
Alcide Dorian Vance
#kryzys wieku średniego przed
trzydziestką, nananana #wilczek,
taki miły puchaty z zajebistymi kłami #czy
wy wszyscy mówicie brajlem? #matematyczny
atleta #lubię, jak mi Cannibal
Corpse przygrywają na dobranoc #prezes,
ojciec dyrektor i pan przynieś-wynieś-pozamiataj we własnym sklepie wędkarskim #zawsze i na zawsze Salem #but you treat me like a stranger and thatfeels so ROF-ROF
To nie jest
ciekawa historia – właściwie to nie macie jej, po co czytać, bo Alcide jest po
prostu skrzywdzonym przez arabsko-amerykańsko-wilczyńskie (!) małżeństwo
dzieckiem o dziwnym imieniu, dlatego woli, jak się mówi do niego Al. Jego matka
dała mu na drugie „Dorian”, chociaż wielką fanką twórczości Oscara Wilde’a nie
była. Urodził się w Salem 29 lutego (tak, urodziny wyprawia raz na cztery lata)
1984 roku. Praktykujący ateista. Z wyróżnieniem skończył matematykę na
Harvardzie, zrobił pińcet fakultetów założył sklep, w którym przedaje wędki i
spławiki, bo jego życie, chociaż szczęśliwe, to jedno wielkie gunwo. Alcide
lubi swoją pracę i tłumaczenie swoich problemów egzystencjalnych na podstawie
równań matematycznych, lubi też swoją kanapę i nienawidzi okularów, które nosić
musi. Dostaje szału, gdy po przemianie zapomina, gdzie zostawił ubrania i biega
po lesie tak, jak go Pan Bóg stworzył i nie lubi idiotów na Facebooku i
Twitterze oraz hipsterów a także swagersów. Ale uwielbia gibać się do Pet Shop
Boys i pić tanie wino. Czasem tylko nie może spać w nocy i notorycznie rzuca w
gołębie kapslami po coca-coli. Nadal mieszka z mamusią. Na pohybel.
Druga postać, jakoś
tak mnie wzięło, kłania się Anastasia; jakiś mądry czeski poeta w tytule;
Zachary Levi <3 Karta częściowo gdzieś już była. Wątki średnie, dziwne, powiązania, spoko luz.
[Aww, uwielbiam wilczki *.* To jak? Wątek? Rzucisz pomysłem, a ja zacznę? Alessia jest nowa w stadzie.]
OdpowiedzUsuńAlessia
[ Wąteeek chcę i nie ma nie! Proszę się zaraz stawiać pod Zuzki kartą! ;)]
OdpowiedzUsuńZuze
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[TY!!!! znów Cię znalazłam, chociaż prawie pominęłam xD
OdpowiedzUsuńChcę wątek z twoim wilczkiem! ^^
Blind ]
[Miriam będzie kupować robaki, Alcide może zainteresować się, jakie ryby będzie łowić. Ot, banał. Witam się!]
OdpowiedzUsuńMiriam
[Hahahaha, niech Veri go spotka jak lata goły po lesie szukając ubrania. xD Już widzę ten jej rozbawiony wzrok i jak się zastanawia "Wyczarować mu ubranie? Oto jest pytanie!" xDDDDDDDD]
OdpowiedzUsuń[Ale ona jest przenośnie krótkowzroczna xP W sensie nie zastanawia się, że jak skończy to może złamać nogę - najpierw skoczy, bo chce się znaleźć na dole, a potem będzie się martwić, że będzie miała połamane nogi xP Ale zioła może ją uczyć palić - czemu nie. Tylko najpierw się poznają, bo w końcu jest nowa. Masz pomysł gdzie? I w jakich okolicznościach?]
OdpowiedzUsuńAlessia
Mara zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że nieustannie ktoś zaglądał przez okno do środka Coven i podglądał ją przy pracy. Co spodziewało się dostrzec społeczeństwo? Tego Mara nie wiedziała. Może myśleli, że w wolnym czasie uprawia dziki seks z Hankiem, bo nudno się zaczęło robić. Trudno orzec. Fakt faktem, że przestało jej to przeszkadzać, a nawet wbiło się w jej normalny rytm dnia.
OdpowiedzUsuńCzęść mieszkańców, jak to się ładnie mówi, olewała, do innych się uśmiechała, kiedy ich twarze pojawiały się po przeciwnej stronie szyby. Byli i tacy, jak Alcide na przykład, którym Mara machała z uśmiechem na twarzy i powracała do wykonywanych czynności, które często polegały na wysłuchiwaniu miejscowych ploteczek.
Słyszała opinie o właścicielu sklepu z naprzeciwka i nigdy ich nie rozumiała. Bo co komu przeszkadzało w jego wyglądzie? Ona uważała go za całkiem interesującego przedstawiciela płci przeciwnej. Co prawda fakt, że mieszkał z matką wydawał jej się nieco zabawny, ale to głównie dlatego, że nie mogła sobie wyobrazić tej dwójki razem. Poza tym znała go od tej czarującej strony, wobec niej był bowiem zawsze bardzo dobrze wychowany. Hank niejednokrotnie naśmiewał się z niej, że ślepy widzi więcej niż ona, ale Mara w takich wypadkach wzruszała ramionami i nie ciągnęła tematu.
W końcu ją i Alcide'a łączyło jedynie coś na kształt przyjaźni. To nic, że uważała go za przystojnego. Prawda?
Tego dnia korzystając ze względnie ładnej pogody postanowiła umyć okna. Stało więc to stworzenie na zewnątrz budynku z ręcznikami w ręku i zawzięcie szorowało wielką szybę. Chude takie, wykonujące niesamowite akrobacje, co by się dostać do najwyższych części. Grzecznie odpowiadała na powitania miejscowych moherów, a potem przeklinała dzień, w którym jej babka zapisała jej Coven. Na cholerę mi ta szyba.
Jak się jednak okazało, w ładnie umytym kawałeczku tuż obok jej twarzy, odbijał się widok sklepu naprzeciwko, przed którym właśnie pojawił się jego właściciel.
- Cześć, Al! - krzyknęła, skacząc sobie po parapecie, już nie tylko po to by gdzieś dosięgnąć, ale i po to, by nie zamarznąć. Wady bycia człowiekiem.
[ wątek, wąteczek, wątunio? :D moje stwory już trochę znasz. Z którym chcesz? :D zapraszam pod kartencje ;) ]
OdpowiedzUsuńJasmin Scott / Clarence Thompson
[ Alcide? ;> *O* Czytałaś/łeś, lub też oglądałeś/łaś Czystą krew? ;>
OdpowiedzUsuńI przy okazji, masz ochotę na wątek z Norą?]
Nora Moonray
[ Aaaa witam kolejnego serialowca :*
OdpowiedzUsuńNora jeszcze nie jest w watasze, jest niezdecydowana czy zostać, czy wyjechać, ale Alcide może być jej przyjacielem jeśli chcesz :D I może ją na przykład namawiać do pozostania w Salem...I owszem, znajdzie mu dziewczynę jeśli i tego chcesz ;> Albo...huhu to już wyjdzie w praniu. Zaczynam więc...]
Trzymając długopis w ustach, przerywałam kolejną kartkę w notesiku do zamówień i wieszałam ją na klamerce dla kucharza. Dzień był dość leniwy i niewielu klientów odwiedziło dziś moje miejsce pracy.
W rewirze, który obsługiwałam wiało pustkami, więc miałam to szczęście i na chwilę klapnęłam na stołku barowym.
Nie lubiłam takiej bezczynności, bo zawsze w wolnej chwili zajmowałam myśli czymś cholernie ważnym, co zawsze odkładałam na potem.
Rozmyślałam nad wyjazdem i watahom. Nie byłam dobrym wilkiem, nie ulegałam zbyt łatwo, do tego byłam kobietą...
Przeczesałam włosy ręką.
Łatwiej byłoby wyjechać na teren mniej...zawilczony.
Rozumiałam każdy aspekt...Nie przetrwa sama. Jestem słabą kobietą-wilkołakiem...Brednie...
Drzwi do baru nagle stanęły otworem, a w przejściu pojawiła się znajoma mi twarz. Uśmiechnęłam się delikatnie na jego widok.
Jedyny wilk, przy którym nie mam ochoty zmienić się w krwiożerczą bestię.
- Sadzaj tyłek gdzie chcesz Alcide! - krzyknęłam do niego od razu zeskakując ze stołka i łapiąc notesik.
Nora Moonray
Mara obserwowała wyczyny wilkołaka z duszą na ramieniu - i po co go wołała, jak teraz biedak wpadnie pod jakiś samochód? Swoją drogą zielarka uważała owe przedmioty codziennego użytku za zło wcielone, propagujące lenistwo i przede wszystkim zanieczyszczające środowisko jej cudnych ziółek. Sama samochodu rzecz jasna nie posiadała i dlatego beż żadnych skrupułów wykorzystywała innych w celach podwózek.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, Mara przeżyła chwile grozy, przeklinając w myślach swój pomysł powitania Ala. Bo co ona zrobi z na wpół rozjechanym wilczkiem?
Całe szczęście sąsiadowi udało się przejść spokojnie i Mara mogła skorzystać z wymówki na przerwanie znienawidzonej czynności. Obróciła się twarzą do swojego nowo zdobytego rozmówcy.
- A co jak szyba postanowi cię zaatakować? Będę odpowiadać jak za człowieka.. - rzuciła żartobliwie i choć obdarzyła obdarzyła nieożywiony przedmiot rozmowy podejrzliwym spojrzeniem, nic nie wskazywało na to, żeby szyba miała niecne zamiary. Ale w Salem wszystko możliwe.
Mara z westchnieniem złapała się muru i zeskoczyła z parapetu. Chwiejnie wylądowała na chodniku chwytając się Alcide'a, co by złapać równowagę.
- A tobie co? - wskazała głową w kierunku białego krzesełka. - Starości się nie możesz doczekać, czy jak?
Spacery po lesie to było to, co w Salem przypominało Veri o domu. Może zgrywała bezduszną sukę, która tylko czeka na moment, żeby ci dogryźć, ale jeśli coś na tym świecie kochała, to zdecydowanie był to jej dom. Jej Rodzina. Grono ludzi równie zepsutych co ona. Władców, panów własnego życia, manipulatorów, egoistów. Od lat wychowywano ich w przeświadczeniu o wyższości nad innymi rasami i nie można było tego od tak zmienić. Mieszkańców Salem nie uważała za ostrożnych i dbających o bezpieczeństwo, ale ostatnich tchórzy, którzy nie doceniają daru, jaki mają. Krycie się po kątach z magią, którą tak łatwo zatuszować dla ludzkich oczu, wydawało jej się najbardziej bzdurnym posunięciem z możliwych. Bo co, bo manipulacja ludzkim umysłem jest niemoralna? Bo każdy powinien być równy? Bzdura. Natura nie po to wyróżniła niektórych ludzi specyficznym darem, aby z niego nie korzystać. Nie po to stworzyła istoty nadprzyrodzone, aby ktoś miał je usuwać. Pere verest wyróżniali się spośród innych czarownic swoim podejściem do spraw wydawać by się mogło oczywistych. Żaden inny klan nie bratał się z wampirami, nie próbował pomagać wilkołakom. Nie korzystał z nauk nimf. Oni doceniali wiedzę długowiecznych stworzeń i jej nie odrzucali. Wręcz przeciwnie, brali sobie do serca wszystko. Dzieci od małego uczyli korzystania z mocy, a magii nie dzielili na czarną i białą. Nie było ograniczeń, bo każdy miał prawo do wiedzy, do informacji.
OdpowiedzUsuńW Salem na każdym kroku widziała ludzi pozostawionych samym sobie. Wiedźmy, które nie umiały panować nad swoją energią; wampiry rzucające się z głodu komuś na szyję; odstawione na bok wilkołaki i inne istoty. Łowcy czekali za każdym rogiem, aby pozbyć się nadludzi, a część nie umiała się nawet bronić. Jej rodzina była inna. Może nie byli idealni, może byli brutalni, a dzieciństwo Veri pełne agresji i krwi, ale troszczyli się o siebie na tyle, aby móc żyć pełnią życia. Bez chowania się po kątach, bez uciekania w cień. Chodzili po ulicach dumnie, a nie kryjąc się po kątach.
Las dawał jej poczucie wspólnoty z ludźmi oddalonymi o tysiące kilometrów. Drzewa zawsze wyglądają tak samo, a przynajmniej są do siebie bardziej zbliżone niż dom do domu, niż człowiek do człowieka. Mogła udawać, że wcale nie wyjechała, a zza rogu zaraz wyskoczy gromada czarowników, którzy przed chwilą skończyli się pojedynkować albo wracają ze swojego treningu walki wręcz prowadzonego przez wampiry. W Salem lasy kipiały pustką i Veri zdążyła się przyzwyczaić, że nikogo w nich nie napotyka, więc jakie było jej zdziwienie (którego nie mogła dać po sobie poznać w inny sposób niż rozbawionym uśmiechem), gdy zza drzewa wyskoczył nagi mężczyzna. Zaraz po aurze poznała w nim wilkołaka.
— Szukasz czegoś? — rzuciła, z rozbawieniem wypisanym na twarzy.
To, że ją objął wydawało się tak naturalne i normalne, że Mara nawet nie zwróciła na to specjalnie uwagi. Natomiast to, co nastąpiło potem...Taak. Musiała przyznać, że klepania po głowie to się akurat nie spodziewała, ale z drugiej strony miała do czynienia z Alcide'm, więc czemu ona się w ogóle dziwiła? Przecież doskonale wiedziała, że z nim większość naturalnych zachowań wcale nie ma miejsca i trzeba do tego przywyknąć. Co dziwne, nie odczuła potrzeby warknięcia na niego za sprowadzanie jej w ten sposób do poziomu dziecka, co w normalnych okolicznościach byłaby uczyniła. Dlaczego? A któż raczy wiedzieć?
OdpowiedzUsuńNawet nie próbowała nadążyć za jego tokiem rozumowania, nie próbowała zrozumieć co siedzi w tym matematycznym umyśle, bo najzwyczajniej w świecie nie była w stanie. Była jednak niezmiernie wdzięczna, że chwycił za te szmaty, bo choć kobietą była i do prac domowych ją szkolono, to jakoś nigdy ją do tego nie ciągnęło.
- Ratujesz mnie właśnie, przed niechybnym wybuchem wściekłości - zauważyła, opierając się o mur. Przyglądanie się, jak Alcide wyręczał ją w tym zadaniu, było znacznie przyjemniejsze.
- Cudownie. Będzie mi się świetnie zbierało zioła, jak z polany zrobi się bagno. Wcale się nie pochoruję - mruknęła z irytacją. Nie lubiła tej pory roku, bo bardzo ograniczała ją w tym, co Mara kochała robić, czyli w spacerach wcześnie rano po nowe rośliny. - Jeszcze jakieś radosne wieści? - rzuciła już nieco pogodniej.
Po raz pierwszy od dawna, Mara czuła się tak wyluzowana w towarzystwie innego paranormalnego niż Hank. Zwykle osoby, z którymi miała do czynienia były przewidywalne, nudne wręcz. A tutaj? Proszę. Ona o sprawach przyziemnych, on rzuca spontanicznym komplementem i jeszcze myśli, że ją może urazić.
OdpowiedzUsuńNa jego tłumaczenia zareagowała radosnym śmiechem.
- Spokojnie, przecież nie masz się z czego tłumaczyć - powiedziała, widząc strach w jego oczach, kiedy na nią patrzył.
Czy była aż tak przerażająca, że inni bali się z nią rozmawiać?
- I co ja mam z tobą zrobić, co? - zapytała, kręcąc głową z uśmiechem. - Przychodzisz, myjesz za mnie okno, komplementujesz i jeszcze proponujesz matematyczne wyliczenie pojawienia się burzy - wyliczała. - Uważaj, bo się zacznę przyzwyczajać i co wtedy?
Ktoś z miejscowych właśnie przechodził obok sklepu i uprzejmie powitał ich dwoje. Mara w podobnym tonie życzyła miłego dnia i powróciła spojrzeniem do Alcide'a.
- Dziękuję - powiedziała po prostu, wpatrując się w niego uważnie. Zagryzła nieświadomie dolną wargę, usilnie zastanawiając się czy powinna wnikać w to, co się z nim dzieje. Bardzo chciała wiedzieć, czym się tak stresuje, z drugiej strony nie chciała wchodzić z butami w jego życie.
- Hej, nigdy nie przepraszaj za to kim i jaki jesteś!
OdpowiedzUsuńNo Mara, zaczynasz prawić morały, czas z tym skończyć strofowała samą siebie w myślach. Wyciągnęła rękę przed siebie i zabrała od Alcide'a swoją szmatę do okna i wrzuciła ją do wiaderka, a chlupot jaki się rozległ przypomniał jej o przepowiedzianej przez jej rozmówcę pogodzie. Dziewczyna mimowolnie się wzdrygnęła.
Teraz to już na pewno czas przestać myśleć.
- Drinków i paciorka nie odmawiam - odparła w końcu, uprzytomniają sobie, że Alcide czeka na jej odpowiedź. Naprawdę nie widziała powodów dla których miałby ją za cokolwiek przepraszać, ale po co drążyć temat, jak się stoi przed obliczem miłego wieczoru? - Także bardzo chętnie,
Przez chwilę zastanawiała się nad jego ostatnimi słowami, po czym na jej twarzy pojawił się przebłysk zadowolenia.
- Czyli mam rozumieć, że miny zbitego szczeniaka też nie będziesz uskuteczniał? - żartobliwy ton, szeroki uśmiech. W głębi duszy żywiła taką nadzieję, bo nie umiała się takowej oprzeć.
Hej, Mara, od kiedy ty taka radosna się zrobiłaś?!.
Mara nie miała więc nic innego do roboty, jak schylenie się po wiaderko i wniesienie tegoż dobrodziejstwa do środka, bo jak na złość, żadnej innej duszy chętnej do konwersacji w pobliżu widać nie było.
OdpowiedzUsuńKiedy dzwoneczek nad drzwiami poinformował Marę o przyjściu Alcide'a, dziewczyna była już gotowa i nawet podobna do reszty społeczeństwa, chociaż z biżuterii i futrzaka nie zrezygnowała. Sukienka w kolorze jasnego różu z kokardką na szyi i czarnym, grubym pasem w talii, o dziwo nie posiadała żadnych wzorków, których po pannie Maynard należałoby oczekiwać. A jednak koszule w kotki i motyle nie stanowiły stu procent jej garderoby.
Dzwoneczek spełnił swoją rolę i Mara wyszła z zaplecza sklepu, uśmiechając się do Al'ego. Po drodze zgarnęła torebkę i klucze do lokalu.
- Jeszcze chwileczkę dobrze? - zapytała, rozglądając się po sklepie. Rzadko kiedy zostawiała to miejsce samo, zwykle krążyła gdzieś wokół. Musiała się jednak upewnić, czy wszystko jest w porządku, bo znając własne możliwości mogłaby zostawić jedną ze świeczek zapaloną.
Z dłonią we włosach zrobiła jeszcze szybki przegląd w myślach wszystkich roślin pozostawionych w suszarni, a potem w pogodnym nastroju odwróciła się do niego z powrotem.
- Możemy iść - zakomunikowała.
Zgasiła światła, zakluczyła drzwi. Zostawiła pracę za sobą.
Mara przez te wszystkie lata zdążyła już się przyzwyczaić do samochodu Alcide'a, więc nie robiła na niej większego wrażenia ani tapicerka, ani tym bardziej nie do końca sprawna konstrukcja dachu. Ważne, że jeździł, prawda?
OdpowiedzUsuńZajęła swoje miejsce po stronie pasażera i oparła się łokciem o drzwi, po czym utkwiła spojrzenie w kierowcy.
Panna Maynard nie miała jakieś szczególnej potrzeby znalezienia sie w pubie, gdzie jest nawet odrobinę za głośno dla osoby takiej jak ona - przyzwyczajonej do błogiej ciszy na co dzień. Dlatego nie miała zamiaru krytykować propozycji swojego wilkołaczego przyjaciela, wręcz przeciwnie. Zwłaszcza, że w grę wchodziło wino, na które ochota chodziła za nią już od dłuższego czasu,
- O ile nie pozwolisz, żeby mnie coś zjadło, to nie mam nic przeciwko - odparła pół żartem pół serio. Perspektywa stanięcia oko w oko z takim na przykład niedźwiadkiem, nie wydawała jej się jakoś szczególnie kusząca. Bo owszem, misie fajne są, ale tylko z daleka albo w klatce. O istotach paranormalnych już nie wspominając.
- Co chcesz mi pokazać? - zapytała, autentycznie zaciekawiona.
[Być może :D Zwykle zaczynam, ale czy tym razem mogę liczyć...? Ciężko mi wszystko ogarniać, zwłaszcza, że nie korzystam ze swojego komputera (po raz piętnasty usunął mi się mój tasiemcowy komentarz, bo nie trafiłam w odpowiednie klawisze i krew mnie zalewa -_-). Jeżeli ja mam zacząć, to uczynię to najrychlej jak to możliwe ;3]
OdpowiedzUsuńClarence Thompson
[no spoko może pić u niego na krechę ;P nie dobierać się? O.o za takiego masz Blinda?! no wiesz ty co XDD
OdpowiedzUsuńpasuje mi pomysł. Zaczniesz czy zacząć? jeśli ja mam to nie wiem czy się dziś lub jutro wyrobię, mam ostatnio mało czasu wolnego.]
Blind
Jego uśmiech zamiast konkretnej odpowiedzi wzbudził w niej podejrzliwość, a ciekawość zaczęła ją zżerać od środka w zastraszającym tempie. Przez całą drogę zastanawiała się dokąd jadą, chociaż nieszczególnie zwracała uwagę na to którędy jadą. Ufała mu jako kierowcy.
OdpowiedzUsuńDopiero kiedy wysiedli z samochodu rozejrzała się tak porządnie po tym, co ich otaczało. Usatysfakcjonowana tym, że wylądowali wśród drzew, zerknęła z ciekawością na to, co Alcide trzymał w bagażniku.
Podziękowała w myślach opatrzności za to, że nie kazała jej dzisiaj ubrać obcisłej sukienki, ale taką z rozszerzonym dołem. Mogła więc przystać na warunki Alcide'a, chociaż w pierwszym momencie spoglądała na niego i plecak w swoich rękach bardzo sceptycznie. W końcu wzruszyła ramionami i wykonała jego polecenia, nie chcąc zbędnie przedłużać.
- Ej, za bardzo rozbudzasz moją ciekawość - mruknęła z udawanym niezadowoleniem, wchodząc mu na plecy. Tak naprawdę była bardzo podekscytowana, może dlatego, że nie robiła niczego spontanicznego już od dłuższego czasu. Pisnęła i wybuchnęła śmiechem, kiedy się podniósł - tak dawno nie była na czyichś plecach!
Złapała go mocniej, mając na uwadze to, żeby nie trzymać go za szyję. W efekcie po długim namyśle i kilku przetestowanych kombinacjach, jej dłonie ostatecznie spoczęły na klatce piersiowej Alcide'a.
W momencie, w którym stanęła na ziemi, automatycznie wręcz wygładziła sukienkę. Dama w każdym calu, ot co. Szkoda tylko, że na maksymalnie dwadzieścia sekund, bo potem znieruchomiała i z bycia damą nici.
OdpowiedzUsuń- Wiesz, może i to znam, ale za każdym razem robi to na mnie wrażenie - wyznała, podziwiając panoramę miasta. Wychowała się w nim, z nim wiązała większość swoich pięknych wspomnień przede wszystkim dotyczących rodziny. To w Salem żyła i nie miała zamiaru tego zmieniać, a mimo wszystko piękno tego miasta za każdym razem kazało jej się zatrzymać i chociaż przez krótką chwilę je popodziwiać.
Idąc za nim, dziwiła się gdzie ją prowadzi, bo z pozoru nic w tamtym rejonie nie było. Na szczelinę pewnie nie zwróciłaby nawet uwagi, choć do maleńkich nie należała, gdyby nie to, że Alcide zaczął się przez nią przeciskać.
Jak to było z tymi niedźwiadkami..? przemknęło jej przez myśl, po czym szybko skarciła samą siebie za tego typu rozważania. Dzielnie ruszyła śladem towarzysza, wchodząc do jakiejś jaskini. Kiwnęła głową na znak, że rozumie, chociaż obrócony do niej plecami wilkołak, nie mógł tego zauważyć. Ot, siła przyzwyczajenia. Z uwagi na to, że nie do końca wierzyła swoim zmysłom, wyciągnęła rękę i położyła ją na jego plecach, czując się od razu pewniej.
Zatrzymała się oniemiała, widząc dokąd ją przyprowadził. Świetliki. Nie była pewna, czy jest pod większym wrażeniem ich wyglądu, czy tego, że Alcide ją tutaj przyprowadził.
Zajęła miejsce obok niego i sięgnęła po butelkę wina, wsłuchując się w jego szept. Naprawdę doceniała, że chciał się z nią tym podzielić. Upiła łyk i oddała mu alkohol. Przyglądała mu się przez chwilę w zamyśleniu, przez jej głowę przebiegały różne dziwne myśli. Głównie musiała wypierać te, w których sytuacja w jakiej się znalazła, była łudząco podobna do filmowych, które jako młoda dziewczyna uwielbiała.
- Mam nadzieję, że figurki nie czują się zdradzone - powiedziała cicho, przyglądając się małym świecącym stworzonkom. - I dziękuję, że postanowiłeś jednak się owym niebem podzielić - dodała, obdarzając go uśmiechem. Odchyliła się do tyłu i oparła głowę na kocu, uznając, że tak będzie jej wygodniej. - Często tu przychodzisz?
[Wybacz, że piszę tak późno xP Hah, genialny pomysł, więc jeżeli aktualny, to zabieram się za pisanie ;> I jejku, jak mi się podoba, że w końcu ze stada, a nie "samotny" pff... xP]
OdpowiedzUsuńSzła wolno ulicą pogrążoną w ciemności, ale przecież to nie miało znaczenia, gdyż wilkołaki nawet pod postacią ludzką dobrze widziały w nocy. Wciągnęła powietrze i zamruczała cicho, po czym wsunęła dłonie do kieszeni. Może i była wilkiem, ale wciąć często bywało jej zimno. Jak widać niektóre nieudogodnienia
nigdy nie znikają.
Zanuciła coś cicho i już miała iść dalej, kiedy nagle przystanęła. Poczuła wilkołaka ze swojego nowego stada, którego jeszcze w całości nie poznała, ale na ulicy każdy pozna swego ze stada. Zwolniła i wychyliła się za róg, widząc jak jakiś mężczyzna zamyka sklep. Uniosła kącik ust. Całkiem przyjemne uczucie... wiedzieć, że się gdzieś należy.
Alessia
[Dzień dobry wieczór! Cholernie pozytywna karta, muszę przyznać :)]
OdpowiedzUsuńWujek Samo Zło
[Witam :) co powiesz na wątek?]
OdpowiedzUsuń[Nie wydaje Ci się, bo faktycznie grała. W pierwszym sezonie i teraz w trzecim. :) Co do pomysłu, raczej standardowo, mogli by się spotkać w lesie chociażby, albo w trakcie jego przemiany, kiedy Moira latałaby po lesie jako jakiś zwierzak, a on chciałby ją zaatakować czy coś. Jeśli masz lepszy pomysł, to daj mi znać :)]
OdpowiedzUsuń- Witamy w dwudziestym pierwszy wieku, w epoce myślenia potocznego i wszechobecnych stereotypów - mruknęła cicho w odpowiedzi na jego słowa.
OdpowiedzUsuńTaka postawa mieszkańców Salem niejednokrotnie ją irytowała: dzielenie ludzi na kategorie w kraju otoczeniu niby tolerancyjnym, które jak żadne inne jest przepełnione wszelkiego rodzaju wyrzutkami społeczeństwa. Hipokryzja w czystej postaci.
Zauważyła, że nagle otoczyła ich ciemność i odruchowo wciągnęła powietrze do płuc z zaskoczenia. Nie miała jakiegoś lęku przed mrokiem, ani tym bardziej klaustrofobii, niemniej życie w Salem nauczyło ją reagowania ostrożnie na wszelkie zmiany otoczenia. Całe szczęście tym razem to były tylko świetliki.
Wzruszyła ramionami, nie potrafiłaby się złościć o coś takiego, zwłaszcza, gdy zobaczyła jego błagalne spojrzenie. Widziała, że bardzo się zmieszał.
- Spokojnie, przecież nie zrobiłeś tego specjalnie.. - odparła całkowicie wyluzowana. I byłaby kontynuowała to całe uspokajanie Alcide'a, gdyby nie fakt, że wszystkie myśli wyleciały jej z głowy, a oddech jakoś tak sam się wstrzymał.
Był blisko. Bardzo blisko. A ona, jak to ona w sytuacjach nietypowych, znieruchomiała i jedyne co była w stanie zrobić, to bierne przyglądanie się rozwojowi wypadków. Wpatrywała się więc w niego swoimi szarymi oczami odrobinę pytającym spojrzeniem. Co się dzieje?
Dotknął jej i równie szybko odsunął się, pozostawiając ją z chaosem w głowie, bo wszystkie myśli i odczucia uderzyły ją z wielką siłą. Mara czuła się.. zagubiona. Rzadko kiedy była w stanie, w którym nie miała pojęcia co zrobić, jak zareagować, a już w szczególności co myśleć.
A jaki jest najskuteczniejszy sposób na poradzenie sobie z mętlikiem w głowie? Zastąpienie go innym. Sięgnęła więc po butelkę wina stojącą obok Alcide'a i wlała w siebie trochę alkoholu, mając nadzieję, że to w czymś pomoże.
Siedziała przez chwilę w milczeniu, nie patrząc na swojego towarzysza tylko na butelkę trzymaną w ręku.
- Czy próby poradzenia sobie za pomocą alkoholu z czymś czego się nie ogarnia, podchodzi już pod alkoholizm? - zapytała cicho, przenosząc na niego swoje uważne spojrzenie. Na ustach błądził jej uśmiech, cała ona, usilnie próbująca przekonać się, że to nic, że powinna to zbagatelizować.
Tylko skoro to nic takiego, to czemu czuła inaczej?