Jenifer Williams
19 lat
Czarownica
Właścicielka klubu nocnego ,, Witch''
Właścicielka klubu nocnego ,, Witch''
Idealna Kopia Abigail Williams
Jenifer to dziewczyna pewna siebie. Władcza. Z ogromną mocą. Nic dziwnego skoro jest potomkinią Abigail Williams, pierwszej czarownicy w Salem, co czyni ją główną przywódczynią wszystkich czarownic i innych prześladowanych stworów. Wraz z Aną Cabot lubią siać zamęt. Podpalanie budynków i opętywanie ludzi to ich specjalność. Dziewczyna ma rude włosy oraz czekoladowe oczy. Jest wysoka i szczupła. Kobieta ma brata, który jest zwyczajnym człowiekiem co nie za bardzo jej odpowiada. Jenifer wydaje się być idealna, ale wcale tak nie jest. Z zewnątrz oziębła i nie miła, ale w środku bardzo przyjacielska duszyczka. Niestety przez swój paskudny charakter nie z bardzo wie jak przekonać do siebie innych i bardzo ją to boli. Tak, tak. Dziewczyna jest strasznie oziębła. To jest u niej w rodzinie chyba dziedziczne. Jenifer nigdy nie dałaby spalić się na stosie i śmieje się z poprzednich czarownic. Jak udało się dopaść takie potężne istoty zwykłym stworzeniom, które tak bardzo lubią jeść gorące psy (mowa o ludziach i hot dogach)? To pytanie nurtuje rudowłosą od czasu, gdy poznała historię swoich poprzedniczek czyli od 10 lat. Jenifer strasznie kocha jazdę konną i łyżwiarstwo.
[Mam nadzieję, że nie uznacie mojej postaci za jakąś tam Mary Sue. Kierowałam się po prostu tym co pisało w zakładce ,, Postacie do przejęcia''. A jeśli już odnosicie takie wrażenie to nie hejtujcie tylko po prostu powiedzcie. Zaczynajcie wątki, z wielką chęcią odpowiem. Zachęcam również do brania mojej jędzy do notek. A tak w ogóle to WITAM WSZYSTKIE CZAROWNICE, CZAROWNIKÓW I INNE STWORY!!! Good morning Salem. :D]
[Mam nadzieję, że nie uznacie mojej postaci za jakąś tam Mary Sue. Kierowałam się po prostu tym co pisało w zakładce ,, Postacie do przejęcia''. A jeśli już odnosicie takie wrażenie to nie hejtujcie tylko po prostu powiedzcie. Zaczynajcie wątki, z wielką chęcią odpowiem. Zachęcam również do brania mojej jędzy do notek. A tak w ogóle to WITAM WSZYSTKIE CZAROWNICE, CZAROWNIKÓW I INNE STWORY!!! Good morning Salem. :D]
[No to już się oficjalnie witam. Cześć, witam wśród autorów. Wątek z Julia? :D]
OdpowiedzUsuńJulia
[Jako, że światło dzienne ujrzała, to się po wątek zgłaszam. Pomysł jakiś? :)]
OdpowiedzUsuń[ajajajaj, Mara.]
Usuń[No dobra, to teraz odnówmy to, co wcześniej napisałam, ale straciłam xD
OdpowiedzUsuńPo pierwsze oficjalnie witam na blogu. :D
Jestem ciekawa, jak poprowadzisz Jenifer – czy faktycznie uda ci się zrobić z niej władczą i oziębłą (jak moja Veri, mwłahahahah), czy może szybko się złamiesz. Jeśli faktycznie radzisz sobie w tych pierwszych, a jednocześnie nie kłócisz się z prawami logiki, to może wyniknąć ciekawy wątek.
Zacznijmy od tego, że nie ma szans, aby nasze dwie dziewczynki się lubiły. Nigdy tego tak nie widziałam i chyba nie zobaczę. xD Veri jest typową suką, która przestrzega zasad swojego klanu wyłącznie z przymusu, a wszystkich w Salem traktuje jak niższy rodzaj. Jako że Jen jest przyzwyczajona do bycia “tą najważniejszą”, która wszystkimi rządzi, na pewno nie spodoba się jej Verest, która za nic ma sobie jej słowa i nie chce się podporządkować. Obie lubią nad wszystkim sprawować kontrolę i Jen może czuć się zagrożona, ale przez swój charakter na pewno nie da po sobie tego poznać, i próbuje nad nią zapanować. Problem w tym, że obie zawsze były “paniami podwórka” i chociaż Veri nigdy nie miała na celu przejęcia “władzy” nad wiedźmami w Salem, to mimowolnie postępuje, jakby to miasto było jej. Od ciebie zależy szczegółowa reakcja na Veri, oczywiście.
Co do wątku, to Jen mogłaby być zobaczyć, jak wampiry Veri pożywiają się w nocy na ludziach z miasta (na przykład jej znajomych ze szkoły, żeby trochę jej na tych ludziach zależało), a moja Verest nic sobie z tego nie robi, a tylko stoi oparta o ścianę i się przygląda, czekając. No i może to uznać za pretekst do zwrócenia Veri uwagi na zasady (których sama nie respektuje, ale w końcu nie oznacza to, że innych nie może pouczać), wiesz, to, że wiedźmy powinny bronić ludzi i zwalczać istoty nadprzyrodzone, a nie stać i się gapić.]
[Dobra. Witam się po raz któryś. Jest może ochota na wątek z panią śmiercią?]
OdpowiedzUsuń[Jasne, mogę zacząć, ale zrobię to wieczorem bo teraz idę z laptopem do chłopaka żeby go naprawił bo ledwo co zipie. Możesz podrzucic pod kartę jakiś pomysł na wspólny wątek, byłabym wdzięczna ;)]
OdpowiedzUsuńJulia
[Nie, nie, z tego co wiem to wszystko jest autorskim pomysłem :) Bez żadnego serialu.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, to może się wydawać, że ja mam łatwiej, bo bardzo dużo z zołzy mam w sobie ;)
To co ty na ten wątek? Robimy tak jak pisałam wcześniej czy myślimy nad czymś innym? :)]
[Jest dobrze. Ja też dopiero się rozkręcam.]
OdpowiedzUsuńJesienią noc zapadała o wiele szybciej, niżeli robiła to latem. Teraz robiło się już ciemno około godziny siedemnastej, a po osiemnastej zapadały egipskie ciemności. Constance szła po chodniku praktycznie w zupełnym mroku. Gdzieniegdzie drogę oświetlało jej światło padające z ulicznych lamp. Nagle w oddali zauważyła jarzący się szyld z napisem "Witch". Miał on prawdopodobnie nakierowywać ludzi do clubu, który krył się za dużymi drzwiami. Connie, która nic nie pija od ponad dwóch dni, postanowiła wejść do środka i zobaczyć, jak w Salem ludzie bawią się po zmroku.
W barze nie było jednak aż tak wiele osób. W większości siedzieli tam mężczyźni, trzymając w dłoniach do połowy już puste szklanki. Connie nieśpiesznym krokiem udała się do barku, gdzie stała rudowłosa kobieta. Miller usiadła na krześle, zrzucając ze szczupłych ramion gruby, czarny płaszcz. Pod spodem miała flanelową koszulę w odcieni ciemnego granatu.
- Wodę z cytryną - odparła powoli, przyglądając się tańczącym kobietom. Kilka osób weszło do baru, śmiejąc się i głośno rozmawiając.
Chwyciła w dłoń szklankę z napojem i przechyliła ją delikatnie, upijając maleńki łyk. Spojrzała na barmankę, a później na grupkę młodocianych, którzy usiedli przy stoliku, robiąc przy tym okropnie dużo hałasu. Connie skrzywiła się, słysząc pisk odsuwanego krzesła.
OdpowiedzUsuń- Młodzież w tych czasach jest niewychowana - powiedziała bardziej do siebie, odkładając szklankę na blat. Widziała, że rudowłosa jest niezadowolona przybyłymi klientami, jednak cóż można poradzić. Klient to klient. Ważne, że płaci.
- Podziękuje - odparła na kolejne pytanie barmanki.
Ktoś z grupy wstał, wymachując dłońmi. Podszedł do baru uśmiechnięty.
- To co zwykle - powiedział, wciąż chichocząc.
Po chwili swój wzrok zwrócił w stronę Constance.
[Jest okej, naprawdę.]
OdpowiedzUsuńConstance przyglądała się przez cały czas tej sytuacji z boku. Na zaczepki chłopaka nie zareagowała. Napiła się tylko wody i poprawiła spódnicę. Założyła nogę na nogę i zerknęła na grupkę niecierpliwiących się ludzi. Chłopak zabrał tackę z piciem i podał ją przyjaciołom. Po chwili odniósł tackę z uśmiechem i znów spojrzał na Connie. Kobieta bała się, że za chwilę zacznie się ślinić. Odwrócił się powoli i nagle upadł, ni stąd ni zowąd. Wściekły podniósł się z ziemi i podszedł znów do baru.
- Podziękuje, ale chyba wolę zostać w towarzystwie jednej osoby, a przynajmniej dobrze wychowanej - odpowiedziała na pytanie chłopaka, uśmiechając się delikatnie. Widziała minę chłopaka, który był lekko zszokowany. Connie podniosła szklankę z wodą, uniosła ją do góry tak, aby grupka Kinga mogła ją ujrzeć, a później wypiła z niej kolejny łyk.
Kobieta odchyliła się w krześle, by raz jeszcze rzucić wzrokiem na grupkę Kinga i znów wróciła do dawnej pozy. Opróżniła szklankę do pusta i zaczęła się nią bawić. O mały włos jej nie stłukła, kręcąc nią i obracając.
OdpowiedzUsuń- Przez pewien czas mieszkałam tu jako mała dziewczyna, później wyjechałam z ciotką i wujkiem, a teraz znów wróciłam na stare śmieci - powiedziała, oddając barmance szklankę dla bezpieczeństwa. - Ale stąd nie pochodzę - dodała, wpatrując się w oczy kobiety. Wiedziała, że Jenifer była czarownicą. Ktoś, kto choć trochę wie o prawdziwej magii i czarach, zna Williams i jej pochodzenie.
- Dlaczego pytasz? - spytała z czystej ciekawości. Zawsze chciała czytać w ludzkich myślach, jednak niestety nie było jej to dane. Została za to przeklęta w sposób dla niej najbardziej okrutny. Dostała miano "pani Śmierci" lub nawet samej "Śmierci".
Dopiero teraz zdjęła rękawiczki i położyła je równo ułożone na blacie.
- Dziwne pytanie - rzekła, spoglądając na kobietę. Ta najwidoczniej nie wiedziała o Miller zupełnie nic. Brunetka uśmiechnęła się blado, zarzucając włosy do tyłu. Raz jeszcze rozejrzała się po clubie. Przybyło kilka osób, kilka ubyło. Gangsta Kinga jeszcze siedziała przy stoliku, jednak teraz byli już ciszej.
OdpowiedzUsuń- Pozwól, że teraz ja zadam ci pytanie - rzekła wolno i cicho, przybliżając się lekko do rudowłosej. - Czy wierzysz w Śmierć?
Przez chwilę wpatrywała się w nią uważnie, jakby chciała wyczytać wszystko z mimiki jej twarzy i znów oparła się o krzesło.
Connie zerknęła na nią z ukosa, zmieniając nogi.
OdpowiedzUsuń- Zadajesz bardzo odważne - powiedziała. - I to już na pierwszej randce.
Poprawiła się na krześle, wciąż spoglądając na dziewczynę. Dziwiła się, jak taka silna wiedźma może nie wyczuć obecności śmierci. Widać jednak było, że czuła się bardzo spokojnie i chyba nie wiedziała, do czego Connie jest zdolna.
- Gdybym Ci powiedziała, że to ja jestem Śmiercią, uwierzyłabyś?
- Wiem - odpowiedziała Connie. Dzisiaj była nad wyraz rozmowna. - Nalej mi proszę cię jeszcze jedną szklaneczkę tej dobrej wody - poprosiła, na chwilę zmieniając temat. Przetarła ręce, jakby chciała je ocieplić.
OdpowiedzUsuń- Wiem, że jesteś czarownicą. Silną czarownicą - zaczęła. - Jesteś potomkinią Abigail Williams. Arogancka, oschła. Tyle o tobie mówią ludzie, ja nie wgłębiałam się w twoją postać.
[Chodzi o to, że wiele osób prowadząc takie postaci przestaje być konsekwentnym. W jednym momencie ich postać uważa to i to, a potem nagle, żeby tylko nie zostać "pokonanym" w na przykład kłótni, zaczyna mieć zupełnie sprzeczne poglądy z wcześniejszymi. Wiesz, że w sumie, żeby było zgodnie z logiką powinna uważać inaczej, ale przecież "nie może", bo wtedy jego nie byłoby na wierzchu. ]
OdpowiedzUsuńPere verest nie była zwykłą rodziną czarownic, bo mało która wiązałaby się przez wieki paktem z wampirami i okazjonalnie wilkołakami. Wiedźmy nie powinny bratać się z bestiami, nie do tego tworzyła je natura. Ale skoro tak, to czemu klan Veri przetrwał tyle wieków? Skoro działali sprzecznie z naturą, to czemu natura tak jak dawała im moc, tak jej nie odebrała? Czemu rośli w siłę zamiast ją tracić?
Verest nie wierzyła w zasady, jakie wyznawano w Salem. Tutejsze życie czarownic nie było jej życiem, nie było jej światem. Ona miała swój kodeks i ukrycie się przed światem nigdy nie wchodziło w grę. Wychowana była w atmosferze dumy i zadowolenia z posiadania mocy, uczono ją wykorzystywać zdolności na każdym kroku. Nie rozumiała, jak można być tak niewdzięcznym i się ograniczać. W Salem starsi uznawali ją za rewolucjonistkę, która swoją pychą w końcu stoczy się na dno. Dziewczynę, która przyniesie czarodziejom zagładę, ponieważ sprawi, że ludzie zaczną wierzyć w istnienie magii. Nie trudno się dziwić ich obawom, kiedy nie przejmowała się żadnymi zasadami. Wieczorami na ulicy jej wampiry napadały na ludzi, a ona po prostu czyściła zwyczajnym śmiertelnikom pamięć, przyglądając się, jak krwiopijcy czyszczą tętnice.
Tak było i tym razem. Stała pod ścianą w jednym z ciemniejszych zaułków i czekała aż wampiry skończą się pożywiać. Nie przeszkadzał jej ten widok, ba, wręcz go lubiła. Nie czuła wyrzutów sumienia, w końcu ofiary z całego zdarzenia wychodziły bez szwanku, nie licząc dwóch, niewielkich ran na szyi i lekkiego ubytku życiodajnej cieczy. Wampiry też musiały z czegoś żyć. Ludzie nie wahali się przed zabijaniem krów czy kur. Jej towarzysze mieli przynajmniej tyle przyzwoitości, że ofiary zostawały żywe.
Constance zdziwiła się, że taka czarownica jak Williams nie wie, czym zajmuje się śmierć. Parsknęła sarkastycznie, spoglądając na rudowłosą.
OdpowiedzUsuń- Śmiercią - odpowiedziała na jej pytanie.
Nagle uniosła lekko rękę i przesunęła ją w stronę barmanki. Delikatnie przejechała po jej ręce, aby tylko nie uszkodzić jej żadnych nerwów, a pokazać, że nawet taki mały dotyk opuszkami palców może szczypać.
- Odbieram życia tym, którzy tego chcą lub nie - odparła. - Ciebie nie umiałabym zabić, jesteś istotą nadnaturalną, ale gdybyś tylko mnie o to poprosiła... - przestała się uśmiechać i ubrała rękawiczki.
- Nalejesz mi tej wody? - spytała, a jej głos nie był już taki ciepły. Był obojętny, prawie jak zawsze.
[W wątku napisałam, że jest wieczór. No i ciężko dwa wampiry nazwać stadem xD
OdpowiedzUsuńMusisz uważniej czytać to, co do Ciebie piszą ludzie.]
Całą reakcją Verest na słowa Jenifer był pogardliwy uśmieszek, który momentalnie wykwitł na jej twarzy. Przekręciła wystudiowanym ruchem głowę na bok, udając żywe zainteresowanie jej osobą.
— Myślisz, że się ciebie posłucham? — rzuciła z ewidentnym rozbawieniem w oczach, nie ruszając się nawet na krok. Nie miała najmniejszego zamiaru powstrzymywać swoich wampirów. Z czegoś musieli żyć, a byli na tyle ułożeni, że nie zabijali bez jasnego polecenia ze strony Veri. Wyjątek stanowiły sytuacje zagrożenia życia, kiedy musieli bronić czarownicy za wszelką cenę. — Wybacz, królewno, ale jako ta bardziej doświadczona będę robiła, co mi się żywnie podoba — stwierdziła, a wesołe ogniki tańczyły w jej oczach. Naiwność mieszkańców Salem przekraczała wszelkie granice. Bawiło ją to, że naprawdę sądzili, że mogą jakoś na nią wpłynąć. Wychowano ją na panią samej siebie i na pewno wydawanie rozkazów nie było drogą do zjednania sobie dziewczyny. Od zawsze to ona pełniła tę rolę i nie miała zamiaru się przestawiać ani teraz, ani nigdy.
- To jest drink - oznajmiła Connie, biorąc szklankę do ręki i wąchając trunek. - Poprosiłam o wodę z cytryną. Nie pijam alkoholu.
OdpowiedzUsuńKobieta odsunęła od siebie napój i znów oparła się o oparcie krzesła. Nie lubiła, jak nie słuchało jej się uważnie.
- Mogę zabijać kiedy tylko chcę - odpowiedziała na pytanie barmanki. Zaczęła stukać palcami o blat. Dopiero po chwili zorientowała się, że wystukuje znaną jej dobrze melodię z kołysanki.
- Śmierć zawsze była materialna, jednak nie zawsze pojawiała się przy wszystkich zgonach. To dziwne, że nic o mnie nie słyszałaś. Śmierć ogólnie jest znana.
[To ja się przywitam i o wątek zapytam. I mam jakiś nikły pomysł. Może Jen (moge ją tak nazywać?) będzie chciała tak dla zabawy opetać Innes, ale jej się to nie uda i wywiąże się z tego niezła kłótnia? I moce Inn i Jen się uwolnią no i będzie taka mała rozruba? Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńInnes
[Ja tam problemów z zaczynaniem nie mam, spokojnie, zacznę, ale nie ręczę za to tam na dole]
OdpowiedzUsuńInnes uśmiechnęła się do lustra. Stała przed gładką taflą i wpatrywała się w swoje odbicie. Wcale nie jesteś od niej brzydsza, próbowała przekonać samą siebie. Wręcz przeciwnie, jestes o wiele ładniejsza. Za każdym razem, gdy Innes myślała o pewnej blondwłosej osóbce, jej dłonie zaciskały się w pięści z całej siły. A teraz dowiedziała się, że ta oto osoba jest w mieście i mieszka nie tak daleko od niej!
Dziewczyna wyszła powoli z łazienki, poprawiając niesforne włosy i wyszła z domu. Obcasy jej butów stukały na bruku, gdy przechadzała się ulicami Salem.
Słońce świeciło mocno, promienie grzały niemiłosiernie. Wszyscy powychodzili z domów, by nacieszyć się ciepłem, w ogródkach na zielonej trawie wylegiwały się młode dziewczyny, poubierane w kolorowe bikini. Mimowolnie Innes uśmiechnęła się. W taki dzień nie można być złym.
Weszła do jednej z kawiarni i zamówiła duże latte z karmelem. Usiadła na dworze, przy jednym z niewielu pustych stolików i popijała słodki płyn. Obok niej siedziały jakieś dwie dziewczyny i głośno o czymś rozmawiały. Jedna z nich była brunetką, lecz włosy drugiej zdawały się płonąć, miały tak intensywny rudy kolor.
Bardziej poczuła, że jej się przyglądają. A chwilę później poczuła coś niemiłego w swojej głowie.
Innes
Nie wypiła tego. Nawet nie dotknęła szklanki. Spoglądała tylko przed siebie, w jakiś punkt niewidoczny dla innych.
OdpowiedzUsuń- Większość osób wie, czy zajmuje się Śmierć - powiedziała cicho. - Dlatego zdziwiło mnie to, że ty nie wiesz, taka silna czarownica.
Coraz więcej ludzi wchodziło do clubu. Teraz rzadko ktoś wychodził. Stoliki prawie wszystkie zostały zaludnione, a przy barze kręciło się dużo ludzi, niewtajemniczonych w sprawy magii. Trudno jej teraz się o tym rozmawiało.
- Żeby cokolwiek o mnie wiedzieć, chociażby odrobinkę, wystarczy dobrze wsłuchać się w wiatr - dodała po chwili, gdy pewien mężczyzna odsunął się od niej. Nie znosiła uścisku. Nie lubiła towarzystwa.
— Moja wampiry to prawdziwe wampiry, a nie ich ułomne wersje. Żywią się na ludziach. I grawitacja je dotyczy, chyba że ja zadecyduję inaczej — rzuciła niby od niechcenia, a jej towarzysze natychmiast wylądowali na ziemi. Żaden rozkaz od związanej z nimi krwią wiedźmy nie mógł być zignorowany, bez względu na to, jakie siły na nich działały. To były zasady paktu, który bezwzględnie musiał być przestrzegany. Nie było wyjątków, kompletne posłuszeństwo wymuszał rytuał i tylko wiedźma, z którą byli połączeni, mogła złamać czar, który sama rzuciła. Tylko kto wypuszczałby na wolność wierne sługi?
OdpowiedzUsuń— Myśl zanim coś zrobisz. Gdyby akurat w szyje były wbite kły, rozerwałabyś pół gardła.
Zaśmiała się krótko. Bawiło ją, że ta dziewczyna myślała, że wie wszystko o krwiopijcach, kiedy nie obcowała z nimi każdego dnia, w przeciwieństwie do Verest.
OdpowiedzUsuń— Może nie zauważyłaś, ale wampiry były kiedyś ludźmi. I bardzo wiele z nich chciałoby się nimi chociaż na chwilę ponownie stać — rzuciła, a w jej oczach widoczne było politowanie. Spojrzenie Veri przypominało to, którym obdarza się nieroztropne i niedoinformowane dzieci. Co mogła o jej przyjaciołach wiedzieć dziewczyna, która z nimi nie żyła? Nic. — Poza tym, każdy żyjący byt dąży do bycia silniejszym. Może nie zauważyłaś, ale moi koledzy z łatwością sobie radzą ze światłem słonecznym. Nie muszą się chować — stwierdziła z rozbawieniem. Owszem, mogłaby odprawić rytuał na dowolnym wampirze, ale nie miała zamiaru obdarowywać tak kogoś, z kim nie była związana.
[No, to jest dobre. Tym bardziej, że to Constance pewnie odebrała jej życie, ostatni oddech. Ale gdyby siostra Jen nie chciałaby tego, Śmierć nigdy by się u niej nie pojawiła. Teraz musisz sama zdecydować, czy Bella miała jakiś powód do tego, aby chcieć się zabić, czy po prostu coś się stało, a Connie nie była w to zamieszana.]
OdpowiedzUsuńConstance zauważyła, że barmankę zdenerwowały jej słowa.
- Jednak bycie potomkinią kogoś takiego jak Abigail do czegoś zobowiązuje - powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do kobiety. Takie było jej zdanie, jednak nie miała zamiaru więcej roztrząsać tego tematu. Nie lubiła kłótni i sporów.
- Nie, nie - odpowiedziała na jej pytanie, unosząc ręce do góry, jakby w geście obrony. Wstała powoli. Założyła płaszcz i zasunęła za sobą krzesło. Była cichą perfekcjonistką.
- Przytulny club - rzekła, rozglądając się po raz ostatni. - Choć jak dla mnie, za dużo alkoholu.
Connie nie pijała takich trunków. Znudził jej się smak wódki.