkami. Prężyła się pod nim, pozwalając jego ustom dotrzeć do każdego zakamarka jej ciała. Przymknęła powieki rozkoszując się kolejną chwilą bliskości ze swoim ukochanym mężem. Chciała mu oddać pieszczoty, ale wiedziała, że dopóki Aleksandr jest w formie i chce się nią zajmować, ona nie ma żadnych szans, gdy tak bardzo na nią działał, że nie mogła się ruszyć.
    - Nie, nic nie powiem – wydusiła przez gardło ściśnięte od podniecenia. Uśmiechnęła się szeroko i zaraz pożałowała, że nie powtórzyła za nim słów, które tak chciał usłyszeć. Doskonale wiedział, jak wielkie ma łaskotki, nawet jako wampirzyca zanosiła się histerycznym śmiechem, kiedy dotykał odpowiednich miejsc. – Proszę... przestań... – wydusiła miedzy salwami radości.
    Anastazja była tak szczęśliwa, że miała wrażenie, że niedługo postrada zmysły. Nie było nic, oprócz Aleksandra – spojrzenia jego bursztynowych oczu, smaku ust, które zostawiały po sobie przyjemne mrowienie w miejscach, w których dotykały jej skóry. Nie myślała o niczym, jak o jego uśmiechu i dłoniach na jej ciele – musiał mieć ich więcej niż dwie, bo kiedy się kochali, miała wrażenie, że są wszędzie na raz i drażnią przyjemnie jej ciało, wywołując ogień.
    Spojrzała z żalem, kiedy się odsunął, miała bowiem szczerą nadzieję, że zignoruje łomotanie w drzwi. Wodziła za nim wzorkiem zagryzając dolną wargę. Lubiła przyglądać się idealnemu ciału swojego męża – długim nogom, szerokim ramionom, wyrzeźbionemu brzuchowi... Cały czas zachwycał ją, szczególnie taki rozgrzany, gotowy, aby się z nią kochać. Westchnęła rozmarzona i opadła na poduszki, nieświadoma że osobą dobijającą się do drzwi ich mieszkanka była Katherina.
    - Ciprian – szepnęła zmysłowo, a jej błękitne oczy zabłysły. – Widzę, że jesteś gotowy na spotkanie ze mną. – Uśmiechnęła się chytrze widząc Aleksandra w samych bokserkach, który dopiero, co oderwał się od Anastazji. Postąpiła prę kroków i tym samym wepchnęła go do mieszkania. Kopnięciem zatrzasnęła drzwi. – Uroczo – zironizowała rozglądając się po salonie. Zrzuciła z siebie płaszcz i przeszła się. – Chyba masz lepszy gust, prawda, skarbie? – Położyła dłoń na jego policzku. – To wszystko wymysł tej dziwki prawda? – Jej głos był lodowaty.
    Anastazja zaalarmowana dłuższą nieobecnością Aleksandra i trząśnięciem drzwiami, zsunęła się z lóżka. Narzuciła na siebie cienki szlafrok i skierowała się do salonu. Nie lubiła, kiedy zostawiał ją w takim stanie.
    - Shura? – Zapytała czule i pewnie, gdyby miała serce, na pewno przestałoby bić, a ona padłaby jak długo na ziemię.
    - Shura? – Powtórzyła za nią z kpiną Katherina. – Jak śmiesz tak do niego mówić? – Wściekły głos wampirzycy, wbił Nastię w ścianę, zamigotało jej przed oczami, gdy panna Simmons postąpiła ku niej parę kroków.

    OdpowiedzUsuń
  35. Anastazja patrzyła przerażona na Katherinę. Nie mogła pojąć, dlaczego znowu wpakowała się w ich życie, przerwała sielankę i niszczyła to, co tak ciężko budowali. Po raz pierwszy w całym swoim dziewięćdziesięcioletnim życiu poczuła do kogoś tak wielką nienawiść. To uczucie było jej obce nawet wtedy, kiedy Daria ją terroryzowała, albo ojciec dotykał w taki sposób, że później nie mogła spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Nawet, gdy Aleksandr odszedł, zabrany właściwie przez swoją Stwórczynie, nie nienawidziła jej – była zbyt zaskoczona i rozżalona, żeby się poddać takiej okropnej emocji. Teraz jednak bez skrupułów mogła użyć takiego określenia w stosunku do tej wampirzycy.
    Za plecami czuła zimną ścianę, a zielone tęczówki jakby przygasły, wpatrzone ze strachem w Katherinę, która zdawała się być wściekła, jak nigdy dotąd. I tak było – ona również nie mogła pojąc wielu rzeczy, między innymi tego, dlaczego j e j Ciprian wybrał tak nieatrakcyjną, głupią rosyjską dziewczynę, a nie ją – piękną, inteligentną wampirzycę. Aura złości, jaka ją otaczała sprawiała, że wszystko wokół wydawało się szaro-bure, smutne i jakby zupełnie obce. Nic nie było takie samo, jak jeszcze chwilę temu, kiedy leżeli obok siebie w łóżku, beztroscy i zakochani.
    - Czego chcę? – Prychnęła niczym rozjuszona kotka. – C i e b i e – jej błękitne tęczówki wlepione były w Aleksandra. – To chyba logiczne – powiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – I będę ją – wskazała na Anastazję, która wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć – nazywała, jak chcę! Jest zwykłą małą kurewką, która się przypałętała do ciebie i nie wiem, jakich czarów użyła na tobie ta dziwka, ale mam zamiar zakończyć tę farsę! – Wrzasnęła, a Nastia pisnęła ze strachem.
    Katherine zdawała się być jeszcze bardziej wściekła, o ile to było możliwe, kiedy Aleksandr podszedł do żony i przytulił do siebie. Przypominała kobietę, która naprawdę postradała zmysły i nie cofnie się przed niczym, aby uzyskać to, co chce, to, co w jej mniemaniu należy tylko do niej. W tym wypadku był to Shura – Shura, który przecież był Anastazji, co ciągle sobie powtarzała.
    Zrozumiała jego przekaz, wiedziała, że będzie walczył, aby przy niej zostać, jednak była coraz bardziej przerażona o ich życia, widząc, w jakim stanie jest jego Stwórczyni. Nastia położyła doń na jego plecach, aby go uspokoić, kiedy tak wrzasnął. Nie mogła się nie uśmiechnąć, widząc, jak jej wspaniały, przystojny mąż zaciekle broni jej honoru. Mimowolnie złapała Aleksandra za ramie, kiedy się od niej odsunął.
    - Shura, najdroższy – szepnęła z dumą, mocniej się do niego zbliżając. – Zostaw go – nagle zwróciła się do Katheriny. – Odejdź, nie rozumiesz, że on cię nie chce – wystąpiła przed jego, jakby swoim półtorametrowym ciałkiem chciała go zasłonić – i nigdy do ciebie nie wróci? – Zapytała, siląc się na twardy, oschły ton, ale głos jej drżał. – Shura kocha mnie, nie ciebie i musisz... – panna Simmons warknęła wściekle, nie dając jej dokończyć i po prostu ją spoliczkowała. Anastazja zatoczyła się, a przed upadkiem uratowała ją komoda, na której się wsparła.
    - Żadne ścierwo nie będzie tak do mnie mówiło – wysyczała wściekle, przez zaciśnięte zęby, patrząc na Anastazję z pogardą. – A ty – przeniosła ciskające gromami spojrzenie na Aleksandra, który chciał podejść do żony – nie ruszaj się. – Zbliżyła się do niego. Na obcasach była niewiele niższa. – Nie masz prawa mi się sprzeciwiać – błękit i bursztyn ich tęczówek połączyły się – jestem twoim Stwórcą. – Położyła dłoń na jego policzku i pocałowała go przeciągle; Nastia jęknęła, był to chyba najgorszy ból, jaki w życiu ktokolwiek jej zadał. – Każe ci ją zabić, wiesz? – Zapytała z chora satysfakcją, niemal nie odrywając ust od jego warg. – Powoli, intymnie, w taki sposób, że oboje będziecie cierpieli! I wtedy cię zostawię, żebyś mógł podziwiać swoje dzieło, Ciprianie, a później pójdziesz ze mną, na koniec świata. – Powiedziała twardo. Anastazja patrzyła przerażona już nie na Katherinę, ale na Aleksandra, któremu w dłoń został wepchnięty kołek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Shura, błagam, Shura... wiem, że możesz się postawić, błagam – szeptała roztrzęsiona, nie chodziło już o nią, ale o jego życie później, o jego stan psychiczny. – Kocham cię Shura. – Głos zamarł jej w gardle.
      - Jako twój Stwórca rozkazuje ci, zabij ją.
      W głowie Anastazji ucichło, było tak pusto, że niemal sprawiało jej to ból.

      Usuń
  36. Anastazja nie widziała nic oprócz ukochanych, bursztynowych tęczówek przepełnionych bólem. Nie cofała się, nie uciekała, chociaż jakiś rozsądny głosik w jej głowie to podpowiadał. Napotkała ponownie na ścianę, nie zsunęła spojrzenia z Aleksandra, nawet wysiliła się na delikatny uśmiech. Nie żałowała, bowiem ani jednej sekundy, jaką z nim spędziła, jedyne, co uznała za życiową porażkę, to był fakt, że mieli, mimo potencjalnej wieczności ich egzystencji, tak mało wspólnego czasu.
    Wiedziała, jak olbrzymiego szczęścia doświadczyła w życiu – była częścią nielicznego grona wybrańców, którzy przez jedną krótką chwilę do k o g o ś należeli. Ta jedna krótka chwila pozwoliła jej przetrwać wypełnione samotnością sześćdziesiąt lat, nie zabić się i nie pozwalała patrzeć z nienawiścią na Aleksandra nawet w momencie, kiedy miał ją zabić. Uczynił się z niej kobietę, obdarzył swoją miłością, należała do niego i była w stanie nawet oddać mu swoje życie.
    Nie przerażała ją wizja śmierci – nie bała się umrzeć, strachem napawała ją myśl, że zamiast jej, umrzeć miałby Shura, j e j Shura. Widmo jego śmierci odbierało jej zdolność racjonalnego myślenia. Gdyby nie żył, oznaczałoby to, że Bóg też umarł, a we wszechświecie rządzonym przez kompletny chaos nie przeżyłaby ani sekundy. Jej życie stałoby się chaosem i grzmiącym zamętem, który wypluwał tysiące rozerwanych na strzępy ciał kochanków. Natomiast Aleksandr był ładem – uporządkowanym, idealnym, który tchnął w nią życie i tylko on miał prawo jej je odebrać. Był jej sztandarem, za którym byłaby w stanie przemierzyć tysiące kilometrów, dotrzeć na Kamczatkę, byleby być ze swoim sercem. Rozumiała, że Aleksandr nie mógł walczyć. Nie mogłaby mieć mu tego za złe.
    Miała wrażenie, że w domu unosi się zapach róż – zawsze przypominał jej los trudnych miłości. Od dnia, w którym spotkała majora Woronina w Ogrodzie Letnim pod pomnikiem Saturna pożerającego swoje dzieci.
    Wierzyła, że uda im się spędzić wieczność razem – wierzyła w to sześć dekad temu i jeszcze mocniej wierzyła w to teraz. Tylko ta myśl pozwalała jej nie zwariować, nie zatracić się w przerażających myślach o Katherinie. Jednak czasami bywa tak, że nadzieje się nie spełniają. Bez względu na to, co planujemy i jak bardzo sobie tego życzymy.
    Dzieliło ich widocznie zbyt wiele przeszkód – zaciskali zęby, próbowali walczyć, żeby jakoś się pozbierać, jednak okrutny los znowu interweniował w ich życia. Na łeb sypały im się z nieba cegły, ciężkie, bo pełne ich porażek, a oni wygrzebali się spod stert gruzu, coraz bardziej ranni, słabsi, ale wciąż żywi. Wierzyła, że to nie mógł być przypadek. Anastazja nie spodziewała się, że zabite marzenia mogą sprawiać taki ból.
    Łzy spływające po jej policzkach nie były do powstrzymania. Nie miała siły, ani z nimi walczyć. Nie chciała, żeby Aleksandr mówił jej takie rzeczy – nie, kiedy trzymał w dłoni kołek, którym zaraz miał przebić jej serce. Słuchała go jednak uważnie i przez krótką chwilę znowu była siedemnastolatką, która spacerowała pod ramię po Polach Marsowych z przystojnym majorem.
    Znowu na jej ustach wykwitł uśmiech.
    - Moy zamechatel'nyy, dorogoy... moy muzh, moya lyubov', moya zhizn', moya lyubov' ... Do svidaniya. (Mój wspaniały, najdroższy... mężu mój, mój ukochany, moje życie, moja miłość... Żegnaj.)– Wyszeptała, kiedy skończył recytować, kładąc dłoń na jego policzku i ocierając łzy, których widoku znieść nie mogła.
    Zamknęła oczy, żeby nie widzieć więcej cierpienia Aleksandra. Odetchnęła, chociaż wcale nie musiała, chciała mu pokazać, że wcale się nie boi.

    Żegnaj, pieśni księżyca. Żegnaj, oddechu mój, leningradzkie białe noce żegnajcie i złociste dni moje. Żegnaj, serce moje, duszo moja... Obyś ułożył sobie życie i odnalazł ukojenie, obyś uśmiechał się tym zapierającym dech w piersi uśmiechem. A kiedy twoją ukochaną twarz ozłocą promienie wolności, uwierzysz, że nie na próżno cię kochałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Nie czuła bólu, kiedy kołek przebił jej delikatną skórę i dotarł do serca zamrożonego w jej piersi. Właściwie jęknęła tylko, dlatego że zobaczyła bursztynowe tęczówki Shury przepełnione agonią. Chwilę później jej ciało ogarnął przyjemny bezwład, a ostatnie tchnienie ułożyło się w słodkobrzmiące S h u r a.

      - Spal ją.
      W oczach Katherine tliła się niezdrowa satysfakcja, pełen radości uśmiech błąkał się po jej karmazynowych ustach, widząc jak Ciprian trzyma w ramionach nieruchome, drobne ciało swojej żony. Podeszła i ściągnęła z jej palca odroczkę z cichym prychnięciem.
      - To nie będzie jej potrzebne.

      Usuń
  37. Ekatharina patrzyła na Cipriana kompletnie zaskoczona, nie rozumiejąc, dlaczego wciąż trzyma w ramionach martwe ciało tej małej. Warknęła ostrzegawczo parokrotnie, ale jedyne, co dostała w zamian, to kołek lecący w jej stronę. Przecież jego żona nie żyła, nie pierwsza i nie ostatnia straciła życie przez niego, z jego ręki, a on teraz zalewał się łzami jak dziecko. Sądziła, że kiedy Anastazja umrze, to on będzie wolny od jej dziwnych czarów – bo panna Sincai nie wierzyła w potęgę takiej miłości. Żałowała, że nie ma takiej mocy, aby sprawić, żeby Ciprian zabijał swoją żonę raz po raz, do końca świata.
    Chciała sama go odsunąć i podpalić jej ciało, jednak jego słowa kompletnie ją zmroziły. Poczuła się o wiele słabsza, jakby straciła ważną cząstkę siebie. Tak też było, Katherina jedyne, co dobrze umiała robić w życiu to wydawać rozkazy, a teraz nagle j e j wampir sprzeciwia się, odmawia swojej Stwórczyni. Znowu wpadła w szał, a złość po raz kolejny sprawiła, że jej piękna twarz wyglądała po prostu szpetnie.
    - Jak to nie masz zamiaru? – Warknęła wściekle. – Spal ją – ryknęła i tym razem kilka kieliszków w gablotkach poprzewracało się i popękało. On jednak nie ruszył się, a ogarniało ją coraz większe szaleństwo. Jednak słowa Cipriana, mówiącego, że ma się wynieść z jego mieszkania niewiarygodnie ją rozbawiły. – Oczywiście, zaraz – cisnęła w niego obrączką Anastazji, jakby była to najobrzydliwsza rzecz na świecie i ruszyła do sypialni. – Nie zostawię ci nic po tej dziwce! Nic! – Wrzeszczała, powoli niszcząc wszelkie pamiątki, jakie zostałyby Aleksandrowi po żonie. Rwała jej kolorowe sukienki, które modne były w latach czterdziestych ubiegłego wieku, rozbijała ramki ze zdjęciami i rozwalała na miliony kawałeczków inne przedmioty, które kiedyś należały do pani Woroninovej.
    Kiedy wróciła do salonu patrzyła wciąż z pogardą na martwe ciało Anastazji, marząc, żeby je również zbezcześcić tak, jak ich sypialnie i pozbyć się raz na zawsze. Ciprian należał do Katheriny, przynajmniej w jej mniemaniu, od pięciuset lat. To ona go stworzyła, pokazała, jak ma się zachowywać, czy żywić i jedyne, czego chciała w zamian to miłość. On jednak wolał obdarować takim uczuciem nieatrakcyjną rosyjską dziwkę. Tego duma panny Simmons znieść nie mogła, nie potrafiła się z tym pogodzić – nawet przez wieczność.
    Chciała coś mu powiedzieć, krzyczeć i grozić, że puści i jego z dymem, jeśli zaraz nie odsunie się od żony, ale wtedy dotarły do niej słowa Cipriana. Cofnęła się, chyba nawet ze strachem, kompletnie go nie poznając. O ile przed chwilą miała tylko takie wrażenie, teraz była pewna – utraciła nad nim władzę. Chciała coś powiedzieć, otworzyła nawet usta, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jej gardła. Ponownie postąpiła parę kroków do tyłu, chwyciła za torebkę, potykając się o jej leżący na ziemi płaszcz.
    Podniosła palec do góry, jakby mu groziła.
    - Pożałujesz, jeszcze pożałujesz, przysięgam – wydusiła drżącym głosem i wyszła z jego mieszkania. Niczym huragan, który pojawia się nagle, robi wielkie spustoszenie, często powodując takie szkody i straty, których nie da się naprawić, a później równie szybko znika w Oceanie.

    - Nie wiedziałam, że szukam czegokolwiek, dopóki nie spotkałam ciebie, Aleksandrze – wyszeptała mu pewnego razu do ucha, wtulona w jego silne ciało, spokojna i bezpieczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Ktoś kiedyś powiedział Anastazji, że jeśli pragnie utonąć, nie powinna torturować się płytką wodą. Było to chyba wtedy, kiedy pojechała z rodzicami nad jezioro Ilmen, miała może wtedy jedenaście lat i po raz pierwszy ojciec ją dotknął – i nie był to dotyk, jakim każdy ojciec obdarowuje swoją córkę. Dłonie Konstantina Morozova sprawiły, że Nastia uważała się brudną – była zbyt mała, żeby ukryć to, co ma w sercu, lecz wystarczająco dorosła, aby wiedzieć, że zradzają ją oczy, dlatego często wlepiała swoje zielone tęczówki w buty, aby nie musieć nikomu patrzyć w twarz i pokazywać więcej niżby chciała. Wstydziła się.
      Jasna grzywka, którą wtedy nosiła, przysłaniała jej świat, dlatego nie zauważyła końca mostku i zsunęła się do ciepłego jeziora. Nie próbowała nawet walczyć, bo nie umiała zbyt dobrze pływać – dała się przygnieść ciężarowi wody, licząc, że nie będzie bolało. Jednak wtedy poczuła silną dłoń, która wciągnęła ją z powrotem na rozgrzane deski. Mężczyzna stał w wodzie sięgającej mu może do ud i patrzył na nią zaskoczony: „jeśli chcesz utonąć nie torturuj się płytką wodą”. Anastazja widziała go jeszcze raz, w czterdziestym drugim, podczas blokady Leningradu. Miał na sobie mundur lotnika Luftwaffe.
      Pamiętała jego słowa, towarzyszyły jej każdego dnia od tego wakacyjnego popołudnia nad Ilmenem, jednak zastraszona Anastazja nie potrafiła się do nich stosować. Najpierw torturowała się przebywaniem w rodzinnym domu, pokornym znoszeniem obelg i terroryzowania. Później – torturowała się udawaniem, że nic w niej nie drgnęło, kiedy spotkała Aleksandra i mimo, że ciężko było zignorować uczucie porównywalne do tego, jakby jej serce zaczęło pompować krew czterema komorami naraz, zalewając nią i płuca, i całe ciało. Teraz powiedziałaby inaczej: jeśli chcesz umrzeć, nie torturuj się miłością, bo ona nie da ci żyć, ale jednocześnie trzyma cię przy życiu.
      Anastazja nic jednak nie mogła poradzić na swoje uczucie, bowiem to nie ona wybrała Aleksandra, to jej serce wybrało go za nią i za żadne skarby nie chciało wyrzucić. Ona nie mogła też protestować – dziesięć lat straszy major pociągał nie tylko jej duszę, fascynował nie tylko słowami i inteligencją, ale jej ciało pragnęło jego ciała. Okazało się, że jest jedno takie miejsce w całym chaotycznym wszechświecie, gdzie Nastia czuje się naprawdę bezpieczna, szczęśliwa i spokojna – były to ramiona Shury. Wszystko było przeciwko niej i z każdym dniem coraz bardziej lgnęła do Aleksandra, nieważne, jakby jej umysł podpowiadał jej, że to złe. Wybrała i nigdy nie żałowała swojej decyzji.
      Nagle dotarło do niej, że kocha ziemię, po której on stąpa i powietrze, które z nim dzieli, bo tylko wtedy miała wrażenie, że prawdziwie oddycha, ponieważ kiedy się rozstawali – w jej płucach pozostawała bolesna pustka. Anastazja kochała spojrzenia jego bursztynowych tęczówek, uśmiechy, które zwalały ją z nóg i wszystko, czego Aleksandr dotknął, każdy jego najdrobniejszy gest. Nastia kochała Shurę całego – bez zastrzeżeń, dzięki jego zaletom i czułości, akceptując wszelkie wady. Nawet fakt, że był wampirem.
      Ludzie mogli żyć bez miłości, mogli przeć dalej przez życie, kiedy się rozstawali. Miłość, dla nich, mogła być utracona, znaleziona ponownie i tak w kółko. Ale to, nie przytrafiło się Anastazji. Ona bez Aleksandra nie istniała i jeśli jakoś udało jej się przejść przez sześćdziesiąt lat samotności, to tylko, dlatego że kiedyś się kochali i dzielili to uczucie razem.

      - Nie mamy przeszłości. Nie mamy przyszłości. Po prostu jesteśmy. To mi wystarczy, Shura. – Powiedziała mu, kiedy nocą spacerowali po prospekcie Newskim w Leningradzie.

      Usuń
    2. Chyba krzyczała, chociaż nie była pewna, czy nie ma po prostu otwartych ust i z jej piekącego gardła nie wydobywa się jednak żaden dźwięk. Jej ciało jakby stało w płomieniach i była pewna jedynie bólu i ciemności. Nie wiedziała, czy może podnieść powieki, ale i tak obawiała się to zrobić, jakby przeczuwając, że może zwymiotować. Bolał ją każdy najdrobniejszy zakamarek ciała.
      Słyszała jakieś głosy, cienie padały na jej twarz, może ludzkie, a może jednak trafiła do Piekła i były to odbicia dusz, które wyrwała z ciał swoich ofiar. Właśnie... Umarła, j e j Shura pozbawił ją życia i mimo wszystko nie potrafiła go za to nienawidzić. Teraz jednak musiała odbyć karę za te wszystkie lata niemoralnego przedłużania sobie egzystencji. Czekała ją wieczność pełna fizycznych tortur i płacenia za grzechy – pomagała jej myśl, że Aleksandr jest bezpieczny. Musiała to sobie powtarzać cały czas.
      Wrzasnęła jeszcze raz z bólu i spod jej zamkniętych powiek popłynęły łzy. Otworzyła gwałtownie oczy i oślepiło ją ostre światło. Chciała się zasłonić rękoma, ale miała je jak z ołowiu. Poczuła, że trzęsie się spazmatycznie i nie mogła tego opanować, przewróciła się na bok i włosy zasłoniły jej twarz, nie mogła powstrzymać łez bólu. Oddychała spazmatycznie, ciężko.
      Jak to oddychała?
      Jej źrenice się rozszerzyły i wtedy, przez jedną krótką chwilę, miała wrażenie, że widzi bursztynowe tęczówki, te, które tak szaleńczo kochała. Znowu coś drgnęło w jej sercu, boleśnie obijającym się o żebra w piersi. Drgnęło tak mocno, że aż jęknęła boleśnie. Jednak na jej sinych ustach wykwitł uśmiech, delikatny i blady, ale pełen czułości. Czyżby znowu wyrwał ją szponom śmierci? Nie miała pojęcia, jak to możliwe, jednak przecież żyła, może nie do końca tak, jak wtedy, kiedy to zrobił, gdy chorowała na gruźlicę, bo ewidentnie nie czuła zewu krwi. Anastazja nie była wampirem.
      Odnalazła jego dłoń, nie wiedziała skąd miała na to siłę i wtedy Aleksandr przewrócił ją na plecy. Nastia mogła patrzeć w jego przystojną twarz, która teraz wydawała jej się jeszcze idealniejsza niż wcześniej. Zupełnie jak w te dni, kiedy żyli nocnymi spotkaniami w Ogrodzie Letnim. Ona patrzyła na niego, on patrzył na nią. Czuła, jakby żyła, jakby była człowiekiem i chyba nie była szczęśliwsza.
      - Nie mogę oddychać – wydusiła słabo.
      Nie sądziła, że jej głos brzmi tak dziwnie, jakby wcześniej go słyszała, a teraz, miała wrażenie, że docierał do niej zza ściany. Mimowolnie przyłożyła wolną dłoń do lewej piersi i oprócz szaleńczego bicia serca, wyczuła też okrągłą bliznę w miejscu, w której kołek przebił jej skórę. Odchyliła głowę do tyłu ciężko nabierając powietrza w płuca.
      - Shura – jęknęła; jedyne, o czym marzyła to na powrót znaleźć się w jego ramionach. – Bohaterze mój, mężu mój – szeptała, próbując się podnieść i wtulić się w jego silny tors. – Znowu zwróciłeś mi życie – powiedziała nieco głośniej, pewnie i niemal wesoło.

      - Już wiem, kim jestem. Mam na imię Anastazja i wierzę w Aleksandra. To on jest moją nadzieją i kocham go nad życie. – Wyznała mu, kiedy w końcu zostali wampirzym, małżeństwem.

      Ból powoli ustępował z jej ciała i o dziwo zaczynała się czuć coraz lepiej. Patrzyła czule na Aleksandra nie mogąc uwierzyć, że znowu tyle dla niej zrobił. Nie mogła się nie uśmiechać czule.

      Usuń
  38. Widząc szczęśliwego Aleksandra poczuła się jeszcze silniejsza – jego pełne czułości spojrzenie sprawiło, że miała w sobie jeszcze więcej determinacji, żeby jak najszybciej wstać i zacząć żyć. Pełnią życia, tak jak zawsze chciała.
    Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, kiedy wsunął się obok niej na lóżko. Od razu do niego przylgnęła, rozkoszując się jego bliskością i zapachem. Chociaż był zimny, czego wcześniej dostrzec nie mogła, bo gdy była wampirem, jej skóra była równie chłodna, nie marzyła o niczym innym, niż spędzenie tak, przy nim, reszty życia. Już wiedziała, że nie czeka ją wieczność, jednak zupełnie się tym nie przejmowała. Miała zamiar wykorzystać każdą sekundę z Aleksandrem jak najlepiej.
    Położyła dłoń na jego policzku i wtuliła głowę w jego silny tors. Westchnęła rozmarzona i zacisnęła powieki. Po chwili obejmowała go mocno i kurczowo przylgnęła do niego, jakby w obawie, że znowu ktoś ich rozdzieli. Tym razem miała jednak dobre przeczucia, nie wyczuwała nad nimi widma Katheriny. Jakby ona i wszystkie troski z nią związane kompletnie zniknęły.
    Zachichotała uroczo na jego słowa. Oczywiście, jej mąż pragnął pochwał, więc Anastazja miała zamiar od tej pory ciągle mu powtarzać, jak jej wspaniały. Przed oczami majaczyło jej mgliste wspomnienie tego, co się wydarzyło w ich mieszkaniu. Nie chciała jednak wiedzieć więcej. Miała przy sobie Aleksandra – to jej wystarczało.
    - Mam ci postawić pomnik? – Zaśmiała się cichutko, zagryzając dolną wargę. Patrzyła na niego nieco wyzywająco. – Najdroższy. – Z jej oczu popłynęły łzy szczęścia, których nie mogła powstrzymać. – Dziękuję – szepnęła dogłębnie wzruszona. – Obiecujesz, że już teraz będzie dobrze? – Zapytała z nadzieją i niemal błagalnym spojrzeniem zielonych tęczówek wpatrzonym w jego bursztynowe oczy.
    Dla Anastazji nie istniało już nic. Ani kobieta, którą dostrzegła w rogu zdemolowanej sypialni. Ani to, że jej sukienki leżały porwane na strzępy w każdym możliwym miejscu w pokoju. Ani to, że utraciła wieczność z Aleksandrem. Liczyła się tylko ta jedna chwila, podczas której znowu się w siebie wpatrywali, a ona czuła się, jak ta zagubiona siedemnastolatka, której serce było tylko dla starszego majora. To dziwne, jak bardzo silne może być przywiązanie do człowieczeństwa i jak intensywne mogą być przez to bodźce – Anastazja miała wrażenie, jakby po raz kolejny zakochała się w swoim mężu.
    - Shura – szepnęła z nabożną czcią delikatnie przesuwając dłonią od jego szczęki, przez szyję, silne ramiona, aż odnalazła dłoń i splotła jego palce ze swoimi. – Jesteś niemożliwy – dodała czule.

    OdpowiedzUsuń
  39. Wyswobodziła się spod koca, jakby chcąc pokazać, że nie jest jej zimno. To, że skóra Aleksandra była chłodna, nie znaczy, że ona to odczuwała – jego obecność działała na nią w taki sposób, że było jej wręcz gorąco i duszno, tak jak każdej normalnej dziewczynie przy tak przystojnym mężczyźnie, z którym się szaleje. Ułożyła jego rękę na swojej talii i teraz dzielił ich tylko cienki materiał jej szlafroka. Rozumiała troskę, którą od razu wyczuła w głosie i nie mogła się nie uśmiechnąć, ale była człowiekiem, a nie jakimś okazem rzadkiej, chińskiej porcelany – nie musiał się tak przejmować.
    Zauważyła zmianę w jego zachowaniu. Zacisnęła szczeki i jęknęła cicho, zapominając, jaki to może sprawić ból. Na początku nie do końca zrozumiała, o co chodzi, ale wtedy przypomniała sobie, jak kiedyś się przy nim zraniła, a ona kazał jej się trzymać z daleka. Chodziło o jej krew. Lekko ściągnęła brwi – oczywiście, Aleksandr w końcu wyjaśnił jej wszystko, nadal jednak nie mogła zrozumieć, że tak bardzo się od niej oddalał, za każdym razem, kiedy miał ochotę się pożywić.
    - Shura... co się stało kochany mój? – Zapytała z troską, niepewnie kładąc dłoń na jego policzku i patrząc głęboko w jego oczy. – Co mam przestać? – Zapytała z irytacją. – Przestać dziękować ci, ze dałeś mi życie i szansę, aby być z tobą? Chyba kpisz – warknęła ze złością i nie czekając na jego odpowiedź, pocałowała go delikatnie w usta; przecież nigdy nie chciała się uwolnić od swojego wspaniałego meża. Po chwili rozsunęła materiał szlafroka, kładąc się na boku i eksponując zgrabną szyję z pulsująca tętnicą. – Jeśli chcesz, możesz się pożywić, jestem twoja, moje życie było i jest w twoich rękach – szeptała, ale jej głos był pewny, taki, żeby Aleksandr nie miał wątpliwości, że Anastazja naprawdę tego chce. – Zrób to, ale mnie nie przemieniaj – poprosiła cicho.

    OdpowiedzUsuń
  40. Pisnęła ze strachem, kiedy na nią warknął. Pierwszy raz zachował się tak w stosunku do niej i Anastazja naprawdę czuła się zagubiona. Po chwili jednak przerażeniem spowodowane tym, jak potraktował ją Aleksandr zastąpił ból, który pojawił się, kiedy dostrzegła, co mu zrobiła. Jej był ukochany tak roztrzęsiony, że prawie zrywał tynk ze ściany – i to przez nią. Poczuła się podle.
    Wiedziała, że jego obojętny ton nie zwiastuje niczego dobrego, że próbuje ukryć targające nim emocje. Jęknęła z bólem, widząc, jak zsuwa się na ziemię i poderwała się szybko z łóżka. Podeszła do Aleksandra na chwiejnych nogach – dziwnie jej się poruszało bez wampirze sprawności – patrząc niepewnie na jego reakcje. W końcu uklękła w pewnej odległości od niego, bojąc się wyciągnąć ku niemu rękę, myśląc, że po prostu ją odtrąci.
    - Shura – zaczęła czule – kochany mój... przepraszam, błagam wybacz mi. – Szeptała czując łzy piekące ją w kącikach oczu. – Chciałam ci oddać wszystko, nawet moją krew, skoro tak jej pragniesz. – Uśmiechnęła się i lekko się przysunęła do niego. Położyła dłoń na jego policzku i zmusiła, aby patrzył jej w oczy.
    Milczała dłuższą chwilę. Przecież wiedział, że nigdy nie chciała być wampirem, nieśmiertelności nie można było nazwać życiem, a ona chciałaby w końcu prawdziwie żyć. Teraz mogła to stwierdzić z pełną premedytacją po spędzeniu siedemdziesięciu lat, jako wieczne dziecko ciemności – była martwa, chociaż Aleksandr skutecznie umilał jej ten czas. A skoro los dał jej możliwość ponownego odrodzenia się, jako człowiek, widocznie takie było jej przeznaczenie – być istotą ludzką, która choruje, starzeje się i umiera. Chciała, żeby i Aleksandr się z tym pogodził.
    - Tak, chcę, żebyś się mną żywił, żebyś ze mną żył i jeśli mnie kochasz, wykorzystasz te lata, które będą nam dane, najlepiej jak umiesz. – Jeszcze bardziej się zbliżyła i pochyliła się do przodu. – Mężu mój kochany, Shura, najdroższy... Tak, chcę, żebyś się ze mną kochał – wyszeptała mu wprost w usta, trzymając dłonie na jego policzkach.

    OdpowiedzUsuń
  41. Zwiesiła ze smutkiem głowę, a ręce, zaciśnięte w pięści, ułożyła na swoich odsłoniętych udach. Zagryzła dolną wargę, czując się jak idiotka. Mogła się spodziewać, że Aleksandr nie zechce jej w postaci człowieka, ale nie mogła nic poradzić na to, że tego pragnęła, oczywiście nie tak mocno, jak bycia z nim, ale nie chciała rezygnować z człowieczeństwa, które ponownie jej podarowano. Ponadto – przecież wcześniej się kochali, kiedy była człowiekiem. Nic nie rozumiała, była tak zagubiona, że miała ochotę płakać, jak małe dziecko i schować się przed mężem.
    Pogodziła się z jego decyzją, siedemdziesiąt lat temu w oblężonym Leningradzie. Wybrał ją, nie Darię, dał jej wieczne życie, mimo że wcale tego nie chciała i ona to zaakceptowała. Dla niego, tylko po to, żeby Aleksandr był szczęśliwy – z czasem uwierzyła, że jako wampirzyca może wieść szczęśliwą egzystencję. Tak też się stało, jednak na krótko, zbyt krótko, aby mogła to dobrze pamiętać.
    Cofnęła się kawałek, nie chcąc go bardziej prowokować.
    - Oczywiście, że możesz, tylko nie chcesz... odstrasza cię to, że jestem ciepła? – Zakpiła i podniosła się ciężko z podłogi. – Kocham cię Shura i chciałabym być twoją żoną, tak... naprawdę. – Zarumieniła się, po raz pierwszy od siedmiu dekad, policzki Anastazji znowu uroczo oblewały się szkarłatem. Naprawdę chciała znowu poczuć się, jak tamta siedemnastolatka, którą Aleksandr brał wtedy, kiedy miał tylko na to ochotę, a ona z wielką chęcią mu się oddawała. Po chwili spostrzegła brak złotego kółeczka na swoim palcu. – Mój Boże – wydusiła ze strachem i podniosła rękę, jakby szukając dalej – Boże, gdzie ona jest? Gdzie moja obrączka?! – Krzyknęła ze łzami w oczach; przerażała ją utrata dowodu miłości, który otrzymała od Aleksandra. Jeszcze postąpiła parę kroków do tyłu i zaplątała się, kompletnie zbita z tropu, o własne nogi i padła na ziemię, boleśnie się obijając. – Shura – rzuciła ostro – co się stało z m o j ą obrączką? – Zapytała ponowie, jakby nie zwracając uwagi na wywrotkę.

    OdpowiedzUsuń
  42. Trzęsła się jak osika, ciągle oglądając swoją dłoń, jakby w nadziei, że gdzieś znajdzie swoją obrączkę. Była to jedyna rzecz, oprócz pierścionka zaręczynowego, bez której Anastazja nigdzie nie mogła się ruszyć. Nigdy nie była materialistką, ale to cienkie, złote kółeczko dostała od Aleksandra, swojego męża, który przysięgał jej w obecności Boga swoją miłość – jak mogłaby nie mieć na palcu tego dowodu ich płomiennego uczucia.
    Słuchała jego słów i coraz żałośniej zaczynała płakać. Nie rozumiała, jak można być tak podłym, jak Katherine. Dopiero teraz Nastia rozejrzała się po pokoju i przez chwilę serce stanęło jej w piersi. Niemal każda jej urocza, kolorowa sukienka leżała w strzępach w różnych miejscach ich sypialni. Wszystkie pamiątki, jakie zebrali kiedyś i teraz – walały się rozsypane w drobny mak.
    Zamrugała gwałtownie powiekami i bez zbędnego zastanawiania się, rzuciła się Aleksandrowi na szyję, wtulając się w niego mocno. Potrzebowała jego bliskości.
    - Na pewno nigdzie jej nie ma? – Zapytała cichutko, jeszcze z nadzieją, że może coś przeoczył i jej obrączka leży wśród bałaganu. Odetchnęła ciężko i dopiero po dłużej chwili odsunęła się, trzymając dłonie na jego policzkach. – Ale nie przeszkadza ci to prawda? Może... kupię nową... – głos jej się łamał; miała przecież tę samą na placu przez siedem dekad, jakby mogła nosić teraz inną.
    Wiedziała, że to nieracjonalne, ale cały czas, kiedy była odseparowana od męża, była to najcenniejsza, oprócz wspomnień, pamiątka po nim. Często dotykała obrączki, zamykała oczy i miała wrażenie, że jej Shura jest tuż obok.
    Westchnęła z bólem i podniosła się z niemałym trudem.
    - Trzeba posprzątać – rzuciła siląc się na wesołość. Pochyliła się i pocałowała męża w czoło. – Skoro wolisz unikać kontaktów ze mną, muszę się czymś zając – zachichotała znowu się rumieniąc i kołysząc biodrami wymownie. Wiedziała, że to nie dobrze tak prowokować Aleksandra, ale musiała i swoje i jego myśli skierować na jakiś przyjemny tor. Miała nadzieję, że z jej zaczepek nie wyniknie awantura.

    OdpowiedzUsuń
  43. Spojrzała na niego czule i uśmiechnęła się leciutko. Rozumiała, że chciał jak najszybciej i najdokładniej pozbyć się Katheriny z ich życia, jednak to był tylko dotyk, który nie zmienił wartości obrączki. Oczywiście, uszanowała decyzję Aleksandra, chociaż nie do końca przypadła jej do gustu. Zrobiła to tylko, dlatego że kochała go ponad życie i nie liczyło się dla niej nic, ponad jego szczęście i dobre samopoczucie.
    - Shura – szepnęła z miłością – jesteś pewien? – Zapytała tylko na wszelki wypadek, żeby się upewnić. – Bo jeśli tak na to patrzysz, to nic w tym domu nie umknęło jej skażonemu dotykowi. – Westchnęła ciężko. – Nawet ja. – Subtelnie przypomniała, że Katharina przecież ją spoliczkowała.
    Uśmiechała się mimo wszystko – też lubiła nosić obrączkę, pokazując wszystkim, z dumą, że do kogoś należy, że jest c z y j ą ś żoną. Szczególnie, kiedy po tylu latach rozłąki znowu się połączyli i Anastazja niemal ostentacyjnie wszystkim uświadamiała, że jest zajęta przez najwspanialszego mężczyznę na ziemi.
    Pocałowała go raz jeszcze w policzek, z niemałym trudem, biorąc pod uwagę wysoki wzrost Aleksandra i jej człowieczą nieporadność i chciała wziąć się za porządkowanie ich mieszkania. Kompletnie oszołomiona, dała się jednak podnieść mężowi, nie orientując się, co się dzieje. Nie miała nawet siły z nim walczyć. Pozwoliła położyć mu siebie do łóżka, chociaż minę miała niczym dziecko, któremu zabrano zabawkę.
    Zadrżała pod jego dotykiem, zarumieniła się i spięła wszystkie mięśnie. Wystarczył taki subtelny gest a ona już szalała. Naprawdę miała ochotę spoliczkować Aleksandra za to, że najpierw jej odmawia, a później w tak bezczelny sposób rozpala.
    - Jak diabli – wydusiła ledwo słyszalnym głosem. Nie do końca jednak chodziło jej o zwykły głód, było to raczej pragnienie bliskości swojego męża. – A tak właściwie – zapytała, szybko naciągając na siebie kołdrę – co się stało z Katherine? – Głos miała niepewny, zwiesiła głowę. Wiedziała, ze to drażliwy temat, ale musiała znać prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  44. Pokiwała głową na znak, że zrozumiała, chociaż nie do końca tak było. Po prostu uszanowała jego decyzję, a sama nie uważała, że cokolwiek się zmieniło, gdy Katharina dotknęła jej obrączki. Jednak zgodziła się z Aleksandrem, zresztą jak w większości wypadków, bo zawsze przekładała jego uczucia nad swoje.
    Chciała go jednak powstrzymać, żeby przy niej został, wolała umrzeć z głodu, niż rozstawać się z mężem, chociaż na sekundę. Jej ciało jednak miało inne zachcianki i kiedy tylko zobaczyło talerz pełen smakołyków, zaraz zaburczało jej w brzuchu. Zarumieniła się, jak piwonia. Zapomniała już, jakie to dziwne uczucie, kiedy jest się człowiekiem z różnego rodzaju potrzebami.
    Nie wiedziała, czym się zając, czy Aleksandrem, siedzącym na skraju lóżka, czy zaspokajaniem swoich potrzeb, więc jedną ręką trzymała go mocno za dłoń, a wolną jadła. Prawie zadławiła się jedzeniem, kiedy dotarł do niej sens słów mężą.
    - Życie? – Wydusiła. – Jak to... życie? Shura... naprawdę jesteś wolny? – Zapytała zachwycona. Odstawiła talerz i rzuciła się mu na szyję, całując jego czoło, skronie, policzki, usta. Rozpierała ją radość tak wielka, że miała wrażenie, że zaraz odfruni. Jednak miało być dobrze, mieli być szczęśliwi. Anastazja uśmiechała się cały czas i na nic nie zważając, wsunęła się Aleksandrowi na kolana, ściskając go udami w biodrach. – Wiem, że jestem okropna i bez serca, ale tak bardzo się cieszę, że ona nie żyje... – Położyła dłonie na jego policzkach i wpiła się zachłannie w jego usta. – Najdroższy – szepnęła czule.

    OdpowiedzUsuń
  45. Anastazja pisnęła jeszcze raz ze szczęścia, kiedy Aleksandr ścisnął dłońmi jej biodra. Nie było Kathariny, nie było zagrożenia, byli tylko oni – zakochane po uszy, albo i wyżej, szczęśliwe małżeństwo. Nie można było mówić w ich życiu o normalności, biorąc pod uwagę, że jedno z nich było wampirem, ale o radości, czułości i namiętności – jak najbardziej. Miała wrażenie, że chyba nigdy wcześniej nie ogarnęła ją taka fala spokoju i poczucia bezpieczeństwa, jak tego wieczora.
    Pomachała przecząco, energicznie głową.
    - Ani mi się waż... asertywny bądź dla innych – wplotła palce w jego miękkie, ciemne włosy – ale mi musisz ulegać – zachichotała uroczo.
    Odchyliła głowę z westchnieniem rozkoszy, aby ułatwić Aleksandrowi dostęp do jej szyi. Anastazja też nie wiedziała, jak to robi, że mąż jej ulegał – chyba była jedyną osobą na świecie, dla której robił to dobrowolnie i musiała przyznać – bardzo jej to odpowiadało. Oczywiście, nigdy tego nie wykorzystywała, za bardzo go kochała, ale czasem musiała postawić na swoim. Tak jak w tej chwili, aby móc poczuć jego usta na swojej skórze i silne dłonie na całym ciele.
    Na krótko zagryzła dolną wargę.
    - Twoja, tylko twoja... – wyszeptała, patrząc głęboko w oczy Aleksandra. Rumieniła się pod wpływem jego pieszczot i słów. Drżącymi palcami sięgnęła do guzików jego koszuli i powoli zaczęła je rozpinać. Po chwili wpiła się w jego usta tęsknie i odsłoniła silne ramiona męża, zachwycając się ich rzeźbą. – A ty tylko mój – wydusiła przez gardło ściśnięte do podniecenia. – Mój Boże, jak ja ciebie kocham, Shura. – Powiedziała czule. – A świadomość, że nigdy się nie rozstaniemy jest cudowna... – chociaż dla Anastazji „nigdy” było ledwie kilkoma dekadami.

    OdpowiedzUsuń
  46. Anastazja zupełnie nie przejmowała się reakcjami istot zamieszkujących Salem, chociaż pewnie powinna. Kiedy wieść o tym, że wampirzyca jest znowu człowiekiem się rozejdzie, na pewno wielu pobratymców będzie chciało się dowiedzieć, jak tego dokonała. Wtedy ani ona, ani jej ukochany mąż nie będą bezpieczni. Nie miała oczywiście pojęcia, jak właściwie to się stało, bo wszystko było zasługą Aleksandra i Nastia wolała pozostawać w błogiej nieświadomości. Jak najdłużej dłużej mogła, dla własnego, świętego spokoju.
    Uśmiechnęła się szeroko słysząc westchnienie Shury. Cieszyła się prawie jak mała dziewczynka widzą, jak reaguje na jej dotyk. Była przekonana, że czegoś takiego nie mógłby zagrać, chociaż wiedziała jak świetnym aktorem potrafi być jej mąż.
    Zachichotała i zagryzła dolną wargę patrząc na niego kompletnie urzeczona.
    - No cóż... mam parę pomysłów, jak możemy zagospodarować nasz cały wolny czas – wyszeptała Aleksandrowi do ucha, omiatając gorącym oddechem jego szyję.
    Jednak po chwili kompletnie straciła wątek, kiedy poczuła jego dłonie na swoich nogach. Przeciągle jęknęła cichutko, z rozkoszą i marzyła, żeby jego dłonie zawędrowały wszędzie. Uwielbiała ich dotyk, siłę i jednocześnie w stosunku do niej – zawsze delikatność. Opanowała się dopiero po chwili, spragniona swojego męża nie umiała trzeźwo myśleć i pchnęła go delikatnie tak, aby leżał na łóżku na plecach. Paznokciami kreśliła linię od jego obojczyków poprzez tors, idealnie wyrzeźbiony brzuch aż do krawędzi jego spodni.
    Cofnęła dłonie, zakładając je za plecy i uśmiechnęła się chytrze. Jej oczy błyszczały zadziornie. Naprawdę olbrzymią przyjemność sprawiało jej droczenie się z Aleksandrem i testowanie jego cierpliwości, bo wiedziała, że jeśli akurat o nią chodzi, nie zrobi nic używając swojej siły.
    - Chyba że mam wrócić do jedzenia, albo po prostu... leżenia w łóżku, bo się za bardzo mnie martwisz? – Zapytała z odrobiną kpiny w głosie, mocniej ściskając go udami w biodrach. Lubiła taką pozycję, w której to ona, chociaż jeden raz, była górą. Patrzenie na męża z takiej perspektywy naprawdę jej się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  47. Słysząc pogróżkę wypowiedzianą przez Aleksandra pełnym napięcia głosem jeszcze szerzej się uśmiechnęła. Chwilę jednak później, tak jak sobie tego życzył, zataczała kręgi paznokciami po jego skórze na torsie, ramionach i brzuchu, celowo omijając niższe partie. Czuła pod palcami każdy jego miesień i nie mogła powstrzymać westchnień zachwytu wyrywających się z jej piersi. Szarpnęła za pasek od jego spodni, jednak nic ponad odpięcie go nie zrobiła.
    Wiedziała, jak trudno przychodziło Aleksandrowi pozwolenie jej na przejęcie kontroli i była mu za to naprawdę wdzięczna. Była to chyba jedyna sytuacja w ich całym małżeńskim pożyciu, kiedy Anastazja przynajmniej przez chwilę mogła decydować za ich oboje. Nie przeszkadzało jej, że mąż się nią opiekuje i często zmusza do wypełniania jego woli i poddawania się jego zdaniu, bo ufała mu bezgranicznie. Wierzyła, że wszystko, co robi jest dla jej dobra.
    Pocałowała go czule w usta i ponownie zachichotała uroczo i najzwyczajniej w świecie wstała z niego nie zważając na jego cichutką prośbę. Miała z tym wielki problem, ponieważ Shura rzadko się tak zachowywał, jednak skoro wolał wcześniej ją trzymać na dystans, teraz nadeszła jej kolej.
    - Chyba jednak jestem zmęczona – rzuciła z ironią i nadal uśmiechając się chytrze, oczy jej błyszczały. Położyła się na boku, podbierając się na ręce zgiętej w łokciu i patrzyła zadziornie na Aleksandra.
    Rozsunęła materiał szlafroka, bezczelnie pokazując swoje niemal nagie piersi. Robiła to z niemałym trudem, ledwo powstrzymując się od spełnieniem próśb męża. Bycie człowiekiem miało jednak swoje wady – na przykład zupełnie nie potrafiła się mu oprzeć.
    Jednak, czy kiedykolwiek umiała?

    OdpowiedzUsuń
  48. Zrobiło jej się niemal przykro, kiedy zobaczyła, jak smutny wyraz twarzy przywdział Aleksandr. Przez moment chciała nawet skończyć ze swoją upartością i zrobić wszystko, czego tylko by zapragnął, jednak przypomniała sobie, jak jej mąż potrafi być stanowczy i niezłomny, kiedy jej czegoś odmawia. Ona teraz miała zamiar być taka sama. Chociaż przychodziło jej to z olbrzymim trudem, biorąc pod uwagę, że dłonie jej ukochanego, a po chwili także i usta sunęły wzdłuż jej ciała.
    Anastazja cichutko wzdychała i nawet próbowała się wyrwać, zdając sobie sprawę, że Shura doskonale wie, że tak najprościej ją złamać. Chciała jednego, jednak nie mogła powstrzymać rozmarzonych westchnień, więc wyglądała niemal komicznie przy okazji się wiercąc i próbując z błogim uśmiechem odsunąć go do siebie.
    Ponadto – Aleksandr ewidentnie specjalnie pozbawiał ją największej przyjemności, omijając strategiczne miejsca. Ściskał jej nadgarstki tak mocno, że ją bolało, jednak nie mogła wydusić słowa przez ściśnięte od podniecenia gardło.
    - Nie, nie, już nie – wysapała, kiedy w końcu zbliżył się do jej twarzy i dał jej odetchnąć. – Już jestem pełna sił – była cała zarumieniona, oczy miała zamglone, ale po ustach błąkał się pełen zadowolenie uśmieszek.
    Kiedy w końcu Aleksandr puścił jej ręce, szybko pozbyła się jego spodni. Nie było to łatwe zważywszy na jego siłę i fakt, że dłonie jej nieco zdrętwiały od jego żelaznego uścisku. Wiedziała, że pewnie będzie miała siniaki, jednak to zupełnie się dla niej nie liczyło.
    - Tylko nie torturuj mnie więcej, przecież tak bardzo cię kocham – wyszeptała patrząc głęboko w jego oczy ze smutną minką.

    OdpowiedzUsuń
  49. Dotyk Aleksandra absolutnie nie był zwyczajny. Dla Anastazji, szczególnie w sytuacji, kiedy była rozpalona – wystarczyło, aby musnął ją delikatnie palcami, a ona wariowała z rozkoszy. Momentalnie jej oddech przyspieszał i czuła przyjemne mrowienie każdej kończynie, a przede wszystkim – cudowny płomień kumulujący się w podbrzuszu. Różowe usta drgały jej w uśmiechu.
    Cieszyła się, kiedy mąż znowu pozwolił przejąć jej inicjatywę. Cała drżała, chyba też odrobinę ze zniecierpliwienia. Fakt, że była człowiekiem sprawił, że wszystko odczuwała intensywniej i wiedziała, że chociaż pewnie nie będzie mogła dać Shurze tyle satysfakcji, co za wampirzego życia, i tak, nie będzie mogła się od niego odsunąć, zważywszy też na to, że chciała wykorzystywać każdą chwilę w pełni, bo tym razem nie miała wieczności.
    - Nie znęcam się nad tobą – powiedziała z odrobiną kpiny w głosie. Uśmiechnęła się szeroko widząc, jak bardzo Aleksandr pragnie, żeby nie była smutna. – Nie mogłabym – zachichotała i przesunęła paznokciami wzdłuż jego brzucha.
    Westchnęła rozmarzona, kiedy stwierdził, że torturuje go, wisząc nad nim w samym cienkim szlafroku. Zadziornie zagryzła dolą wargę i usiadła na nim wyprostowana. Powoli zsunęła materiał ze swoich szczupłych ramion, odsłaniając piersi i brzuch.
    - Wybacz, teraz będę całkowicie naga, żebyś już więcej nie cierpiał. – Wyszeptała z kpiną, wiedząc, że tym jeszcze bardziej go sprowokuje. Nie ruszała się, tylko mocniej udami ścisnęła jego biodra i po chwili cienki szlafrok leżał w kącie pokoju. – Ranienie ciebie nie sprawia mi przyjemności – zadrwiła; takie krzywdzenie swojego ukochanego męża zawsze jej sprawiało nieopisaną satysfakcje.

    OdpowiedzUsuń
  50. Podobało jej się, jak Aleksandr zareagował na jej pieszczoty, uwielbiała dawać mu rozkosz. Jego szczęście, odkąd go poznała, było jej największym priorytetem. Nie było minuty, w której nie zastanawiałaby się, co jeszcze może zrobić, aby jej mąż się uśmiechnął w ten swój zniewalający sposób. Nie było więc dla niej niczym nadzwyczajnym, że przez sześć dekad rozłąki nie zbliżyła się do żadnego innego mężczyzny – Shura był jej mężem, sercem, słońcem, wszystkim, kochała go i nie mogłaby nawet próbować ułożyć sobie życia z kimś innym, nieważne, jakby była przez niego skrzywdzona.
    Jęknęła cichutko rozmarzona, kiedy doń Aleksandra dotknęła jej piersi. Siedziała wyprostowana niczym struna, lekko przymykając oczy i starając się poskromić wyobraźnię, która co chwila podsuwała jej śmiałe obrazy z nią i mężem w roli głównej.
    Nie zdążyła odpowiedzieć, Shura pocałował ją w taki sposób, że prawie zemdlała. Dopiero po chwili oddała pocałunek i zaczepiała zębami o jego wargi. Splotła dłonie na jego karku i mocno się wtuliła w niego.
    - A chcesz, żeby wróciła? – Zapytała cichutko i po raz kolejny tego wieczora się odsunęła. Opadła obok niego na łóżko, wiedziała, jak bardzo Aleksandr lubi dominować i miała zamiar dać mu tę przyjemność. – Skoro przejmujesz kontrolę... – westchnęła rozmarzona i rozłożyła się wygodnie.
    Uśmiechała się uroczo, nie mogąc przestać przyglądać się z zachwytem swojemu mężowi. Nadal, po tylu latach zastanawiała się, jakim cudem ktoś tak perfekcyjny jak Aleksandr wybrał taką małą piegowatą Rosjankę. Nie mogła jednak narzekać.

    OdpowiedzUsuń
  51. - Oczywiście że zostanę, tak długo, jak tylko mogę – uśmiechnęła się szeroko i ułożyła się wygodnie pod Aleksandrem. Położyła dłonie na jego silnych ramionach i jak kazał, grzecznie czekała.
    Nie spodziewała się jednak jej mąż od razu przejdzie do rzeczy. Kiedy jego usta dotknęły jej piersi z jej gardła wydobył się przeciągły jęk. Usta jej drżały, zresztą cała leciutko się wzdrygała z podniecenia, przymykając powieki. Oddychała powoli, miarowo, leciutko wyginając się w łuk, aby dać Aleksandrowi lepszy dostęp do jej ciała.
    Uniosła lekko głowę, uchylając usta w niemym zaskoczeniu, kiedy kreślił pocałunkami linię od jej piersi przez brzuch i niżej. Leciutko zaczęła się wiercić, niecierpliwie czekając na to, co miało nastąpić. Mruknęła z zawodem, gdy się odsunął, mimo, ze teraz drażniły jej skórę jego palce, ona zdecydowanie preferowała miękkie, męskie usta Aleksandra.
    - Shura – wydusiła – doskonale wiesz czego – uśmiechnęła się, tym razem naprawdę się pesząc. Wsparła się na łokciach i patrzyła głęboko w jego bursztynowe tęczówki.
    Podsunęła się do niego na łóżku i wciągnęła na siebie, obejmując nogami. Stopą sunęła po jego łydce, a jedną dłoń wsunęła między nich, a później za materiał mężowskiej bielizny.
    - Kochaj się ze mną – szepnęła niepewnie, z ustami przy jego wargach, niemal błagalnie, jednak nie zaprzestawała pieszczot.

    OdpowiedzUsuń
  52. Krzyknęła przeciągle, zaciskając powieki. Miała wrażenie, jakby robili to po raz pierwszy tyle, że doznania były jakby intensywniejsze. Tak bardzo, że aż zakręciło jej się w głowie, niemal oszalała z rozkoszy. Po chwili z jej ust wyrwał się długi jęk wyrażający, jak bardzo jest jej dobrze. Podkurczyła nogi, mocno ściskając udami biodra Aleksandra i wbiła paznokcie w jego ramiona.
    - Shura – wydusiła czule dysząc ciężko.
    Poruszyła się leciutko, dając mu do zrozumienia, że nie musi być wcale taki delikatny. Dopóki nie słyszy trzasków jej kości, mógł z nią zrobić cokolwiek by zechciał. Skrzyżowała łydki na pośladkach męża, jakby chcąc być jak najbliżej jego. Ściągnęła łopatki i oderwała plecy od lóżka, wyginając się w lekki łuk, piersiami dotykała jego torsu.
    - Kocham cię – szepnęła słabo, omiatając gorącym oddechem twarz Aleksandra. Wpiła się w jego usta zachłannie.
    Co chwilę zamykała oczy, zapamiętując tę rozkoszną chwilę, wiedząc, że nie będzie trwała zbyt długo. I miała całkowita rację. Podniecenie kumulujące się w jej podbrzuszu sięgnęło zenitu. Wystarczyło parę głębszych pchnięć bioder jej męża, aby ona wiła się pod nim, krzycząc w spełnieniu. Na jego ramionach pozostały szramy po jej paznokciach.
    Dyszała ciężko pod nim całkowicie naga, zarumieniona, roztrzepana i chwilowo spełniona.
    - Mój najdroższy, kochany... mój mężu... – szeptała, niemal fruwając z ekstazy, całkowicie oszołomiona, ale przeszczęśliwa. Miała nadzieję, że Aleksandr jeszcze nie skończył.

    OdpowiedzUsuń
  53. Mocniej objęła go nogami i chociaż Aleksandr swoimi ruchami sprawiał jej ból, to taki mogła znosić całą wieczność. Pomijając fakt, że była malutka, a jej mąż należał do naprawdę postawnych mężczyzn, była człowiekiem, on – wampirem i chyba nie do końca zdawał sobie sprawę ze swojej siły. Nie miała jednak zamiaru mu przerywać, chciała, aby i on osiągnął swoje spełnienie.
    Uśmiechnęła się na jego słowa, ale niż już więcej nie mogła wydusić. Mocno do niego przylgnęła pozwalając mu tej nocy na wszystko. Czasem lubiła przejmować inicjatywę, ale była pewna, ze Aleksandr woli rządzić, dlatego robiła wszystko, czego sobie zażyczył, aby go usatysfakcjonować.
    Jęczała pod nim, rumieniła się i krzyczała z rozkoszy, wiedząc, że znowu sąsiedzi będą się na nich patrzyli z rumieńcem. Drapała męża po plecach i szeptała jego imię, jak bardzo go kocha i jak go pragnie. Kochała się z nim tak długo, że kiedy przestali na zegarku, którego Katherina nie zdążyła zniszczyć, wybiła czwarta rano.
    Uśmiechała się błogo, z głową na torsie Shury, rysując placami zawiłe wzory na jego brzuchu. Nie mogła złapać tchu i bolał ją każdy zakamarek ciała, jednak była przeszczęśliwa. Pocałowała go w szyję.
    - Jeśli tak dalej pójdzie, to nigdy nie wypuszczę cię z łóżka – wyszeptała wesoło i zadarła głowę, aby patrzeć mu w oczy. – Jesteś wszystkim Aleksandrze. – Powiedziała całkowicie poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  54. Anastazja cieszyła się widząc spełnionego Aleksandra. Uwielbiała go takiego rozpromienionego, wydawał jej się w takich chwilach, o ile to w ogóle możliwe, najprzystojniejszy. Szczególnie wtedy, kiedy leżeli po całej nocy poznawania swoich ciał, wtuleni w siebie, a on dawał jej do zrozumienia, że jest zadowolony. Wtedy i ona była szczęśliwa.
    Jednak, kiedy tylko zmieniał się jego nastrój, jej również. Więc gdy Shura się spiął i to wyczuła, mina jej zrzedła. Przez chwilę obawiała się, że zrobiła coś nie tak, czymś może go uraziła, a jego satysfakcja była tylko pozorna. Jeszcze bardziej ją zaskoczył, ujmując jej nadgarstek i przyglądając mu się uważnie. Bolał ją, był siny, ale nie mogła się tym przejmować, mając u boku swojego męża, kochając się w nim w szaleńczy sposób od rana do wieczora.
    Zmroziło ją kompletnie, słysząc jak wydusił, że ją skrzywdził. Uchyliła lekko usta, patrząc na niego ze strachem i zaraz usiadła na łóżku. Szybko okryła się szlafrokiem w obawie, że zobaczy jeszcze jakiegoś siniaka na jej ciele i będzie się obwiniał.
    - Shura, najdroższy, co ty mówisz – jęknęła. Położyła dłonie na jego policzkach i spojrzała mu głęboko w oczy. – Nie skrzywdziłeś mnie. – Zaprzeczyła ostro. – Nie masz mnie, za co przepraszać. – Dodała twardo, chociaż głos jej się trząsł. Nie mogła znieść myśli, ze Aleksandr zrezygnowałby ze zbliżeń z nią tylko z powodu kilku siniaków. – Wiem, że mnie kochasz i pragniesz, w końcu – zachichotała uroczo – kto by mnie nie pragnął. – Zażartowała i pocałowała go czule w usta. – Nie przejmuj się, nic mi nie jest, kochany. – Uśmiechała się szeroko. – Nie zrobiłeś nic, oprócz dawania mi rozkoszy, pamiętaj i za to naprawdę ci dziękuję. – Znowu wtuliła się w niego, układając głowę na jego torsie.

    OdpowiedzUsuń
  55. Westchnęła ciężko.
    Aleksandr nigdy nie należał do osób, które czymkolwiek się przejmują, oprócz swojej żony. Anastazja doskonale o tym wiedziała, miała również świadomość tego, że momentami był zbyt nadopiekuńczy i niepotrzebnie gryzł się z tym teraz, jak i jeszcze kiedy żyli w Leningradzie, kiedy coś jej się działo. Miała świadomość jego siły i tego, że czasem nie może nad nią zapanować, ale nigdy nie miała mu tego za złe. Ból, jaki pozostawał jej lędźwiach i biodrach, kiedy budziła się następnego ranka po nocy pełnej rozkoszy, był takim rodzajem bólu, który bardzo chętnie znosiła.
    Przewróciła ostentacyjnie oczami, kiedy stwierdził, że jeszcze wrócą rozmowy na temat jej siniaków. Temat był zamknięty, bo pewnie nawet, gdyby był zwykłym mężczyzną, byłby na tyle silny, żeby nad tym nie panować.
    - O niczym nie pogadamy – fuknęła ostro, chociaż po chwili kompletnie się rozluźniła. – Uważaj, teraz może być ich więcej – zaśmiała się, żeby lekko go sprowokować, nie miała zamiaru kontynuować kwestii innych adoratorów, żeby nie wywołać kolejnej awantury. – Och Shura, przestań, gdybym naprawdę nie mogła się ruszać, powiedziałabym ci. – Powiedziała twardo, chociaż kłamała jak z nut. Nigdy nie wyznałaby niczego, przez co jej Aleksandr poczułby się źle. Zachichotała, kiedy wspomniał o jej temperaturze ciała. – Dziwisz się? Całą noc kochałam się z moich gorącym mężem. – Powiedziała czule, patrząc głęboko w jego oczy. – Jestem ciepła – mocniej się w niego wtuliła – i zmęczona – musnęła delikatnie jego usta przymykając oczy.
    Jeśli dotychczas myślała, że czas spędzony z Aleksandrem w Leningradzie, albo ten, który dzielili w Salem jako wampiry był najpiękniejszy to się pomyliła. Dopiero teraz, będąc człowiekiem, odczuwając wszystko na nowo i znając tak doskonale swego męża, mogła powiedzieć, że była najszczęśliwsza. I chociaż czasem przesadzał z opiekuńczością nie miała mu tego za złe, starała się jednak zbywać go śmiechem.
    Kiedy w końcu uporali się z wysprzątaniem mieszkania, co nie było łatwe, bo Anastazja nie wypuszczała Shury z łóżka przez kilka dni, i wygospodarowali trochę miejsca na zwykłą kuchnię – czuła, że ma prawdziwy dom. O ile każde miejsce, które dzieliła z Aleksandrem było dla niej bliskie i ważne, tak teraz miała wrażenie, że zakorzeniła się w tym małym mieszkanku na stałe.
    Znalazła obrączkę, którą zdjęła jej Katherine i mimo protestów męża ciągle ją nosiła, nie uważając jej wcale za skalaną. Cieszyła się jak dziecko – ich związek wyglądał jak normalne, szczęśliwe, młode małżeństwo i oprócz tego, że jedno z nich było wampirem i wcale nie pobrali się niedawno – tak było. Kiedy Aleksandr polował, Anastazja uczyła się na nowo gotować, pracowała u Mary i coraz bardziej ją naciskała na zbliżenie się do zakochanego w niej po uszy Alcide’a. Wieczorami długo rozmawiała z Shurą, albo się namiętnie kochali lub po prostu leżeli wtuleni w siebie czytając książki.
    Mijały tygodnie i wciąż było idealnie. Nie licząc pewnych niedogodności związanych z byciem człowiekiem – zmęczeniem, rozdrażnieniem i chorobami. Dlatego kiedy dopadły ją straszne bóle brzucha zwaliła to na jedzenie, które nadal nie wychodziło jej tak dobre jak wcześniej i chociaż problemy ze snem i omdlenia ją niepokoiły, na razie nie zamierzała odwiedzić lekarza.
    - Przytyłam – jęknęła widząc, że jedna z bluzek nie dopina jej się na piersiach. Patrzyła na zegarek co chwila, ostatnimi czasy była coraz bardziej rozdrażniona. – Jak tak dalej pójdzie, nigdy się nie wybiorę... a dzisiaj miałam pomóc w czymś Hankowi... – mruczała do siebie zirytowana.

    OdpowiedzUsuń
  56. Anastazja doceniała to, jak bardzo Aleksandrowi zależy. Wiedziała, że może przeszkadzać mu głośne bicie serca, czy oddychanie, więc była z niego dumna, kiedy w końcu się z tym pogodził. Podobnie było z obrączką – musiała się nieźle wygimnastykować, i to dosłownie, między innymi w łóżku i na podłodze, aby go w końcu przekonać. Cieszyła się jak dziecko widząc, jak bardzo jej mąż się stara. Mile łechtała ją po ego świadomość tego, ze robi to tylko dla niej. Starała mu się to wynagradzać, jak najlepiej potrafiła. Chociażby częstowaniem swoją krwią, czego kategorycznie odmawiał. Tym razem to ona musiała się pogodzić, ze coś w jej nie pasuje Shurze.
    Naprawdę dziękowała mu za wszystko stosując najlepsze sposoby, jakie znała. Jednak nie w takich dniach jak ten, kiedy nic nie szło po jej myśli.
    Cisnęła bluzką w kąt i zrezygnowana podeszła do szafy. Zaczęła w niej grzebać szukając sukienki, która by jej pasowała. Mimo że uzupełniła garderobę po wybuchu Katherine i wszystkie rzeczy były niemal takie same jak te stare, bo parę z nich sama uszyła, o dziwo dzisiaj, żadna jej nie odpowiadała. Zaczęła je niemal histerycznie zrzucać z wieszaków, kiedy zobaczyła Aleksandra w drzwiach.
    - Będę się głodzić, nic na mnie nie pasuje. – Burknęła z miną dziecka, któremu ktoś zabrał cukierka. Wtedy spostrzegła, że jej mąż się krzywi, odwróciła się do niego, próbują na piersiach dopiąć sukienkę w kolorowe kwiaty. – Jestem aż tak gruba? – Poczuła, że w oczach stanęły jej łzy, a później zaśmiała się sama z siebie. Po chwili podeszła do niego, zarzuciła mu ręce na szyje i delikatnie pocałowała w ustach. – Mój kochany nadopiekuńczy mąż – powiedziała czule z wesołym uśmiechem. – Oczywiście, że tak, zwyczajne marudzenie. – Pogładziła go po policzku. – Czuję się świetnie. Mój Boże, Shura – jęknęła żartobliwie i jeszcze raz go pocałowała – co to za przerażenie? – Rzuciła ze śmiechem i wróciła do szafy.
    Stanęła na palcach, żeby sięgnąć po karton stojący na półce, wyprężyła się i poczuła przeszywający ból w brzuchu. Przed oczami jej pociemniało, jęknęła, zachwiała się i mimo że próbowała się czegoś złapać opadła na ziemię. Mimowolnie objęła się za brzuch, lekko się krzywiąc. Była jednak zbyt zaskoczona, żeby zareagować.

    OdpowiedzUsuń
  57. Anastazja opadła w jego silne ramiona i od razu, jak dziecko, wtuliła się w niego, trzęsąc się jak osika. Ciągle obejmowała się w pasie, na całe ciało promieniował jej nieopisany ból. Za każdym razem, kiedy chciała się wyprostować, wszystko się nasilało tak bardzo, ze w oczach stanęły jej łzy. Jednocześnie nie chciała odjąć swoich dłoni brzucha, jakby go chroniąc.
    Nabrała głośno powietrza w płuca, próbując uspokoić oddech i ból powoli zaczął mijać. Spojrzała ze strachem na Aleksandra i pomachała energicznie, przecząco głową. Nie wiedziała, co się dzieje. Od kilku dni zdarzały jej się zawroty głowy, czasem w pracy traciła równowagę, albo po prostu osuwała się na ziemię. Uznała to wszystko jednak za reakcję organizmu, który przez siedemdziesiąt lat był w stanie hibernacji.
    Drżała coraz mocniej zupełnie nie wiedząc, co się dzieje. Przerażenie w jej oczach było równe przerażaniu w bursztynowych tęczówkach Aleksandra. Nabrała łapczywie powietrza w płuca i odrobinę się uspokoiła.
    - Nie wiem, Shura, nie wiem... po prostu się zachwiałam i przewróciłam. – Powiedziała siląc się na wesołość. Przecież nawet, kiedy była wampirem należała do stworzeń, które łatwo robią sobie krzywdę. Pogładziła go po policzku, a na jej twarzy znowu zagościł spokój. – Mój bohaterze – pocałowała go delikatnie w usta. – Wiesz, jak wielką łamagą zawsze byłam. – Zaśmiała się i próbowała się podnieść. Jednak znowu się skrzywiła z bólu, który przeszył jej brzuch i opadła na tors męża. – Albo coś zjadłam niestrawnego... – wydusiła i oparła głowę o jego ramię. Zrobiło jej się dziwnie słabo. – Musze się ogarnąć, Hank czeka. – Rzuciła dziarsko, ale bała się podnieść, aby znowu nie pokazać, jak jest z nią niedobrze, chociaż nadal nie wiedziała, co się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  58. Poczuła żal do Hanka i Mary a nawet Alcide’a, że cokolwiek powiedzieli jej mężowi. Przecież wcale nie zdarzało jej się to często, ot, parę wypadków przy pracy. Reakcja obronna organizmu – powtarzała to sobie i miała zamiar to robić nadal. Ponadto, dostrzegła nutkę żalu w głosie męża. Nie powiedziała mu przecież z logicznych powodów – martwiłby się jeszcze bardziej i zupełnie nigdzie nie wypuszczał.
    - Nie potrzebuję lekarza – powiedziała ostro, ale już się nie ruszała w obawie przed kolejną fala bólu. Coś jej się w zachowaniu Aleksandra nie podobało, zawsze się tak zachowywał, kiedy chciał coś ukryć. – No i masz powód, dla którego ci nie powiedziałam... przykułbyś mnie do łóżka i koniec z pracą. – Spojrzała na niego z wyrzutem, ale usta jej lekko drgały; nie miałaby nic przeciwko, gdyby przykuł ją do łóżka i robił z nią to, co zawsze.
    Jęknęła cichutko, kiedy ją podniósł do góry. Wiedziała, że stara się za bardzo nią nie poruszać, jednak ból promieniował zewsząd i paraliżował jej ciało. Skuliła się w fotelu, podciągając nogi pod brodę i próbując uspokoić oddech. Czuła się beznadziejnie słaba i irytowało ją, że mąż ciągle musi jej pomagać, ciągle się nią opiekować. Miała tego dość, bo też chciałaby pokazać, że potrafi.
    - Nie wiem, czy Hank poczeka, wątpię, i już mi lepiej. Myślę, że mogę iść do pracy... – powiedziała cichutko, kiedy wypiła wodę. Faktycznie, już jej aż tak nie bolało. Spróbowała nawet się wyprostować i wyszło jej to całkiem nieźle. Machinalnie położyła dłoń na brzuchu. Odetchnęła ciężko patrząc czule na Aleksandra. – Skarbie, takie rzeczy się zdarzają. Jestem przed okresem, więc to... cholera. – Spojrzała pusto w przestrzeń.
    Nie dostała okresu w tym miesiącu. I w zeszłym. Cholera.
    Spojrzała na swój brzuch, na Shurę, znowu na siebie i już wiedziała, dlaczego jej piersi wydają się takie duże i są takie wrażliwe. Poczuła nagły przypływ siły i pognała do łazienki nim mąż zdążył się zorientować. Zamknęła się od środka i zaczęła grzebać w szafce z ręcznikami. W końcu wymacała małe pudełeczko, które niedługo po przemianie dała jej znajoma ekspedientka, stwierdzając, że skoro nie kupuje żadnych środków antykoncepcyjnych, to niech weźmie test ciążowy. Anastazja wzięła, ale nie sądziła, że będzie musiała go użyć – w końcu mężczyzna, z którym miała najpiękniejsze chwile uniesienia był wamairem, istotą, którą nie może mieć dzieci.
    Najdłuższe w jej życiu trzy minuty później okazało się, że jednak może.
    Wyszła na chwiejnych nogach, otworzyła drzwi od łazienki. Była nienaturalnie blada, a dolną wargę miała czerwoną od zagryzania jej. W dłoni trzymała test, który pokazywał dwie czerwone kreseczki.
    - Będziesz ojcem – wydusiła słabo, mając wrażenie, ze zaraz się przewróci. – Ale to już chyba wiesz, prawda? – Zapytała z kpiną, powiązując dziwne zachowanie Aleksandra ze swoją ciążą. W końcu był wampirem, musiał zauważyć zmiany w jej ciele. – Chyba nie cieszy cię to za bardzo, skoro miałeś zamiar ten fakt przede mną ukrywać. – Powiedziała oskarżycielsko i powoli weszła do sypialni. Opadła na łóżko, ciągle patrząc na dwie czerwone kreseczki na teście. – Nie chcesz mieć ze mną dzieci? – Prawie jęknęła; z jej oczu płynęły łzy szczęścia, bo będzie miała w końcu upragnione maleństwo i goryczy, bo mężczyzna, którego kocha, który jest ojcem jej promyczka, ewidentnie go nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  59. Odsunęła się od niego gwałtownie na brzeg lóżka. Nie chciała, żeby ją teraz dotykał, wiedziała, że to irracjonalne, ale to była ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała. Wiedział i nic jej nie powiedziała, czuła się oszukana. Może i ona też nie była z nim szczera, ale tak bardzo nie chciała, żeby się zamartwiał, kiedy po prostu gorzej się czuje. To był inny rodzaj zatajenia prawdy.
    Rozumiała, że Aleksandr się o nią martwi, że bierze przysięgę małżeńską bardzo poważnie, ale nawet sam się przyznawał, że bywał nadopiekuńczy. Kochała go za jego czułość, za to, że zawsze czuła się przy nim bezpieczna, ale czasami zdecydowanie przesadzał. Dlatego też Anastazja wolała przemilczeń parę spraw, uznając, że same się rozwiążą i nie ma co bardziej denerwować męża.
    Ale to, co on zrobił przechodziło wszelkie pojęcie. Słyszał trzepanie małego serduszka w jej łonie i tak nic jej nie powiedział. Zatrzymał dla siebie, ze będą rodzicami, a teraz niewiadomo, co jest z i c h maleństwem – przecież upadła, źle się odzywała, coś mogło się stać dziecko, bo Aleksandr uznał, że nie można jej powiedzieć, że jest w ciąży. Na co liczył – że nie zauważy, albo je straci? Wyobraźnia podsuwała Anastazji najgorsze obrazy i coraz bardziej się na nie nienawidziła.
    Potarła policzki od łez i rzuciła testem w ścianę.
    - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – burknęła ze złością. – T y nie chcesz mieć dziecka. Nie chcesz mieć go ze m n ą . – Wydusiła z bólem i wstała gwałtownie z lóżka. Przechadzała się dłuższą chwilę po sypialni, dopóki znowu nie poczuła bólu. Oparła się plecami o ścianę, oddychając ciężko. – Shura to jest cud – powiedziała w końcu cichutko, układając dłonie na brzuchu. W końcu spojrzała na męża, z oczu ciągle płynęły jej łzy. – Myślisz, że nie rozumiem, że byłeś przerażony? Ja też jest jestem, na miłość boską... – z trudem podeszła do niego i opadła obok na lóżko, opierając czoło o jego ramię. – Będziemy rodzicami, czy tego chcesz, czy nie. – Wyszeptała i położyła jego dłoń na swoich brzuchu. – Ale nie mogę cię zmusić, żebyś je chciał, żebyś je wychowywał... – znowu z jej oczu popłynęły łzy.

    OdpowiedzUsuń
  60. Anastazja pokochała dziecko pod swoim sercem, odkąd zobaczyła dwie czerwone kreski na teście ciążowym. Zawsze marzyła o dużej rodzinie, o tym, żeby mieć swojego promyczka, któremu zapewni ciepły dom. Wspaniałego męża już miała, brakowało jej tylko potomka. I o ile pogodziła się z tym, że nigdy do tego nie dojdzie – tak teraz nie mogła sobie wyobrazić, że nie będzie nosiła w sobie owocu ich miłość.
    Oczywiście się bała. Słyszała plotki o dzieciach wampirów i ludzi, ale od wieków ich nie spotkano. Podobno były tak niebezpieczne – nie tylko dla matek, ale i zaraz po urodzeniu – że nawet taka praktyka została zakazana w półświatku Dzieci Ciemności. Nastia wierzyła jednak, że dzieciątko, które przyjdzie na świat będzie dobre i wspaniałe, jak jego ojciec. Ponadto, wolała nie wierzyć w legendy.
    Jeśli nawet miała umrzeć wydając na świat swoje maleństwo, nie cofnęłaby się przed niczym, aby ona żyło, aby było zdrowe i szczęśliwe. Była zdeterminowana, aby o nie walczyć i Aleksandr musiał się z tym pogodzić.
    - Nie obwiniam cię, to nie tak... ale... Boże, Shura, nasze maleństwo. A ty słyszysz jego serce – położyła dłonie na brzuchu uśmiechając się czule. – Mocno bije? – Zapytała kompletnie wzruszona. Chwilę milczała, aby objąć go wątłymi ramionami po chwili przytulić nos do jego szorstkiego policzka. – Będziesz wspaniałym ojcem. – Powiedziała twardo i szczerze tak myślała. – W końcu skoro mnie tak mocno kochasz, to nasze dziecko pokochasz tym bardziej. – Zaśmiała się uroczo, ale znowu się odsunęła; słowa Aleksandra ją zmroziły. – Stracisz mnie, jeśli będziesz tak mówił. Moje, nie, n a s z e dziecko nie będzie zabijać, jeśli będzie potrzebowało krwi. Na Boga, nie skrzywdzi swojej matki! – Prychnęła oburzona. – A później, przecież ja też umiałam się opanować, a ty jesteś wspaniałym nauczycielem – pogładziła go po ramieniu. – Shura, mężu mój ukochany – wyszeptała z miłością – obiecuję, że mnie nie stracisz. – Musnęła go w kącik ust. – Proszę cię, nawet skłam, ale powiedz, że się cieszysz – jęknęła żałośnie. – W jakoś nagroda za nieprzespane noce i siniaki. – Leciutko go uszczypnęła w bok.

    OdpowiedzUsuń
  61. O dziwo, mimo całej euforii związanej z posiadaniem dziecka, Anastazji nie umknął zgryźliwy ton Aleksandra. Zacisnęła palce na bluzce i wlepiła spojrzenie w swoje kolana. Jego słowa bardzo ją zabolały. Powiedział, że ich maleństwu nic nie jest w taki sposób, jakby miał nadzieję, że będzie zupełnie inaczej.
    Nie rozumiała jego zachowania, znała jego historię, ale przecież i ona nie miała dobrych wzorów rodzicielskich. Siedemnaście lat życia spędziła z ojcem-komunistą, który myślał, że to bardzo zabawne dotykać córkę tak, żeby zaczęła płakać. Jej matka była prostą pielęgniarką, która faktycznie, świetnie bandażowała rany, ale równie dobrze zasłoniła sobie oczy i udawała, że nie widzi, jak mąż i starsza córka znęcają się nad Anastazją. Nie miała odpowiedniego przykładu, jak okazywać uczucia, jak się kimkolwiek zajmować, a jednak miała w sobie tak dużo miłości, że mogła obdzielić po równo i Aleksandra i ich dziecko. A nawet nie jedno.
    Nie rozumiała jego wymówek, za każdym razem, kiedy tłumaczył się z braku czułości – co z tego, że jej nie zaznał od rodziny, ona też nie. Ale mieli siebie, czy to nie wystarczało? Przecież okazało się jednak, że lodowaty, przesiąkniętym złem do szpiku kości Ciprian potrafi kochać, potrafi się opiekować kimś innym niż sobą samym. Właśnie nią, malutką Anastazją Morozową. Skoro tak bardzo na niej mu zależało, jak mógł wygadywać tak okropne rzeczy o ich dziecku...
    Czuła jak łzy napływają do oczu.
    Nigdy nie odtrąciłaby męża, chciała mieć i jego i ich maleństwo, Boże, dla niej to było takie oczywiste. Po prostu noworodek potrzebowałby więcej opieki, ale to nie tak, że nagle zepchnęła Aleksandra na dalszy plan. Po prostu to jakby jej serce powiększyło się dwukrotnie na wiadomość, że rozwija się w niej owoc ich miłości.
    Dała się pocałować w czoło, chociaż coraz mniej podobało jej się zachowanie męża. Stawał się ironiczny, chłodny, niedługo miał być agresywny. Doskonale znała to stadium i teraz zaczęła się obawiać.
    - Zostaw – warknęła wściekle, kiedy próbował odwrócić jej uwagę czułymi słówkami, pocałunkami i zaczepkami. To była ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała.
    Wstała gwałtownie nie mogąc znieść jego dotyku. Palił nieprzyjemnie jej skórę. Chociaż kręciło jej się w głowie, wyszła bez słowa z sypialni i znowu zaczęła przeglądać ubrania. Nie miała zamiaru iść do Mary, a odwiedzić lekarza, a jeśli nie, to iść na długi spacer. Byle być jak najdalej od Shury, na którego teraz nie mogła patrzeć.
    - Zdecyduj się – powiedziała, wracając do niego, kiedy była w pełni ubrana. Oczy miała zaczerwienione od płaczu. – Albo bierzesz mnie tak jak jest, nie tylko akceptujesz dziecko, ale zaczynasz się o nie martwić, cokolwiek do niego czuć, bo ty też się przyłożyłeś do tego, że ona jest we mnie, albo wypierdalaj. – Wskazała na drzwi od mieszkania. – Nie potrzebuję dla mojego dziecka ojca, który go nie chce. – Dodała wściekle.
    Anastazja musiała być naprawdę wytrącona z równowagi, bo nigdy, przenigdy nie przeklinała. Zrobiła to drugi raz w życiu przy Aleksandrze.

    OdpowiedzUsuń
  62. Bardzo doceniała fakt, że Aleksandr się dla niej stara, olałaby jednak, żeby nie musiał tego robić, że po prostu ją kochał i umiał okazywać. Bolało ją, że tak wiele kosztowało go okazywanie czułości, jednak naprawdę się z tym pogodziła. Szalała za nim mimo wszystko i to on traktował ją, jakby była idiotką, której wszy sto trzeba wykładać wielkimi literami.
    Dopiero po chwili spostrzegła rozwalony mebel, słyszała wcześniej trzask, ale nie spodziewała się, że szkody są tak wielkie. Aleksandr jednak miał w sobie olbrzymie pokłady siły i złości. Cofnęła się w kąt pokoju, obejmując się ramionami. Ogarnął ją irracjonalny strach, ze zrobi z nią to samo, co ze stolikiem.
    Musiała chwilę milczeć, wpatrywać się w niego osłupiała, żeby przestać drżeć na całym ciele. Wiedziała, ze to głupie – Aleksandr nigdy by jej nie skrzywdził, nie fizycznie. Bo swoimi słowami ranił ją bardzo ciężko. Tak jak przed chwilą, próbując odwrócić jej uwagę od jego kąśliwych uwag.
    - Jak to możliwe, że jesteś takim egoistą?! – Wrzasnęła z bólem. – Zależy ci bardziej na mnie niż na własnym dziecku? Shura... – jęknęła i odważyła się w końcu spojrzeć mu w oczy – schlebia mi to, naprawdę... ale to nasze dziecko. – Odetchnęła ciężko, żeby się uspokoić. Podeszła do niego, złapała za rękę i przyłożyła dłoń do jego brzucha. – Słyszysz? Czujesz? Na pewno – usta jej zadrgały w uśmiechu. – Jeśli nic jemu nie będzie, mnie też nie. – Mówiła łagodnie, ważąc słowa. – Kochany, nie cierpię, jak mogłabym, nosze twoje dziecko pod sercem. – Uśmiechała się czule, wyobrażając sobie małego syneczka, tak bardzo podobnego do jego ojca. – Shura, ale ty je chcesz, prawda? – Zapytała z bólem. – Nie każesz mi... – nie przeszło jej przez gardło. Nie mogła znieść nawet myśli, że Aleksandr wolałby, żeby pozbyła się dziecka, byle była bezpieczna. Wiedziała, ze gdyby coś takiego padło z jego ust, na pewno uciekłaby, nie mogłaby znieść nawet patrzenia na niego. Miała wrażenie, ze coś się w niej poruszyło, podniosła załzawione oczy na Aleksandra. – To on? – Zapytała z nadzieją, ciągle trzymając jego dłoń na swoich brzuchu.

    OdpowiedzUsuń
  63. Spojrzała na niego z żalem, kiedy zaśmiał się gorzko, a później, gdy powiedział tak okrutne zdanie z tak wielkim chłodem w głosie. Znowu poczuła łzy płynące jej z oczu i ze wściekłością otarła policzki. Miała dosyć, że jest taka słaba i że Aleksandr tak łatwo potrafi ją zranić. Ponadto bolało ją to, że sprawiał wrażenie, jakby zupełnie się tym nie przejmował.
    Odetchnęła ciężko i chrząknęła, próbując uspokoić drżenie ciała.
    - Chyba jednak bawi – mruknęła cichutko; nie miała oczywiście na myśli fizycznego wyżywania się na kobietach, a konkretniej na jednej, na niej, ale psychicznego, co robił z uporem maniaka.
    Jego późniejsze słowa wcale jej nie uspokoiły. Nie potwierdził, że chciał, żeby pozbyła się ich dziecka, ale również nie zaprzeczył. „Nigdy bym cię o to nie poprosił” brzmiało, jakby naprawdę tego chciał, ale obawiał się jej reakcji, po prostu. Ale gdyby nie to, gdyby nic od tego nie zależało – kazałby usunąć jej ciążę.
    Odsunęła się od niego, znowu czując do niego żal tak wielki, że niemal się go brzydziła. Kochała go do szaleństwa, a on nawet się nie starał w tym momencie, nawet dla niej. Powiedział, że ich dziecko się poruszyło, jakby to była najgorsza rzecz na świecie. Teraz wszystko, co mówił lub robił Aleksandr odbierała, jako atak.
    Na jego prośbę tylko pokiwała głową i przeszła do drugiego pokoju, żeby skontaktować się z lekarzem, którego poleciła jej jedna z dziewczyn odwiedzających Coven. Nigdy wcześniej nie była na takiej wizycie, nieco się obawiała. Powstrzymując się od płaczu udało jej się porozumieć z doktorem, który jakby wyczuwając jej nastrój, zapisał ją jeszcze na popołudnie tego samego dnia.
    Lakonicznie przekazała Aleksandrowi wieści i zamknęła się w łazience. Usiadła na brzegu wanny, puściła wodę i do godziny wyjścia, po prostu zanosiła się płaczem, mając nadzieję, że mąż tego nie usłyszy. Miała wrażenie, jakby znowu wbił jej kołek w serce, a blizna, która została po tym incydencie paliła ją żywym ogniem.
    Nie rozumiała, dlaczego uparł się, że pójdzie razem z nią na badanie. Nie odzywała się całą drogę, siedziała na fotelu pasażera, skulona i zapatrzona w przestrzeń. Jeszcze bardziej Aleksandr zaskoczył ją, kiedy stwierdził, że idzie z nią do gabinetu. Widziała wokół wszystkie urocze zdjęcia, na których badana kobieta trzyma swojego ukochanego za rękę, kiedy lekarz pokazuje im na ekranie dziecko. Anastazja ściskała prześcieradło.
    Jonathan Harker od razu wiedział, że nie są typowym małżeństwem. Dorastał w Salem, znał wszystkie brudy tego miasteczka, jednak był kompletnie oniemiały sytuacją. Drobna dziewczyna, człowiek nosiła w sobie dziecko prawie dwumetrowego wampira. Nawet dla tak doświadczonego lekarza to było za dużo. Przez całe badanie milczał, dopiero po chwili pokazał na ekranie monitora mały biały punkcik, który podobno był ich dzieckiem i Nastia usłyszała bicie jego serca. Nie słyszała w życiu piękniejszego dźwięku.
    Doktor Harker jednak nie miał zadowolonej miny, patrzył to na Aleksandra, to na Anastazję. Odetchnął ciężko.
    - Rozumiem, że przyszła pani tutaj w jednym celu – zaczął oficjalnie, nie informując ich o stanie zdrowia ani jej, ani dziecka. – Na zabieg możemy się umówić w każdej chwili, to jest ósmy tydzień, najlepiej zrobić to przed dwunastym – Nastia spojrzała przerażona na męża – wtedy są mniejsze komplikacje. – Odchrząknął. – Nikt nie będzie państwa osądzał, pozbędziecie się zwykłego wynaturzenia. – Nie mógł znaleźć lepszego określenia na to, co stworzyli.
    Anastazja pisnęła ze strachem i zapięła bluzkę. Od razu doskoczyła do Aleksandra, chowając się w jego ramionach i drżąc na całym ciele. Wyglądała, jakby zapomniała, co się działo parę godzin wcześniej w ich mieszkaniu. Nie mogła pojąc, jak to możliwe, że lekarz proponuje jej aborcję, a potrzebowała bliskości męża jak nigdy wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  64. Była wdzięczna, że Aleksandr zareagował za nią. Ona kompletnie się rozkleiła – wtulała się w jego tors, obejmując go jedną ręką za szyję, druga trzymając na swoim brzuchu, jakby wierząc, że tak obroni swoje dziecko. Nie mogła się opanować, ich maleństwo nazwane „wynaturzeniem”, którego trzeba się „pozbyć” – Anastazja miała wrażenie, że lekarz tymi słowami ją rozbił na kawałeczki i tylko silne ramiona męża ratowały ją przed kompletnym rozsypaniem się w drobny mak.
    Kiwnęła głową na słowa Aleksandra, również chciała jak najszybciej opuścić gabinet lekarza. Nigdy wcześniej nie czuła się tak zagrożona, jak tego popołudnia. Nawet, kiedy do ich mieszkania wpadła Katherine, bo wtedy chodziło tylko o nią, teraz odpowiadała za dwa istnienia.
    Lekarz patrzył oniemiały, ale wystraszony zachowaniem mężczyzny. Wściekły wampir nie wróżył nic dobrego, dlatego cofnął się w kąt. Nie miał zamiaru jednak rezygnować ze swoich słów – dziecko, które na drobna dziewczyna w sobie nosiła był wynaturzeniem i trzeba było się go pozbyć. Dla dobra ludzkości i dla jej dobra – wątpliwą pozostawała kwestia, czy w ogóle przeżyje, aby donosić ciążę.
    Anastazja dała się się wyprowadzić z gabinetu, ciągle drżała. Nie mogła nawet zapiać pasa i ciągle patrzyła z czułością na ich splecione dłonie. Cieszyła się, ze Aleksandr milczy, o nic nie pyta, po pewnie zaraz wpadłaby w histerię. Pod domem już sama próbowała wyjść z samochodu, na szczęście mąż ją ubiegł. Była tak przerażona i załamana, że nie mogłaby przejść jednego kroku.
    Kiedy tak czule ją do siebie przytulił, prawie zawyła z rozpaczy, a z jej oczu znowu popłynęły łzy. Wtuliła się mocno w Aleksandra, kurczowo trzymając na koszulę na jego plecach. Nogi się pod nią uginały.
    - Wiem... nie miał... ale Boże, Shura, on chciał je zabić. – Wyszeptała przerażona, nie mogąc się odsunąć od niego. – Dziękuję, dziękuję, że mnie stamtąd zabrałeś... – wydusiła i zadarła głowę, patrząc na męża zaczerwienionymi, załzawionymi oczami. – Dziękuję, ze ze mną pojechałeś. – Powiedziała z szczerą wdzięcznością; zapewne gdyby była sama, po prostu umarłaby w gabinecie lekarza.

    OdpowiedzUsuń
  65. Jeśli Aleksandr był w swoim żywiole opiekując się Anastazją, to ona, mając znowu przy sobie czułego, kochanego męża – była, jak ryba w wodzie. Faktycznie, sytuacja nie napawała optymizmem, jednak bliskość Shury sprawiała, ze czuła się o niebo lepiej. Psychicznie, bo po prostu był i fizycznie – bo ją pewnie podtrzymywał, kiedy ona ledwo mogła złapać oddech.
    Prawie błagała go, żeby nie odchodził, jego nieobecność napawała ją irracjonalnym strachem. Skuliła się na kanapie, mając wrażenie, że naprawdę się rozsypuje. Uczucie to było tak wszechogarniające, że przez dłuższą chwilę patrzyła pustymi wzorkiem w przestrzeń, kompletnie nie mogąc się ruszyć. Kąciki ust drgnęły jej na jego widok i z niemałą ulgą znowu wtuliła się w jego silny tors. Jedno jedyne miejsce, gdzie Anastazja czuła się wciąż, mimo kłótni i wzajemnego ranienia się, bezpieczna i spokojna – to były ramiona jej wspaniałego Aleksandra.
    Powąchała to, co jej przygotował do wypicia i skrzywiła się mimowolnie. Spojrzała na niego zaskoczona.
    - Chcesz mnie otruć? – Zapytała żartobliwie; jak zawsze, kiedy nadchodził kryzys, a później ucichał, Anastazja znowu wszystko obracała w żart, chociaż czasem jej humor mógł jeszcze bardziej dołować. – Shura, kochasz mnie nadal? – Jej głos pewnie dla zwykłego człowieka byłby niedosłyszalny, jednak nie dla wampira. Bolało ją, ze czasem musi wyciągać takie wyznania od swojego męża, ale musiała to usłyszeć.
    Bez zbędnych pytań wypiła zawartość kubka i niemal od razu poczuła ogarniającą ją senność.

    OdpowiedzUsuń
  66. - Och, cieszę się, bardzo mi ulżyło – zaśmiała się cichutko, kiedy powiedział, ze „jeszcze” nie chce jej odtruwać. – No cóż skarbie, dzisiaj niebo jest wyjątkowo pochmurne – powiedziała kompletnie rozmarzona i spokojna. Wtuliła głowę w szyję Aleksandra, napawając się jego zapachem.
    Znowu była szczęśliwa, wiedziała, że mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby jej mąż przekonał się, że maleństwo pod jej sercem wcale jej nie zagraża. Jednak na razie musiała się zadowolić jego bliskością i jedną z tych wspaniałych chwil czułości, które później sprawiają, że nie potrafi się na niego długo złościć.
    Zasnęła spokojna i odprężona. Obudziła ją dopiero wychodząca Mara i chociaż chciała ją powstrzymać, zaraz w łóżku pojawił się Aleksandr, więc Anastazja zupełnie straciła wątek. Objęła go mocno, przytulając do swoich piersi. Trzymała go niemal kurczowo, jakby w obawie, że zaraz zniknie, a na to nie mogła pozwolić. Irracjonalny strach, że mąż ją zostawi towarzyszył jej bardzo często.
    Nie zniknął i chociaż znowu przechodził samego siebie nadopiekuńczością – teraz nie marudziła. A kiedy parę dni później podali w wiadomościach informację o dziwnej śmierci lekarza z Salem, po prostu wyłączyła telewizor i pocałowała go w policzek. Nie mogła mieć mu tego za złe.
    Anastazja promieniała coraz bardziej, przynajmniej do pewnego momentu. Biegała za każdym razem do Aleksandra, żeby się chwalić, że jej brzuszek jest odrobinę większy i kiedy poczuła pierwsze ruchy dziecka, wzruszyła się kompletnie. Próbowała wynagradzać anielską cierpliwość do jej humorów mężowi, a że buzowały w niej hormony – nie mógł narzekać na brak nocnych wrażeń.
    Kiedy dowiedziała się, że będą mieli córkę nieco posmutniała – cały czas widziała siebie z malutkim, podobnym do Shury syneczkiem. Było to jednak ulotne, bo koniec końców i tak było to dziecko jej ukochanego.
    Z czasem jednak, musiała zaprzestać spacerów i wizyt w Coven – a uwielbiał je, kiedy szła ulicami Salem, a ludzi oglądali się za nią i gratulowali okrągłego brzuszka. Na razie wolała nic nie mówić Aleksandrowi. Chodziła blada, niemal przezroczysta i ciągle kręciło jej się w głowie. Wiecznie była osłabiona.
    - Zastanawiam się – zaczęła niepewnie pewnego wieczora – mógłbyś mi podać szklankę wody? – Zapytała męża cichutko leżąc już w łóżku. Od kilku minut wpatrywała się tempo w jedną stronę z książki, nie mogąc się na niczym skupić. – Idź mój sługo. – Lekko szturchnęła go palcem w ramię i zaśmiała się wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  67. Wiedziała, że jej kochany mąż pożytkuje wszystkie zasoby swojej cierpliwości, żeby na nią nie warknąć, kiedy ma humory i była mu za to naprawdę wdzięczna. Wiedziała, że w innym razie kompletnie by się rozbiła.
    Miała wrażenie, że kocha i ufa Aleksandrowi bardziej niż kiedykolwiek. Była już na takim etapie, że niemal nie chciała się do niego oddalać, bo tylko przy nim czuła się naprawdę bezpieczna i spokojna. Wpadała prawie w histerię, kiedy mówił jej, że musi gdzieś wyjść i ktoś inny z nią posiedzi. Rozumiała, że chodzi o jej i dziecka dobro, więc nie protestowała, kiedy kazano jej zostawać w domu, jednak liczyła, że Shura będzie jej umilać zamknięcie cały czas – racjonalna część jej natury podpowiadała jej, ze zachowuje się jak idiotka, bo jej maż musi polować. Niechętnie mu pozwalała wychodzić.
    Z czasem humory zmienne jak w kalejdoskopie minęły, jednak pozostało ciągłe przytulanie się do Aleksandra. Niemal każdą czynność chciała wykonywać przy nim, a nocami spała w niego tak mono w tulona, że czasem było jej głupio. W końcu już do najmniejszych nie należała i obawiała się, że może mu to wadzi, nie potrafiła się jednak powstrzymać – za bardzo pragnęła jego bliskości.
    Posłała mężowi czułe spojrzenie, kiedy ją pocałował.
    Spróbowała się podciągnąć na poduszkach do pozycji siedzącej, słabo jej to jednak wyszło i tylko skrzywiła się leciutko, kiedy córka poruszyła się niespokojnie.
    - Dziękuję – uśmiechnęła się szeroko, starając się ukryć jakikolwiek dyskomfort i wypiła całą szklankę wody. Pomachała z niedowierzaniem głową. Kochany, opiekuńczy Shura... – Tak słońce, naprawdę, czuję się dobrze – powtarzała. – To ciąża, nie choroba. – Zaśmiała się. – Przestań się tak martwić i spójrz na to z takiej strony... zobacz, jaka jest mała, a dziecko, jakiego wielkoluda muszę nosić. – Pogłaskała się czule po brzuchu. – Ale już niedługo – złapała go za rękę, jednak nie miała siły nawet szarpnąć, na szczęście zrozumiał aluzję i położył się znowu koło niej. – Niecałe cztery miesiące i znów będziesz mógł ze mną robić, co ci się podoba. – Zachichotała uroczo i pocałowała go przeciągle. – Jesteś wspaniały. – Przyznała szczerze i wtulona w Aleksandra, znowu wróciła do bezsensownego wpatrywania się w książkę, nie mogła skupić się na literkach.
    Musiała namówić męża żeby trzymał dłoń na jej brzuchu, bo córka zbyt gwałtownie się poruszała, miała więcej siły niż przeciętny, pięciomiesięczny płód, a tylko wtedy się uspakajała – co dziwne nie, kiedy wyczuwała matkę, ale właśnie ojca. Anastazja mimo ogólnego osłabienia i tego, że były dni, że nie mogła się ruszyć, czuła się naprawdę szczęśliwa. Szczególnie mając przy sobie wtulonego w nią Aleksandra. Leżał tak uroczo, nie wiedziała, czy śpi, czy czuwa, ale nie miała zamiaru po raz kolejny zmuszać do przyniesienia jej czegoś. Czuła się fatalnie, że tak jej ciągle usługuje.
    Odrzuciła delikatnie kołdrę i wyślizgnęła się spod jego silnego ramienia. Zsunęła nogi na podłogę i z niemałym trudem, chociaż wcale tak wielka jeszcze nie była, wstała. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze, głównie, dlatego że wyglądało na to, że mimo jej olbrzymiej utraty wagi, z dzieckiem wszystko dobrze. Postąpiła krok do przodu. Zachwiała się od razu, poczuła zawroty głowy a przed oczami jej pociemniało. Serce jej przyspieszyło i dudniło tak, że ona nawet to słyszała, boleśnie obijało jej się o żebra i przez chwilę nie mogła złapać tchu.
    Znowu usiadła na łózko, odchylając głowę do tyłu i próbując nie zamknąć ołowianych powiek i uspokoić spazmatyczny oddech.

    OdpowiedzUsuń
  68. Cieszyła się, że mąż nie drąży tematu, już i tak denerwowało ją zadawanie przez niego kilkanaście razy dziennie pytania, czy wszystko dobrze. Kiedy czuła się źle, po prostu leżała w łóżku, a kiedy była pewna, że jest lepiej – uciekała z niego i wykorzystywała każdą minutę, gdy miała dużo energii na robienie jakiś konstruktywnych rzeczy, a nawet wychodzenie na dwór. Nie miała zamiaru teraz udawać przed Shurą, gdyby było fatalnie – w końcu nie chodziło tylko o nią, ale też o ich córeczkę. Chociaż faktycznie, to, że czuje się coraz gorzej ostatnimi czasy zataiła w obawie, że będzie jeszcze bardziej się martwił – bolało ją patrzenie na jego udręczoną twarz.
    Zamrugała powiekami, starając się opanować wirowanie wszystkiego wokół. Skupiła się na bursztynowych tęczówkach Aleksandra, chociaż wiedziała, że tak intensywnym patrzeniem w jego oczy, zdradzi, jak bardzo źle się czuje i jak jest przerażona. Drżała na całym ciele i, o ile to możliwe, jeszcze bardziej zbladła, a usta jej posiniały. Próbowała coś wydusić, ale przez chwilę po prostu miała uchylone wargi, łapczywie nabierając powietrza, żeby opanować szaleńcze bicie serca, które kłuło ją nieprzyjemnie.
    Pomachała przecząco głową.
    - Nie wiem... nie wiem... – wyszeptała w końcu, ledwie słyszalnie. Cieszyła się w takich chwilach, że jej mąż jest wampirem i ma o wiele lepszy słuch niż zwykli ludzie. Położyła dłonie na jego ramionach i próbowała zacisnąć na nich palce jednak nie miała siły. Jęknęła cicho, napinając mięśnie, kiedy dziecko poruszyło się gwałtownie. – Shura... Shura, błagam, jeśli coś się stanie – głową poleciała jej do przodu i opadła na tors męża – ratuj ją – dodała, ale chyba naprawdę już nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Pokonały ją ołowiane powieki i ogarnęła ją ciemność, w której przynajmniej nic jej nie bolało.

    OdpowiedzUsuń
  69. Anastazja sapała, śniąc sny niewinne, niespokojnie radosne, ciepłe, jasne i pachnące różowymi różami, jak leningradzkie białe noce. Lecz przede wszystkim, śniła rozbuchane sny nieokiełznanej młodości, w której wszystko wydawało się prostsze i przyjemniejsze. Nic jej nie bolało, niczego się nie bała, wróciła, jako jedenastolatka nad jezioro Ilmen i biegła ze swoją straszą siostrą, robiąc gwiazdy na trawiastym brzegu.
    Daria była jeszcze wtedy miła i przyjazna. Miała siedemnaście lat i Nastka była jej oczkiem w głowie – malutką, piegowatą istotka, którą trzeba się było opiekować. Niewiarygodne, jak w ciągu roku wszystko miało się zmienić. Anastazja jednak wtedy o tym nie wiedziała i w tym cudownym, słonecznym śnie nadal były szczęśliwym rodzeństwem.
    Chyba nawet poczuła łzy pod powiekami, kiedy się skończył, kiedy rażące światło żarówek – nie była pewna, czy na pewno żarówek, ale nie mogły to być promienie słońca – padające na jej twarz ją obudziło. Wraz z wyrwaniem się ze snu poczuła okropny ból brzucha, przez pierwsze kilka sekund nie była w stanie określić, gdzie jest i co się z nią dzieje. Ciało miała jak z ołowiu, rwało ją w lędźwiach i była na tyle słaba, że nawet nie mogła poruszyć ręką, a tak bardzo chciała c o ś chwycić, chociaż sama nie wiedziała, co.
    Dasza... Daszeńka, Daszka..., nawoływała siostrę w myślach, tak jak wtedy, kiedy bawiły się w chowanego i Nastia nie mogła jej znaleźć w lesie.
    Poczuła wtedy metaliczny smak w ustach. Skrzywiła się mimowolnie, chcąc wypluć krew, ale ktoś jej to skutecznie uniemożliwił. Musiała przełknąć okropną ciecz i przez sekundę miała zacząć ochotę wrzeszczeć z rozpaczy. Wspomnienie, jak się czuła tego dnia, kiedy,; nie mogła sobie przypomnieć imienia; przemienił ją w wampira uderzyło w nią z wielką siłą. Ten okropny ból, zimno i dziwna pustka, w której nie mogła się odnaleźć. Trwało to jednak chwileczkę, bo wtedy chciała więcej krwi, teraz miała ochotę wymiotować.
    Doszedł do niej zapach miedzi i różowych róż. Kojarzył jej się z jednym, przez całe życie – z jej sercem i losem trudnych miłości. Wiedziała już, kto kazał jej wypić krew, te męskie dłonie poznała niemal od razu i ten głos, niby dochodzący z oddali, ale jednak głęboki i pewny, który szeptał jej nocami takie piękne rzeczy. Ta obecność była jej doskonale znana – w końcu to jemu pod pomnikiem „Jeźdźca Miedzianego” w Leningradzie, gdy wokół szalała wojna, przysięgła, że nigdy nie przestanie go kochać, bo Jeździec będzie ją gonił do końca świata.
    „Uciekał, gnany zmorą trwóg, tam Jeździec ścigał go Miedziany i ciężko dudnił kopyt stuk.”, Shura... kochany Shura...
    - Shura – szepnęła i otworzyła gwałtownie oczy. Nie mogła się nie uśmiechnąć na widok jego pięknych, bursztynowych tęczówek. – Rozalija Daria... – wydusiła po chwili, nie wiedziała, czy ją zrozumie, ale miała na myśli imię dla córki; nie mogła nic więcej dodać.
    Rozalija Daria Aleksandrowa Woronin. Mała Roza...
    Wokół niej pikała jakaś aparatura, coś pompowało w nią jakąś ciecz, ciągle czuła w ustach smak krwi. I chociaż była w szpitalu – wywnioskowała to po sprzętach i obrzydliwym zapachu, który zakrył zapach różowych róż – nadal słaba i blada, to jedyne, o czym marzyła, to wtulenie się w Aleksandra.
    - Co do... – do sali wpadło dwóch lekarzy, w tym doktor Torres, który wcześniej wpuścił pana Wrighta do żony i teraz milczał. – Jezus Maria – przeżegnał się. – O-ona... jak? Przecież... – podszedł do niej i przebadał ją dokładnie. – Czy rozmawiał pan z żoną? – Zapytał opanowując się, był znowu rzeczowy. Nastia spojrzała zaskoczona na męża i odszukała jego dłoń. – Nie? – Westchnął ciężko. – Pani Wright, to dziecko panią zabija, powinna pani wiedzieć, że nawet jeśli jakimś cudem donosi ciąże, to umrze przy porodzie, dlatego chcemy zaproponować... – przerwał my jęk rozpaczy Anastazji, z której oczu popłynęły łzy, położyła dłoń na swoich brzuchu; nie mogła zrozumieć, dlaczego wszyscy uparli się, żeby pozbyć się jej maleństwa.
    Spojrzała przerażona na Shurę.

    OdpowiedzUsuń
  70. Patrzyła na Aleksandra zaskoczona zupełnie nie rozumiejąc, o co tez może mu chodzić. Co miałaby udawać? Nic nie rozumiała z tego, co się wokół niej działo, owszem, nie czuła się tak osłabiona jak wcześniej, co było dla niej dziwne, bo chyba straciła przytomność, ale nadal nie była na tyle silna, aby trzeźwo myśleć. Wszystko wokół tak ją przytłoczyło, że słowa lekarza sprawiły, że rozsypała się na kawałeczki. Miała nadzieję, że Aleksandr jakoś ją poskleja, bo sama nie dałaby rady.
    Ściskała jego rękę, dziękując w myślach, że próbował po raz kolejny ją obronić. Było jej tak źle i ciężko z myślą, że kolejny lekarz proponuje zabicie jej córeczki, że sama nie była w stanie wydusić słowa. Przypomniała mu się wiadomość o tajemniczej śmierci doktora Jonathana Harkera i spojrzała na jego oprawcę, swojego ukochanego, niemal błagalnie. Jeśli czegoś się nauczyła przez prawie dziewięćdziesiąt lat życia to było to, że tacy ludzie jak Harker czy Torres nie są godni ani życia ani śmierci.
    Kiedy Aleksandr otarł jej łzy, po zruganiu lekarzy, lekko ściągnęła brwi. Jego pocieszający uśmiech nie podobał się Anastazji, a kiedy zapytał, czy chce zaryzykować, zrozumiała, co miała udawać. Zacisnęła na chwilę szczęki, którą wersję siebie zagrać – biedną i pokrzywdzoną, czy wściekłą lwice broniąca swego dziecka.
    Jej ręka wystrzeliła i uderzyła dłonią w policzek męża.
    - Jak w ogóle śmiesz zadawać mi takie pytania? – Wysyczała, odsuwając się od niego na łóżku; czuła się jak w taniej brazylijskiej telenoweli, ale przynajmniej mogła na kimś wyładować frustrację i wcale nie żałowała, ze padło na Shurę.
    Szybko domyśliła się, dlaczego wracają jej siły – odkryła to po czerwonej plamce na koszuli Aleksandra. Podał jej krew, a że nosiła w sobie pół-wampira, poł-człowieka, to widocznie ich malutka Roza karmiła się na podobnej zasadzie, co jej ojciec. Powstrzymywała się od czułego uśmiechu, wiedziała, że może liczyć na swojego męża, że nie skrzywdzić ani jej, ani ich dzieciątka.
    Po chwili jednak opadła z jękiem na poduszki, udając, że jednak źle się czuje. Jej twarz wykrzywił grymas bólu i była pewna, że przez chwilę nawet Aleksandr się nabrał na nagłe pogorszenie się jej stanu zdrowia.
    - Jeśli to wszystko to się wynoście – warknęła na lekarzy, którzy zaskoczeni i lekko przerażeni wyszli, jeden z nich rzucił tylko, że zniszczy życie mężowi i dziecko, jeśli uda jej się donosić ciąże. Omal w nich czymś nie rzuciła.
    - Zabierz mnie stąd – jęknęła do Shury. – Jak najszybciej, przysięgam, skończę ze sobą, jeśli jeszcze raz usłyszę, że moje dziecko musi umrzeć. – Znowu z jej oczu płynęły łzy, ale miała na tyle siły, aby usiąść.

    OdpowiedzUsuń
  71. Kiedy Aleksandr krzyknął, że rozum postradała, znowu miała ochotę o uderzyć. Wszystko ją tak przytłoczyło i zirytowało, że pewnie, gdyby nie to, że była taka słaba, sama chętnie zabiłaby doktora Torresa, który jeszcze miał czelność chcieć ją nafaszerować lekami i odciążyć od bólu. Prawie prychnęła mu w twarz.
    Uśmiechnęła się blado do męża, kiedy lekarze wyszli. Poprawiła się na poduszkach i wyciągnęła do niego ręce jak Male dziecko. Musiała się do niego przytulić, niemal kurczowo trzymała go za koszulę na plecach. Córka, która przed chwilą nerwowo ją kopała tak – pewnie wyczuwając nastrój matki – że prawie jęczała z bólu, od razu się uspokoiła się, kiedy Aleksandr położył dłoń na brzuchu Anastazji.
    - Więc – zaczęła niepewnie, kiedy pozwoliła mu w końcu usiąść – nasza malutka Roza – uśmiechnęła się czule na myśl, że mężowi też spodobało się imię – potrzebuje krwi, jak tatuś, co? – Zachichotała i położyła dłonie na jego dłoni, wciąż spoczywającej na jej brzuchu. – Myślisz, że teraz będzie lepiej? Będę mogła znowu chodzić na spacery i nic jej się nie stanie? – Zapytała z nadzieją, patrząc mu głęboko w oczy. – Nie przepraszaj mnie, Shura, na Boga, nic się nie stało. – Dodała twardo. – Mój kochany mąż tak się o mnie martwi – pogładziła go po policzku. – Dziękuję – szepnęła z wdzięcznością.
    Tak jak Aleksandr obiecał, tak zrobił i parę dni później Anastazja była w domu. Chociaż wiedziała, że musi pić krew robiła to strasznie niechętnie. O ile za wampirzego życia była rarytasem – tak teraz metaliczny zapach i smak sprawiały, że dostawała mdłości. Jednak każdy kubek wypitej krwi, dawał jej siłę i Nastia znowu zaczęła spacerować po Salem.
    Czuła się na tyle dobrze, że pewnego wieczora nawet wynagrodziła mężowi wszystkie te tygodnie zamartwiania się o nią i w podzięce za zajmowanie się nią, mimo okropnych humorów – kochała się z nim całą noc. Owszem, chodziła później nieco obalała, ale zupełnie się tym nie przejęła.
    Teraz mogli być końcu normalnym, szczęśliwym małżeństwem oczekującym na przyjście na świat ich potomka. Nastia codziennie powtarzała Shurze, jak bardzo go kocha, niemal do znudzenia i znowu nie potrafiła się od niego odkleić.

    OdpowiedzUsuń