[ Witam ! znudziło mi się, że wszyscy przychodzą do baru Sarah. niedługo popadną w alkoholizm. Najlepiej byłoby rozpocząć wątek poza lokalem ;-) Skoro ma kota trzeba z tego jakoś skorzystać.]
Sarah spędzała te popołudnie w herbaciarni w Salem. Pogoda była piękna, a jej nie śpieszyło się do baru, gdzie ostatnio klienci irytowali ją swoim zachowaniem. Głównie plotkami. A plotki roznosili mężczyźni. I pomyśleć, że kobiety uważa się za największe plotkarę, pomyślała. W pewnym momencie poczuła, że coś ociera się o jej nogę. Spojrzała w dół dostrzegając kota. Wyciągnęła ręka aby go pogłaskać, ale zrobił unik i przeszedł na drugą stronę. Najwyraźniej w stosunku do obcych był nieufny. Postanowiła zaczekać. Z doświadczenia wiedziała, co skutkuję najlepiej ; cierpliwość. Zwierzę znów musnęło nogę dziewczyny, powtarzając tę czynność parokrotnie. Sarah raz jeszcze wyciągnęła rękę i tym razem kot poddał się pieszczocie, którą zagwarantowała mu blondynka.
Jesień była zdecydowanie, zaraz po zimie, ulubioną porą roku Clarence`a. Robiło się coraz chłodniej, co korzystnie wpływało na jego humor, gdyż letnie temperatury powodowały, że stawał się marudny jeszcze bardziej. Teraz natomiast spacerował ochoczo po lesie z wiaderkiem i nożykiem, zbierając grzyby. Godzina była bardzo wczesna, jednak on zazwyczaj wstawał razem ze świtem, by dwie godziny później zająć się końmi w stajni. Dzisiaj czas wolny postanowił poświęcić na powiększenie zasobów spiżarni w postaci suszonych prawdziwków i podgrzybków. Słyszał szepty. Do tej pory ignorował je, gdyż starał się swoje szamańskie praktyki ograniczyć do minimum, jednak tym razem głosy duchów były zbyt nachalne. Ulegając w końcu, poszedł za nimi. Las gęstniał, a mgła podnosiła się coraz wyżej. Gdzieś po prawej stronie szumiała rzeka. Stanął nagle, wytężając wzrok. Na żółtobrązowej ściółce z liści leżała dziewczyna. Wyglądała na nieprzytomną, jednak aura dookoła była silnie nasycona magią. Mogła być też w transie. Odstawił wiaderko, jednak nożyk zabrał ze sobą. Może był marną obroną, jednak kiedy wiadomo, co z nim robić, może nawet uratować życie. Przyklęknął nad dziewczyną i lekko potrząsnął jej ramię. - Halo, słyszy mnie pani? - Zawołał, próbując nawiązać z nią kontakt.
Wybudzanie z transu bywało niebezpieczne, to fakt. Sam szaman wiedział o tym również, w końcu sam musiał czasem zapaść w podobny. Może nie był to trans taki, w jaki wpadały wiedźmy. Wymagał znacznie więcej wysiłku oraz ziół. Zaklęcia czy sama magia stworzona nie miała w tym procesie udziału. Wszystko zależało od natury. Jednak mimo wszystko wciąż wybudzenie z transu było mniej niebezpieczne niż to, co czyhało na nich tuż obok. Miejsce wbrew pozorom nie było wybrane po amatorsku. Wokół tej części lasu krążyły różne, niezbyt ciekawe historie, a mieszkańcy Salem raczej nie przekraczali granicy, dlatego też Clark bardzo lubił przychodzić właśnie tutaj. Żadnych butelek, papierków czy reklamówek rozrzuconych po ściółce. Grzybów było tu istne zatrzęsienie i brak zapalonych grzybiarzy, którzy więcej depczą niż faktycznie zbierają. Oczywiście nawet Clark musiał mieć się na baczności, jednak dobrze poznał okolicę, a jego szamańskie umiejętności w tym przypadku okazują się niezwykle przydatne. Historię, która dotyczyła tego miejsca była znana już wszystkim rdzennym mieszkańcom Salem. Podobno ci, którzy tu weszli, już nigdy nie znaleźli drogi powrotnej. Ciał nigdy nie odnaleziono, a od strony rzeki dobiegały głośne krzyki i jęki. Póki co, jedynym dźwiękiem jaki było słychać to śpiew ptaków i fuknięcia dziewczyny. Pewnie. Bądź bohaterem, ratuj życie i jeszcze się na ciebie gniewają. Clark westchnął cicho nad tą niewdzięcznością i niesprawiedliwością. Kiedy dziewczyna wstała on również się podniósł i rozejrzał dookoła. Teraz już nie było słychać ptaków. Niczego nie było słychać. - Jak nuciłaś "gdybym ja była słoneczkiem na niebie" - mruknął. Naprawdę nie miał głowy do przysłuchiwania się co mruczą pod nosem nieprzytomne dziewczyny. Teraz najważniejsze było to, aby wydostać się z lasu, nim uwolniona przez dziewczynę magia zwabi jakieś licho. Jednak było już za późno. Wielki, czarny niedźwiedź z czerwonymi jak krew ślepiami zaryczał głośno. Clark syknął i ucisnął palcami nasadę nosa. Nie znosił tych cholernych wizji. Co z tego, że ratowały życie. Uczucie wbijanych odłamków szkła w oczy nigdy nie był przyjemny. - Jestem Clarence i zalecam natychmiastowe opuszczenie tego miejsca. - Powiedział w miarę łagodnym tonem. Musiał spróbować po dobroci. Przecież nie chciał skończyć zamieniony w ropuchę na ten przykład. Spojrzał na syczącego na niego kota. Zwykle nie miał problemu z ułagodzeniem zwierzęcia. Przecież nie na darmo pracował z końmi.
[cześć c:]
OdpowiedzUsuńJulia
[ Witam ! znudziło mi się, że wszyscy przychodzą do baru Sarah. niedługo popadną w alkoholizm. Najlepiej byłoby rozpocząć wątek poza lokalem ;-) Skoro ma kota trzeba z tego jakoś skorzystać.]
OdpowiedzUsuńSarah spędzała te popołudnie w herbaciarni w Salem. Pogoda była piękna, a jej nie śpieszyło się do baru, gdzie ostatnio klienci irytowali ją swoim zachowaniem. Głównie plotkami. A plotki roznosili mężczyźni. I pomyśleć, że kobiety uważa się za największe plotkarę, pomyślała. W pewnym momencie poczuła, że coś ociera się o jej nogę. Spojrzała w dół dostrzegając kota. Wyciągnęła ręka aby go pogłaskać, ale zrobił unik i przeszedł na drugą stronę. Najwyraźniej w stosunku do obcych był nieufny. Postanowiła zaczekać. Z doświadczenia wiedziała, co skutkuję najlepiej ; cierpliwość. Zwierzę znów musnęło nogę dziewczyny, powtarzając tę czynność parokrotnie. Sarah raz jeszcze wyciągnęła rękę i tym razem kot poddał się pieszczocie, którą zagwarantowała mu blondynka.
Sarah.
[Cześć ! Witam się z nową panią :D Miłej zabawy ]
OdpowiedzUsuńErin
[Witam również]
OdpowiedzUsuńJesień była zdecydowanie, zaraz po zimie, ulubioną porą roku Clarence`a. Robiło się coraz chłodniej, co korzystnie wpływało na jego humor, gdyż letnie temperatury powodowały, że stawał się marudny jeszcze bardziej. Teraz natomiast spacerował ochoczo po lesie z wiaderkiem i nożykiem, zbierając grzyby. Godzina była bardzo wczesna, jednak on zazwyczaj wstawał razem ze świtem, by dwie godziny później zająć się końmi w stajni. Dzisiaj czas wolny postanowił poświęcić na powiększenie zasobów spiżarni w postaci suszonych prawdziwków i podgrzybków.
Słyszał szepty. Do tej pory ignorował je, gdyż starał się swoje szamańskie praktyki ograniczyć do minimum, jednak tym razem głosy duchów były zbyt nachalne. Ulegając w końcu, poszedł za nimi. Las gęstniał, a mgła podnosiła się coraz wyżej. Gdzieś po prawej stronie szumiała rzeka.
Stanął nagle, wytężając wzrok. Na żółtobrązowej ściółce z liści leżała dziewczyna. Wyglądała na nieprzytomną, jednak aura dookoła była silnie nasycona magią. Mogła być też w transie.
Odstawił wiaderko, jednak nożyk zabrał ze sobą. Może był marną obroną, jednak kiedy wiadomo, co z nim robić, może nawet uratować życie.
Przyklęknął nad dziewczyną i lekko potrząsnął jej ramię.
- Halo, słyszy mnie pani? - Zawołał, próbując nawiązać z nią kontakt.
Clarence Thompson
Wybudzanie z transu bywało niebezpieczne, to fakt. Sam szaman wiedział o tym również, w końcu sam musiał czasem zapaść w podobny. Może nie był to trans taki, w jaki wpadały wiedźmy. Wymagał znacznie więcej wysiłku oraz ziół. Zaklęcia czy sama magia stworzona nie miała w tym procesie udziału. Wszystko zależało od natury. Jednak mimo wszystko wciąż wybudzenie z transu było mniej niebezpieczne niż to, co czyhało na nich tuż obok.
OdpowiedzUsuńMiejsce wbrew pozorom nie było wybrane po amatorsku. Wokół tej części lasu krążyły różne, niezbyt ciekawe historie, a mieszkańcy Salem raczej nie przekraczali granicy, dlatego też Clark bardzo lubił przychodzić właśnie tutaj. Żadnych butelek, papierków czy reklamówek rozrzuconych po ściółce. Grzybów było tu istne zatrzęsienie i brak zapalonych grzybiarzy, którzy więcej depczą niż faktycznie zbierają. Oczywiście nawet Clark musiał mieć się na baczności, jednak dobrze poznał okolicę, a jego szamańskie umiejętności w tym przypadku okazują się niezwykle przydatne.
Historię, która dotyczyła tego miejsca była znana już wszystkim rdzennym mieszkańcom Salem. Podobno ci, którzy tu weszli, już nigdy nie znaleźli drogi powrotnej. Ciał nigdy nie odnaleziono, a od strony rzeki dobiegały głośne krzyki i jęki. Póki co, jedynym dźwiękiem jaki było słychać to śpiew ptaków i fuknięcia dziewczyny. Pewnie. Bądź bohaterem, ratuj życie i jeszcze się na ciebie gniewają.
Clark westchnął cicho nad tą niewdzięcznością i niesprawiedliwością. Kiedy dziewczyna wstała on również się podniósł i rozejrzał dookoła. Teraz już nie było słychać ptaków. Niczego nie było słychać.
- Jak nuciłaś "gdybym ja była słoneczkiem na niebie" - mruknął. Naprawdę nie miał głowy do przysłuchiwania się co mruczą pod nosem nieprzytomne dziewczyny. Teraz najważniejsze było to, aby wydostać się z lasu, nim uwolniona przez dziewczynę magia zwabi jakieś licho.
Jednak było już za późno. Wielki, czarny niedźwiedź z czerwonymi jak krew ślepiami zaryczał głośno. Clark syknął i ucisnął palcami nasadę nosa. Nie znosił tych cholernych wizji. Co z tego, że ratowały życie. Uczucie wbijanych odłamków szkła w oczy nigdy nie był przyjemny.
- Jestem Clarence i zalecam natychmiastowe opuszczenie tego miejsca. - Powiedział w miarę łagodnym tonem. Musiał spróbować po dobroci. Przecież nie chciał skończyć zamieniony w ropuchę na ten przykład. Spojrzał na syczącego na niego kota. Zwykle nie miał problemu z ułagodzeniem zwierzęcia. Przecież nie na darmo pracował z końmi.
Clarence Thompson